Belfer: odcinki 1–4

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Pulpozaur.pl. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Piotr Gór­ski: Daw­no nie mie­li­śmy tak dobre­go seria­lo­we­go roku nad Wisłą. Dru­gie­go paź­dzier­ni­ka do wal­ki o tytuł naj­cie­kaw­szej pro­duk­cji dołą­czył Bel­fer – kry­mi­nał zre­ali­zo­wa­ny siła­mi TVN dla Canal+. W roli tytu­ło­wej Maciej Stuhr. Reży­se­ru­je Łukasz Pal­kow­ski (zna­ny z hito­wych Bogów, ale odpo­wie­dzial­ny rów­nież za 39 i pół, Stra­ża­ków czy Ple­ba­nię). Za sce­na­riusz odpo­wia­da­ją Moni­ka Powa­lisz oraz Jakub Żul­czyk, czy­li rów­nież zna­ne postacie.

Fabu­lar­nie Bel­fer przy­na­le­ży do obec­nie chy­ba naj­po­pu­lar­niej­sze­go pod­ga­tun­ku. Mamy małe mia­stecz­ko na Mazu­rach, w któ­rym zamor­do­wa­na zosta­je lice­alist­ka. Śledz­two obser­wu­je­my z per­spek­ty­wy poli­cji, cywi­li pró­bu­ją­cych roz­wi­kłać zagad­kę na wła­sną rękę, rodzi­ny i przy­ja­ciół zamor­do­wa­nej. Spra­wa oka­zu­je się wyjąt­ko­wo trud­na, gdyż każ­dy z boha­te­rów ma na sumie­niu coś, co pod­da­je w wąt­pli­wość jego uczci­wość i praw­do­mów­ność. Sło­wem, oglą­da­my to, co już widzie­li­śmy w Bro­ad­church, For­bry­del­sen, Dispa­rue, The Kil­ling i wie­lu, wie­lu innych. Jakie były wasze pierw­sze wra­że­nia? Cie­szy­li­ście się, że widzi­cie coś nowe­go, czy raczej wzdy­cha­li­ście, że kopia Twin Peaks?

Paweł Maj­ka: Wła­ści­wie wca­le nie poczu­łem w Bel­frze chłod­ne­go powie­wu z depre­syj­nej Skan­dy­na­wii. Prę­dzej Twin Peaks, bo i spra­wa zaczy­na się od zabi­tej dziew­czy­ny, któ­rej sekre­ty się­ga­ją i do kole­gów ze szko­ły, i do star­szych miesz­kań­ców. Niby The Kil­ling zaczy­na się tak samo, ale w Bel­frze nie ma tego śmier­tel­ne­go zim­na. Prze­ciw­nie, boha­ter jest tu – od razu to widać – wyra­sta­ją­cy ponad zwy­czaj­ność, a w dodat­ku infor­ma­cje zbie­ra też od dość tajem­ni­czej posta­ci (Pie­czyń­ski), któ­ra ujaw­nia o sobie coś dopie­ro z cza­sem. Do tego to małe mia­stecz­ko, a nie przed­mie­ścia metro­po­lii. I jest w nim cał­kiem swoj­sko, nie skan­dy­naw­sko, ale i nie ame­ry­kań­sko (choć zły milio­ner nawa­la­ją­cy ze strzel­by do rzut­ków sta­je się przez to nie­co komicz­ną kal­ką, zresz­tą przez ten obra­zek też Bel­fer koja­rzy mi się momen­ta­mi z iro­nią bliż­szą raczej dzie­łu Lyn­cha, niż skan­dy­naw­skim dosłownościom).

