Pies Baskerville’ów
Tekst ukazał się pierwotnie na Carpenoctem.pl Skomentuj pod pierwotnym postem!
Zasług Arthura Conana Doyle’a dla literatury detektywistyczno–kryminalnej czy szerzej dla całej popkultury nikt raczej nie zechce podważać. Czy oznacza to jednak, że jego twórczość przetrwała próbę czasu, a literackie przygody Sherlocka Holmesa nadal intrygują? Zastanówmy się nad tym na konkretnym przykładzie – trzeciej z czterech powieści o przygodach detektywa geniusza – „Psa Baskerville’ów”.
Na Baker Street przybywa doktor Mortimer, by opowiedzieć Holmesowi o niezwykłej śmierci sir Charlesa Baskerville’a. Ten majętny mężczyzna na dzień przez czasowym wyjazdem ze swych włości w Baskerville Hall w hrabstwie Devon udał się na spacer po okolicy. Niedługo potem znaleziono go martwego z wyrazem przerażenia zastygłym na twarzy, zaś na pobliskiej ścieżce znajdowały się ślady łap olbrzymiego psa. Wydarzenie to obudziło pamięć o klątwie, którą przodek Charlesa, Hugon Baskerville, rzekomo ściągnął na siebie i swój ród pewnym haniebnym czynem przed laty. Zarówno Mortimer jak i mieszkańcy hrabstwa podejrzewają, że to właśnie piekielny pies sprowadził śmierć na sir Charlesa, a teraz może czyhać na życie jego spadkobiercy, sir Henry’ego.
Holmes oczywiście nie wierzy w nadprzyrodzone istoty, zaś całą legendę określa mianem historii dla amatora bajek, jednak podejmuje się zbadania sprawy i wysyła do Baskerville Hall doktora Watsona, by ten z jednej strony miał oko na sir Henry’ego, a z drugiej strony prowadził swoje prywatne śledztwo i informował Holmesa o wszystkich ważnych wydarzeniach.
Narratorem jest właśnie Watson, dzięki czemu czytelnik w toku lektury wie dokładnie tyle, ile nasi detektywi, a co za tym idzie może rozkoszować się analizowaniem nowych tropów oraz rozważaniem lub odrzucaniem kolejnych podejrzanych. Intryga kryminalna jest zawiła, nie traci jednak przy tym na wiarygodności. Dodatkowo wzbogaca ją wspomniany wątek nadprzyrodzony, zwłaszcza że miejscem akcji większej objętościowo części powieści jest wiktoriańska posiadłość oraz położone w jej pobliżu trzęsawiska, nad którymi regularnie unosi się mgła i rozbrzmiewa dzikie wycie tajemniczej istoty, zaś do najważniejszych wydarzeń dochodzi pod osłoną nocy. Fani literackiej grozy na pewno poczują się więc usatysfakcjonowani.
Jednak nie tylko dla zagadki kryminalnej warto sięgnąć po tę powieść. Niemało miejsca – choć czasem między wersami – Doyle poświęcił relacjom łączącym Sherlocka z Watsonem. Obserwowanie z jednej strony utarczek słownych apodyktycznego i sarkastycznego ekscentryka-geniusza ze spostrzegawczym, acz przeciętnie inteligentnym poczciwcem, z drugiej zaś serdecznej, męskiej przyjaźni łączącej obu bohaterów potrafi sprawić tyle samo radości, co zabawa w detektywa.
Styl powieści być może odbiega od współczesnych standardów, nie jest jednak w żaden sposób archaiczny. W czasie lektury oczywiście czuć, że mamy do czynienia z dziełem powstałym w innej epoce, jednak naprawdę niedzisiejsze elementy powieści (np. sugestia wyleczenia gorączki i majaków wywołanych stresującymi wydarzeniami za pomocą podróży dookoła świata) pojawiają się niezwykle rzadko i są urocze w swojej staroświeckości.
W przeciwieństwie do współczesnych kryminałów nie uświadczymy tu także zbyt wielu wątków społeczno–obyczajowych, gdyż dla Doyle’a nie one jest najważniejsze. Tu liczy się przede wszystkim intelektualna gra detektywa z przestępcą. I ten aspekt powieści został zrealizowany perfekcyjnie. Do końca nie wiemy, kto i w jaki sposób zwycięży w pojedynku wielkich umysłów, gdyż nawet taki geniusz jak Holmes popełnia błędy i nie może przewidzieć wszystkiego. Dzięki temu lektura zwłaszcza drugiej części powieści bywa bardzo emocjonująca.
„Pies Baskerville’ów” zestarzał się więc godnie. Być może w czasie lektury odczujemy, że obcujemy z dziadkiem współczesnych kryminałów, nie zmienia to jednak faktu, że ów dziadek potrafi utrzymać nas swoją opowieścią w napięciu, sprawnie wodzić za nos i niejednokrotnie jeszcze zaskoczyć.