Horrory świata w twoim kinie – rozmowa z Tomaszem Baldzińskim (Fest Makabra)
Ostatnie lata pokazują, że światowe kino gatunkowe, także w konwencji horroru, ma wiele do zaoferowania swoim widzom. Malkontenci mogliby powiedzieć, że jedynie niewielki procent wszystkich produkcji trafia w Polsce do dystrybucji, warto jednak zauważyć, że naprzeciw oczekiwaniom polskiej widowni wychodzą coraz to nowsze inicjatywy. Dwa lata temu zadebiutował lubelski festiwal Splat!FilmFest, zaś w roku obecnym ogólnopolski przegląd filmowy Fest Makabra. O specyfice, recepcji i przyszłości Fest Makabry rozmawiamy z jej organizatorem – Tomaszem Baldzińskim.
Konglomerat Podcastowy: Skąd pomysł na festiwal skupiony na horrorze, tj. na gatunku raczej w Polsce niedocenianym, a nierzadko wręcz pogardzanym?
Tomasz Baldziński: Horror rzeczywiście bywa marginalizowany i pomijany np. w kontekście ważnych nagród czy obecności na największych festiwalach, ale pamiętajmy, że jego największa siła tkwi w ogromnej rzeszy wiernych fanów spragnionych kolejnych mocnych produkcji w kinach. Przełomowe otwarcie filmu „To”, znakomicie przyjętego również w Polsce, pokazuje, że dobry horror jest zawsze w cenie i potrafi zawojować box office, konkurując z gwiazdorskimi filmami uznanych reżyserów. Organizując Fest Makabrę, chcieliśmy przybliżyć polskiej publiczności – zwłaszcza pomijanym przy podobnych imprezach mieszkańcom mniejszych miejscowości – kilka oryginalnych i wyróżniających się tytułów, które nie miałyby szans na znalezienie się w regularnym repertuarze kin czy w ramówkach telewizji. Poza tym zależało nam na ukazaniu różnorodności samego gatunku, zarówno pod względem formalnym – łączenia gatunków, zabawy formą i konwencjami, jak i kulturowym – prezentujemy filmy z różnych stron świata. Gdzie indziej widzowie podczas jednej imprezy mogli zobaczyć amerykańską czarną komedię o krwiożerczych donutach, szwedzki slasher hołdujący fast foodom i koreański thriller o pociągu wypełnionym hordami zombie?
KP: Jakie podstawowe cele postawiliście sobie Państwo w trakcie pracy nad festiwalem? Jak opisalibyście Państwo jego formułę? Czy jego pierwsza edycja spełniła Państwa oczekiwania?
TB: Przede wszystkim naszym celem było zorganizowanie imprezy, która obejmie swoim zasięgiem cały kraj, i skupi się na kinach studyjnych i lokalnych, zazwyczaj pomijanych w przypadku podobnych inicjatyw. W początkowej fazie zupełnie wykluczyliśmy multipleksy, żeby umożliwić widzom z mniejszych ośrodków zobaczenie filmów z naszego programu. Pod kątem organizacyjnym formuła Fest Makabry jest banalnie prosta: oferujemy kinom pakiet wyselekcjonowanych filmów, nie narzucając przy tym odgórnej konwencji imprezy. Właściciele placówek sami podejmują decyzję, jak chcą przedstawić swojej widowni filmy. W pierwszej edycji, która rozpoczęła się w lutym a trwała prawie do czerwca (!), organizowane były nocne maratony, przeglądy w trybie 1–2 filmy dziennie czy pojedyncze seanse wybranych filmów. Multipleksy dołączyły do inicjatywy, dobierając niektóre tytuły z programu Fest Makabry do swoich, niezależnych i funkcjonujących pod innymi nazwami maratonów. Tak więc nasze filmy żyły jeszcze osobnym życiem. Pierwszą edycję uważamy za duży sukces. Łącznie seanse Fest Makabry obejrzało blisko 20 tys. widzów, a w organizację przeglądu włączonych było kilkadziesiąt placówek kinowych. Usłyszeliśmy parę miłych słów zarówno od właścicieli kin, jak i samych widzów. Dziennikarze i blogerzy docenili zwłaszcza flagowe tytuły pierwszej edycji, czyli „Lament” i „Zombie Ekspress”, a widzowie zachwycili się absurdalnym „Atakiem krwiożerczych donatów”. To bardzo cieszy i motywuje do pracy nad kolejnymi edycjami.
KP: W czasie festiwalu wyświetlano filmy bardzo różnorodne i to prawie pod każdym względem – tematyki, klimatu czy wykonania. Według jakiego klucza odbyła się ich selekcja?