Michał Rako­wicz: Im dłu­żej nad tym myślę, tym bar­dziej zasta­na­wiam się, czy powi­nie­nem się wypo­wia­dać po tych paru odcin­kach. Bo nie ukry­wam, że z Bel­frem mam pro­blem. Krót­ko przed emi­sją usły­sza­łem z ust Macie­ja Stuh­ra, że to tro­chę Twin Peaks, tro­chę True Detec­ti­ve i dużo nowe­go. I na razie nie widzę wie­le z żad­ne­go z wyżej wymie­nio­nych. Z jed­nej stro­ny wątek głów­ny wyda­je się być nie­źle roz­gry­wa­ny, ale z dru­giej wie­le ele­men­tów pobocz­nych wyglą­da jak nie­za­mie­rzo­na paro­dia, nie­któ­re dia­lo­gi rażą sztucz­no­ścią, a pew­ne ele­men­ty są tak sche­ma­tycz­nie pro­wa­dzo­ne, że moż­na odczy­tać ich kie­ru­nek spo­ro przed cza­sem. Ale kie­dy zaczy­nam się zży­mać na nie­któ­re roz­wią­za­nia, to tro­chę się hamu­ję. Może jed­nak twór­cy mnie czymś zasko­czą i jed­nak prze­ła­mią coś, co z kilo­me­tra pach­nie kliszą?

Piotr: Poroz­ma­wiaj­my o głów­nym boha­te­rze. Paweł Zawadz­ki przy­jeż­dża do mia­sta rów­no z mor­der­stwem i od razu bie­rze się za pry­wat­ne śledz­two. Wpraw­dzie szyb­ko dowia­du­je­my się, że ma odpo­wied­nią moty­wa­cję, ale trud­no pozbyć się uczu­cia, że postać gra­na przez Stuh­ra jest… prze­pa­ko­wa­na. Zawsze zja­wia się w odpo­wied­nim cza­sie i w odpo­wied­nim miej­scu. Ucznio­wie spra­wia­ją pro­ble­my – Zawadz­ki pra­co­wał w popraw­cza­ku. Potrze­ba psy­cho­lo­ga – oka­zu­je się, że skoń­czył psy­cho­lo­gię. Potra­fi nawią­zać kon­takt z każ­dym, kogo spo­tka. Ma kon­tak­ty w War­sza­wie: tej zała­twi zgo­dę na Orli­ka, tam­te­mu pra­cę. Napad­nię­ty przez dwóch zbi­rów, spusz­cza im oklep. Czy to nie prze­sa­da? Nowo­cze­sna tele­wi­zja lubi boha­te­rów sła­bych, pęk­nię­tych, z jakąś wadą albo tajem­ni­cą, któ­ra unie­moż­li­wia im nor­mal­ne życie. Tym­cza­sem tytu­ło­wy bel­fer to połą­cze­nie Ram­bo z McGy­ve­rem. Czy widz w ogó­le kupi tak prze­faj­nio­ne­go boha­te­ra? A może – napręd­ce wymy­śli­łem sobie taką teo­ryj­kę – sce­na­rzy­ści wpusz­cza­ją nas w mali­ny, szy­ku­jąc jakiś twist?

Paweł: Boha­ter tego seria­lu jest, jak dla mnie, jego naj­więk­szym na razie pro­ble­mem. Piszę: „na razie”, bo może się oka­zać, że twór­cy jakoś jed­nak z tego wybrną. Na ten moment spra­wia wra­że­nie cokol­wiek roz­pacz­li­wej pró­by zbu­do­wa­nia posta­ci koniecz­nie i rady­kal­nie innej niż typo­wy boha­ter pol­skie­go kry­mi­na­łu: czy­li wła­śnie roz­pi­ty, poła­ma­ny, nie­ko­cha­ny nawet przez wła­sne­go psa. Zawadz­kie­mu uda­je się abso­lut­nie wszyst­ko i to uda­je się natych­miast (zała­twie­nie zgo­dy w mini­ster­stwie zaj­mu­je mu dzień albo dwa, to już nie kry­mi­nał, to fan­ta­sy). Cią­gle jest też domyśl­niej­szy od innych. Prócz przy­mio­tów, jakie wymie­ni­łeś, zna się też na kry­mi­na­li­sty­ce (wyni­ka to z jed­nej z roz­mów). Wła­ści­wie musi się oka­zać gli­nia­rzem na pry­wat­nej wypra­wie, ina­czej serial stra­ci sens. Ewen­tu­al­nie – i to moja teo­ria opar­ta na zacho­wa­niu boha­te­ra – jest anio­łem. Zauważ, że kie­dy mło­dzie­niec spa­da spod dachu, Zawadz­ki natych­miast znaj­du­je się w takim miej­scu, żeby go zła­pać, odru­cho­wo wyba­cza wstręt­ne­mu, mole­stu­ją­ce­mu nasto­lat­ki nauczy­cie­lo­wi i poma­ga mu, wła­snym cia­łem zasła­nia łotra przed kulą… Osob­no każ­dy taki przy­pa­dek da się wytłu­ma­czyć, ale gdy poda­je nam się je hur­to­wo, coś zaczy­na nie paso­wać. Albo to jest anioł, albo sce­na­rzy­ści igra­ją z nami, żeby na koń­cu bar­dzo nas zasko­czyć, albo, nie­ste­ty, postać im nie wyszła i psu­je serial. Bo teraz wyglą­da to tak, jak­by super­chrze­ści­jań­ski James Bond mio­tał się po strasz­nej, sko­rum­po­wa­nej pro­win­cji. W takim przy­pad­ku sce­na­rzy­ści nie posłu­cha­li mądre­go ban­kie­ra z Misia i wymie­sza­li ze sobą dwa róż­ne sys­te­my walutowe.

