Egoiści czy marzyciele, czyli co nieco o La La Land i Whiplash
Wybrałem się (ja=Jerry) z Żoną na „La La Land”, który to film jest ponoć eskapistycznym, hollywoodzkim hołdem dla marzycieli. Czy naprawdę? Dlaczego finał wywołał we mnie tak negatywne odczucia? Co wspólnego ma „La La Land”, z debiutanckim dziełem Chazelle’a, czyli „Whiplashem” i dlaczego nie podoba mi się wymowa obu filmów? Posłuchajcie i podzielcie się swoimi wrażeniami!
Podcast: Play in new window | Download


Warto posłuchać wywiadów z Chazellem, La La Land powstał w jego głowie jeszcze przed Whiplashem, kiedy to nie wiedział, w którą stronę pójdzie jego kariera i początkowo chciał zostać muzykiem ale zrezygnował z tego pomysłu, zrealizował się w inny sposób i osiągnął niespodziewany sukces. Więc wybrał zakończenie, które czuł po prostu i ja je kupiłem. Dodatkowo za młodu naoglądał się musicali, wiele na niego wpłynęło i La La Land czerpie garściami z innych tytułów, a gorzkie zakończenie jest żywcem wyjęte z Parasolek z Cherbourga. Fakt, przez barwną oprawę audiowizualna marketing sprzedawał ten film jako romantyczną pozytywną historię, ale czy chciałbyś żeby trailer pokazywał te smutniejsze momenty i rozczarowania? Ja raczej nie 🙂 I nie żałuje bo ten film to uczta dla oczu i uszu, a od jakiegoś czasu podobaja mi się gorzkie zakończenia.
Przy Whiplash byłem przerażony terrorem jaki dzieje się na ekranie, a nie zastanawiałem się nad tym czy główny bohater spełni swoje marzenie i czy wybrał odpowiednią drogę do tego 😛
Wiesz co, ja bym nie miał problemu z gorzkim zakończeniem. Ale 1) to nie ma sensu w kontekście całej opowieści (nic, ale to nic mi nie tłumaczy dlaczego musieli się rozstać) 2) tak jak argumentowałem to przez parę minut 😉 dla mnie konkluzja albo marzenia, albo miłość jest bardzo kontrowersyjna. Bo co do strony audio-wizualnej to pełna zgoda.
No a wiesz, tym bardziej finał i jego wymowa powinny w widzach wywoływać negatywne emocje. A ku mojemu zaskoczeniu, większość uważa to za happy end 😉
Jest tak jak mówisz. Tylko że to nic złego postawić marzenie nad człowieka. Choć brzmi to zdanie brzmi okrutnie, nie sądzisz 😉 Chazelle opowiada historie które przez pryzmat spojrzenia na tradycyjne wartości są niedopuszczalne. A co gorsza robi to w dość naiwny sposób. Bo u niego nie ma kompromisów, a nawet sytuacji które by z kompromisów zwalniały. U niego jest dwie drogi, a jakakolwiek próba połączenia ich jest zaniechana. Jeśli jednak przymknąć oko na to, jestem w stanie zrozumieć jego spojrzenie.
Tak na prawdę, reżyser zadaje tu niewygodne pytania. Pokazuje że związek, rodzina, przyjaciele to czas. Jeśli nie zainwestujemy w nich tego czasu, to się rozpadnie. Ale co jeśli mamy pasję, jeśli czujemy siłę by stworzyć coś wielkiego, może warto by się to rozpadło. W końcu związki, rodzina, przyjaciele rozpadają się czasami same z siebie. A my zostajemy z niczym. Marzenia też czasami się nie spełniają. Chazelle pokazuje widzom że mają wybór. Że skoro jesteśmy różni, może miłość nie jest dla każdego, może lepiej byśmy się czuli gdybyśmy byli sami, a może nigdy nie znajdziemy równowagi. Ja widzę w tych filmach jednak pochwałę wyborów, tylko twórca skupił się na tych mniej oczywistych. Bo gdyby bohaterowie zostali biednymi trampami, ale na końcu przytuleni wpatrywaliby się w zachód słońca, to byśmy uznali że wszystko cacy, mimo że reżyser przemilczał iż to oznaczałoby kłótnie o rachunki, pożyczki, pracę w której się nie widzą. Gdyby zostali razem, tęskniliby za marzeniami. Mając marzenia tęsknią za sobą. Wszystkich srok nie złapiesz za ogon. Twórca pokazał tylko iż mimo że wszyscy Ci mówią którą masz złapać, ostatecznie to ty wybierasz.
No czy to coś złego to pewnie zależy dużo od indywidualnego podejścia. Fajnie (i bardzo słusznie) to nazwałeś pochwałą wyborów. Ale widzisz, trafiłeś chyba w sedno mojego problemu. Chazelle stawia niewygodne pytania, ale udziela dość naiwnych odpowiedzi. Bo jako gość, który z jednej strony ma swoje pasje, a z drugiej strony rodzinę i przyjaciół, nie rozumiem tego zero-jedynkowego podejścia. Bo dla mnie jest oczywiste, że to są kwestie bardzo indywidualne i nie ma jednej recepty. Nie bez przyczyny są Ci egoiści w tytule :p Ale przecież życie to sztuka kompromisów. Ja nie mogę serio traktować opowieści o tym, że albo marzenia, albo praca/rodzina/przyjaciele. Naprawdę to są rzeczy nie do pogodzenia? Zresztą dlatego tak mnie zirytowała ta scenka „co by było gdyby”, przecież Chapelle nie pokazał w sumie co się stało, że to nie jest zakończenie, które dostaliśmy. I co? To, że Mia jest z kimś innym to ucina problemy z rachunkami? Tak zwane „prawdziwe życie” upomni się o każdego marzyciela. Po prostu o jednych szybciej niż myślą.