Michał: Głów­ny boha­ter jest dobrze zagra­ny, ale nie­ste­ty zga­dzam się, że moc­no prze­faj­no­wa­ny. Mało tego, pro­ble­my z nim to nie tyl­ko kwe­stia kon­struk­cji posta­ci (psy­cho­log, nauczy­ciel, detek­tyw), ale też pro­wa­dze­nia fabu­ły. Nie podo­ba mi się pod­bu­do­wa­nie moty­wa­cji jaka stoi za jego pry­wat­nym śledz­twem (to jest okrut­nie tania zagryw­ka, a przez zbie­gnię­cie się w cza­sie jego przy­jaz­du i mor­der­stwa, to dodat­ko­wo moc­no zgrzy­ta pod kątem wia­ry­god­no­ści). Sła­bo wypa­da jego „wszech­wie­dza”, per­fek­cyj­na intu­icja i znaj­do­wa­nie się zawsze w odpo­wied­nim miej­scu, w odpo­wied­nim cza­sie. A wątek roman­so­wy wpro­wa­dzo­ny w czwar­tym odcin­ku kom­plet­nie roz­ło­żył mi tę postać (nie dość, że banal­ny i prze­wi­dy­wal­ny, to jesz­cze w ogó­le nie­pa­su­ją­cy do wize­run­ku budo­wa­ne­go w pierw­szych odcin­kach). Przez takie pro­wa­dze­nie opo­wie­ści momen­ta­mi odno­szę wra­że­nie, że Paweł Zawadz­ki nie tyle kształ­tu­je tę fabu­łę, co dzia­ła na zasa­dzie deus ex machi­na. I nawią­zu­jąc do moich pro­ble­mów z oce­ną. To może się jesz­cze zmie­nić na lep­sze, oso­bi­ście mi to pach­nie jakąś mrocz­ną tajem­ni­cą, któ­ra wygna­ła Zawadz­kie­go z War­sza­wy, ale nie­ste­ty mam oba­wy, że ta postać będzie już tak pro­wa­dzo­na do końca.

Piotr: Zgod­nie z regu­ła­mi sztu­ki, seria­lo­we Dobro­wi­ce zalud­nia prze­krój spo­łe­czeń­stwa. Są lokal­ni baro­no­wie (aż dwóch), lokal­ni gang­ste­rzy (moje pyta­nie, czy taki ktoś woził­by się kla­sy­kiem, czy raczej współ­cze­snym BMW), poli­cja, wścib­ski dzien­ni­karz, ucznio­wie grzecz­ni, ucznio­wie bar­dziej od nauki inte­re­su­ją­cy się łatwym zarob­kiem… Czy to nie za bar­dzo ste­reo­ty­po­we? Kie­dy w czwar­tym odcin­ku widzi­my kry­zys mał­żeń­ski Molen­dów przy­po­mi­na­ją się wszyst­kie seria­lo­we mał­żeń­stwa na pokaz. Obo­je boga­ci, obo­je nie­szczę­śli­wi, gra­ją w grę pozo­rów. Doda­jąc jesz­cze jego inte­re­sy z pogra­ni­cza legal­no­ści, otrzy­mu­je­my posta­ci z dowol­ne­go skan­dy­naw­skie­go kry­mi­na­łu. Takich życio­ry­sów poży­czo­nych od innych przed­sta­wi­cie­li gatun­ku jest wię­cej. Jak­by­śmy na dzień dobry zna­li ich wszyst­kich od pod­szew­ki. Z dru­giej stro­ny Bel­fer chce zaska­ki­wać. W jed­nym odcin­ku wuefi­sta Porę­ba (Łukasz Sim­lat) jest nie­bez­piecz­nym zbo­czeń­cem, w dru­gim zaś oka­zu­je się jed­nak krysz­ta­ło­wo czy­sty. Niby o taką grę pozo­rów i fak­tów w dobrym kry­mi­na­le cho­dzi, jed­nak powin­na się ona opie­rać na suge­stii (boha­te­ro­wie ule­ga­ją złu­dze­niu, któ­re udzie­la się i nam), a nie na łopa­to­lo­gicz­nym dekla­ro­wa­niu tezy, a potem jej zaprze­cze­nia. Co, jeśli tak będzie przez całą serię?

Paweł: Im wię­cej odcin­ków tego seria­lu oglą­dam, tym bar­dziej się boję tego, co nadej­dzie w kolej­nych. Pierw­szy odci­nek bar­dzo mi się podo­bał, odno­si­łem wra­że­nie, że jestem umie­jęt­nie wpro­wa­dza­ny w świat i fabu­łę. Ba, pomy­śla­łem, że twór­cy ze mną igra­ją, pusz­cza­ją do mnie oko, bawią się sche­ma­ta­mi (tro­chę prze­gra­ny dzien­ni­karz koniecz­nie pije, boha­ter wycią­ga kolej­ne doświad­cze­nia zawo­do­we na zawo­ła­nie, zły milio­ner kie­dy tyl­ko może strze­la do rzut­ków, a mło­dzież lice­al­na sta­ra się być jak ze Skins). Ale coraz bar­dziej boję się, że oni to wszyst­ko robią na poważ­nie i to sier­mięż­ne uży­wa­nie sche­ma­tów nie jest grą z widzem, ale zagu­bie­niem twór­ców. Mimo wszyst­ko wciąż I want to belie­ve, taki Żul­czyk nie jest prze­cież lice­ali­stą, uwa­ża­ją­cym, że pro­ste poskle­ja­nie wąt­ków wystar­czy. Z dru­giej stro­ny, może auto­rzy sądzi­li, że wystar­czy nie nakrę­cić kry­mi­na­łu w War­sza­wie, a intry­gi nie oprzeć o poli­ty­ków i już powsta­nie dzie­ło, jak na nasz rynek, ory­gi­nal­ne ponad wszel­kie wyobra­że­nie? Trosz­kę mie­li­by, nie­ste­ty, racji. Kło­pot w tym, do kogo kie­ro­wa­li serial? Jeśli do ludzi zaoglą­da­nych w bry­tyj­skich, skan­dy­naw­skich i co lep­szych ame­ry­kań­skich kry­mi­na­łach, to dla takich widzów sama uciecz­ka z War­sza­wy to może być za mało.

Michał: Nie­ste­ty podzie­lam Wasze oba­wy. Otwar­cie mnie zawio­dło, głów­nie poprzez namno­że­nie ele­men­tów, któ­re są okrut­nie kli­szo­we. I oczy­wi­ście kry­mi­nał to gatu­nek moc­no skon­wen­cjo­na­li­zo­wa­ny i kli­sze moż­na zmyśl­nie wyko­rzy­stać, na co naro­bił mi tro­chę ape­ty­tu dru­gi odci­nek. Ale kolej­ne dwa zamiast kon­ty­nu­ować zaba­wę z widzem, zaczy­na­ją coraz moc­niej iść w sche­ma­tycz­ność. Serio każ­dy syn boga­czy musi być takim dup­kiem? Napraw­dę każ­dy lokal­ny biz­nes­man to wan­na­be Ojciec Chrzest­ny? Do tego to mia­sto i fabu­ła jest pro­wa­dzo­na w taki spo­sób, aby­śmy mie­li jak naj­wię­cej róż­nych posta­ci, co pew­nie ma poma­gać mylić tro­py i spra­wiać wra­że­nie, że ten świat żyje. Ale twór­cy sobie z tym nie radzą. Prze­pra­szam, ale np. wątek syna Molen­dów (czy w zasa­dzie obu ich synów) to jest rzecz pocią­gnię­ta tak gru­bą kre­ską, że w ogó­le tego nie kupu­ję. Co wię­cej, tu poja­wia­ją się pew­ne rze­czy, któ­re spra­wia­ją wra­że­nie porzu­co­nych. Wspo­mnia­ny wufe­ista oka­zał się być zmył­ką. Ale czy napraw­dę? Nie zabił, ale oskar­że­nia nie tyczy­ły się tyl­ko mor­der­stwa. A odnio­słem wra­że­nie, że sce­na­rzy­ści w ogó­le o tym zapomnieli.

Piotr: Ostat­nio każ­dy pol­ski serial lubi się chwa­lić tym, jaki jest nie­po­lski. Wszy­scy się porów­nu­ją do HBO, Net­flik­sa, Gry o tron, House of Cards czy True Detec­ti­ve. Ten ostat­ni, cho­ciaż względ­nie nowy, musiał się odbić echem wśród kra­jo­wych fil­mow­ców, bo ci nagle poko­cha­li dro­ny i sze­ro­kie pano­ra­my. W Bel­frze też mamy kil­ka pano­ram, ale bez prze­sa­dy. Naj­więk­szą wizu­al­ną eks­tra­wa­gan­cją jest uży­cie ste­ady­ca­mów (uży­cie wywal­czo­ne u opo­nu­ją­cych pro­du­cen­tów, jak opo­wia­dał w wywia­dzie ope­ra­tor). Domi­nu­ją inspi­ra­cje Skan­dy­na­wią. Minę­ły już czte­ry odcin­ki, a ja wciąż się zasta­na­wiam nad wykre­owa­ną w seria­lu rze­czy­wi­sto­ścią. Czy Dobro­wi­ce nie są zbyt ład­ne i zadba­ne jak na pro­win­cjo­nal­ną dziu­rę bez per­spek­tyw? Oglą­da­my jesz­cze Pol­skę, czy już uda­wa­ną Szwe­cję? Nie­któ­re pomy­sły daje się obro­nić (popy­ta­łem zna­jo­mych i oka­za­ło się, że w nie­któ­rych szko­łach funk­cjo­nu­ją takie „ame­ry­kań­skie” szaf­ki dla uczniów), inne raczej nie (Porę­ba nie bie­rze adwo­ka­ta, bo go nie stać, ale gdzie jest obroń­ca z urzę­du? Pro­ku­ra­tor, oso­ba waż­na w pol­skim apa­ra­cie spra­wie­dli­wo­ści, też się jesz­cze nie pojawił).

Paweł: Przy­naj­mniej nie wszy­scy miesz­ka­ją tu w wypa­sio­nych apar­ta­men­tach z wido­ka­mi na noc­ną pano­ra­mę mia­sta, jak w więk­szo­ści seria­li wypro­du­ko­wa­nych przez TVN (a ma on swój udział w Bel­frze). To już coś. Myślę, że Dobro­wi­ce są umow­ne, bo być muszą. Nie są przy tym prze­gię­te, jak boha­ter, któ­re­go umow­ność trzesz­czy w szwach. Mało kto stra­wił­by reali­stycz­ny kry­mi­nał o pod­pi­tym wła­my­wa­czu roman­su­ją­cym z gru­bą sześć­dzie­się­cio­let­nią wła­ści­ciel­ką knaj­po­skle­pu i rabu­ją­cym dom wój­ta roz­gry­wa­ją­ce­go prze­kręt życia zwią­za­ny ze sprze­da­wa­niem na lewo pię­ciu hodow­la­nych kar­pi tygo­dnio­wo. Dla­te­go w Bel­frze poja­wia­ją się uprosz­cze­nia, a nie­któ­re posta­ci zda­ją się cza­sem pocho­dzić z baśni o innym kra­ju. Moż­li­we, że serial i na tym pozio­mie jest naszpi­ko­wa­ny obra­za­mi nie tyle ze świa­ta real­ne­go, co ze świa­ta popkul­tu­ry. Nie dzi­wił­bym się temu. Widzo­wie seria­li mówią i myślą popkul­tu­rą, ona jest ich języ­kiem. Moż­li­we, że jej memy są nam bliż­sze niż rzeczywistość.
Pro­ku­ra­tor, swo­ją dro­gą, tro­chę się poja­wia. Jeden poli­cjant stra­szy nim dru­gie­go, gdy pró­bu­je ulżyć doli zatrzymanego.

Michał: Tak jak wspo­mnia­łem, dla mnie ten serial ma zde­cy­do­wa­nie więk­sze pro­ble­my niż pew­na ste­ryl­ność Dobro­wic. To jestem w sta­nie zaak­cep­to­wać. Paweł wspo­mniał, że serial może igrać z naszy­mi ocze­ki­wa­nia­mi i przy­zwy­cza­je­nia­mi kon­su­men­tów popkul­tu­ry. To jest ta opty­mi­stycz­na inter­pre­ta­cja i obym się mylił, ale nie­ste­ty chy­ba jed­nak to jest gra, na któ­rej koń­cu nie będzie wiel­kie­go zaskoczenia.

Piotr: Wresz­cie naj­waż­niej­sza spra­wa: intry­ga. Od seria­li kon­ty­nu­acyj­nych ocze­ku­je się wię­cej niż od pro­ce­du­ra­li. Zło­żo­nej fabu­ły, zaska­ku­ją­cych twi­stów, pogłę­bio­nej psy­cho­lo­gii, obo­wiąz­ko­wych wąt­ków społecznych.

Na razie Bel­fer pre­zen­tu­je się stan­dar­do­wo. Tem­po przy­zwo­ite, co odci­nek skre­śla­my jed­ne­go podej­rza­ne­go. Cel głów­ny, czy­li zain­te­re­so­wa­nie toż­sa­mo­ścią mor­der­cy Asi Walew­skiej, wyda­je się speł­nio­ny. Waham się, czy to będzie ktoś skre­ślo­ny na samym począt­ku, kogo ali­bi oka­że się nie tak muro­wa­ne, jak myśle­li­śmy, czy ktoś poza podej­rze­nia­mi, kto cały czas stoi tro­chę z boku (tu mam swój typ). Obsta­wia­cie kogoś?

Osob­ną kwe­stią jest pyta­nie, jak Bel­fer pre­zen­tu­je się na tle kon­ku­ren­cji. Docho­dzą do mnie róż­ne gło­sy. Jed­ni zna­jo­mi mają go za obja­wie­nie (głów­nie dla­te­go, że nie oglą­da­ją rodzi­mych pro­duk­cji), inni czu­ją się roz­cza­ro­wa­ni. W kra­ju żyją­cym legen­dą Gli­ny (BTW zło­żo­ny ostat­nio w TVP sce­na­riusz 3 sezo­nu został odrzu­co­ny „z powo­du sła­bej jako­ści pro­jek­tu, poni­żej pozio­mu poprzed­nich sezo­nów”) kry­mi­nał nie może być po pro­stu przy­zwo­ity. A taki się wyda­je Bel­fer. Nie­po­zba­wio­ny wad, ale żad­ne arcy­dzie­ło. Solid­na rze­mieśl­ni­cza robo­ta, tro­chę za bar­dzo trzy­ma­ją­ca się kon­wen­cji. A może to ele­ment więk­sze­go twi­stu? To się oka­że po finale.

Paweł: Zaży­łeś mnie. W pierw­szym Bro­ad­church win­ne­go obsta­wia­łem nie­mal od począt­ku, bo był za nie­win­ny, a twór­cy tak bar­dzo sta­ra­li się odwra­cać od nie­go uwa­gę, że pra­wie wska­za­li go pal­cem. W Bel­frze chy­ba nie popeł­nia­ją tego błę­du, bo nikt nie wyda­je mi się odpo­wied­nio podej­rza­ny i nie­win­ny. Boję się cze­go inne­go, że twór­cy seria­lu mogą nam wywi­nąć taki sam numer, jak z tym nie­szczę­snym nauczy­cie­lem, któ­re­go przez dwa odcin­ki poka­zy­wa­li nam wyłącz­nie jako szu­ję, by potem trium­fal­nie zawo­łać: „wszy­scy się myli­li­ście, to porząd­ny gość!”. To było bar­dzo kiep­skie zagra­nie, bo jeśli mam się poczuć zaan­ga­żo­wa­ny w fabu­łę, muszę sta­rać się ana­li­zo­wać tro­py, a nie zasta­na­wiać, co twór­cy przede mną ukry­wa­ją, żeby mnie „zasko­czyć”. Przy takiej meto­dzie mor­der­cą może oka­zać się nawet głów­ny boha­ter, po pro­stu w ostat­nim odcin­ku zoba­czy­my sce­ny, któ­re odwró­cą wszyst­ko, co do tej pory nam poka­zy­wa­no, dokład­nie tak samo, jak to mia­ło miej­sce w przy­pad­ku nauczy­cie­la. Pod tym wzglę­dem auto­rzy sce­na­riu­sza zawa­li­li – nie ufam im już.

Michał: Powiem coś nie­co kon­tro­wer­syj­ne­go, ale głów­na intry­ga to chy­ba naj­moc­niej­szy punkt seria­lu, któ­ry nie­ste­ty jest roz­wod­nio­ny głu­pot­ka­mi pokro­ju lokal­nych gang­ste­rów i „vip klu­bów”. Tem­po jest w porząd­ku i całość jest spraw­nie budo­wa­na. Mam tyl­ko oba­wy, że twór­cy tak bar­dzo chcą nas czymś w fina­le zasko­czyć, że dosta­nie­my twist „od cza­py”. Będzie­my mamie­ni zły­mi biz­nes­me­na­mi, wuefi­sta­mi i lokal­ny­mi ban­dy­ta­mi, a mor­der­cą oka­że się ktoś scho­wa­ny w tle lub wycią­gnię­ty z kape­lu­sza. I ja wiem, że to czę­sto pro­blem seria­li kry­mi­nal­nych, dobrym przy­kła­dem jest pierw­szy sezon Bro­ad­church (któ­ry nie­zbyt przy­padł mi do gustu), ale wolał­bym serial pozor­nie zwy­czaj­niej­szy, bez wiszą­ce­go nad nami szo­ku­ją­ce­go twi­stu, ale lepiej roz­pi­sa­ny. Ja na razie swo­je­go typu nie mam, ale co do Bel­fra to zga­dzam się w peł­ni z Pio­trem. Póki co to serial przy­zwo­ity. Na każ­dy faj­ny ele­ment przy­pa­da kil­ka głu­po­tek, ale też mówiąc szcze­rze to ten typ pro­duk­cji, któ­rą dość trud­no oce­niać przed fina­łem. Może jesz­cze ponad tę prze­cięt­ność uda się tej pro­duk­cji wybić i zosta­nę pozy­tyw­nie zasko­czo­ny. Bar­dzo bym sobie tego życzył. Choć po czte­rech odcin­kach, rów­nie praw­do­po­dob­na wyda­je się porażka.

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.

Piotr Górski

http://ziutasiedziwi.blogspot.com/

Krakowianin, Nowohucianin. Urodził się i na tym właściwie kończą się dramatyczne momenty jego biografii. Dużo czyta. Ma eklektyczne gusta. Puścili mu opowiadanie w Nowej Fantastyce.

Paweł Majka

https://szulerlosu.wordpress.com/

Lubi popkulturę a zwłaszcza jej część fantastyczną, polskie seriale oglądał zaś w czasach, gdy innych prawie w telewizji nie nadawali. Ale za to były wtedy wybitne.