TB: Selekcja do Fest Makabry przebiega mniej konwencjonalnie niż w przypadku większości festiwali filmowych. Z Martą Nowakowską zawodowo zajmujemy się dystrybucją filmową, pracujemy w firmie Kino Świat, która w ostatnich latach na ekrany kin wprowadziła m.in. „Pitbulla: Niebezpieczne kobiety”, „Valeriana i Miasto Tysiąca Planet”, „Listy do M. 2” czy „Ostatnią rodzinę”, ale też oryginalne filmy grozy pokroju „Coś za mną chodzi”, „Córek dancingu” czy „Demona”. Nasza działka to VOD – wideo na życzenie. To właśnie tu zrodziła się idea imprezy. Przeglądając kolejne katalogi z filmami przeznaczonymi do platform VOD, uznaliśmy, że wiele z nich prezentuje wysoki poziom, ma potencjał festiwalowy i dobrze byłoby ulepić z nich jakąś imprezę, i zaprezentować je widzom na dużym ekranie. Ot tak, z miłości do gatunku i szacunku dla widowni, której brakuje podobnych imprez w kinach.
KP: Nie obawialiście się Państwo łączenia w ramach jednej imprezy tak egzotycznego – z punktu widzenia polskiego widza – filmu jak „Lament” z dziełami pokroju „Ataku krwiożerczych donatów”?
TB: Od początku przyświecała nam idea różnorodności, jako jednej z ważniejszych cech tak pojemnego gatunku, jakim jest horror. Komediowy szwedzki slasher o nastolatkach? Czemu nie! Zanurzony w ludowych wierzeniach koreański kryminał z elementami grozy? Bierzemy! Gotycka wersja ponadczasowej baśni? Jasne! Wspólnym mianownikiem naszych filmów miały być przede wszystkim oryginalność, wciągająca fabuła i realizacyjna sprawność, która pozwala śledzić akcje gatunkowych miszmaszów z zapartym tchem. Nasz przegląd nie jest sprofilowany tematycznie czy formalnie, więc jego „niespójność” jest niejako wpisana w formułę.
KP: Jak poszczególne kina zareagowały na propozycję współpracy? Na przykładzie Poznania widać było, że organizacja wydarzenia różniła się w zależności od kina. Czy miały one wolną rękę w zakresie przygotowania eventu i doboru filmów, czy stosowaliście Państwo odgórne wytyczne?
TB: Większość kin była zainteresowana współpracą, choć nie bez wstępnych obaw – w końcu ruszaliśmy z zupełnie nową, nieznaną imprezą, do tego beż większej promocji. Niczego nie narzucaliśmy. Pozostawiliśmy kinom pełną dowolność odnośnie kształtu imprezy. Nie wpływaliśmy też na przebieg promocji, prócz dostarczenia materiałów promocyjnych i motywowania do informowania o pokazach swoimi kanałami. Sami też na bieżąco promowaliśmy poszczególne wydarzenia newsletterami, oficjalną stroną i fanpage’em na Facebooku. Jasne, że powodzenie w znacznej mierze zależy od zaangażowania kin. Jeśli wierzą w projekt, odpowiednio eksponując informacje, seanse spotykają się z pozytywnym odzewem i zainteresowaniem. Być może wkrótce pojawi się większy budżet, który pozwoli nam mocniej wypromować się w mediach. Póki co, wyciskamy 100% z tego, co mamy.
KP: Festiwal został ciepło przyjęty przez fanów grozy. A jak wyglądała recepcja wydarzenia ze strony mediów?
TB: Mieliśmy bardzo fajne wsparcie ze strony patronów. W sieci co rusz pojawiały się nowe recenzje, teksty o festiwalu, wszystko kręciło się satysfakcjonującym rytmem. Pracujemy praktycznie bez budżetu, więc nie mamy wygórowanych oczekiwań. Wiadomo, rozgłos zawsze mógłby być większy, ale jesteśmy zadowoleni z finalnego efektu. O imprezie pisały zarówno duże media, np. Gazeta Wyborcza, jak i lokalne portale, zaangażowane w promocję imprezy w konkretnych regionach. Oczywiście polskie serwisy poświęcone horrorom też entuzjastycznie podeszły do imprezy i wspierały nas przy promocji wydarzenia od samego początku.
KP: Większość filmów po zakończeniu festiwalu trafiła na platformy VOD. Czy jesteście Państwo zadowoleni z tej formy dystrybucji?
TB: W związku z tym, że na co dzień zajmujemy się rynkiem VOD, była to naturalna kolej rzeczy. Statystyki dotyczące oglądalności filmów w serwisach online są jednoznaczne – widzowie kochają kino gatunkowe, a dobre horrory czy thrillery zawsze znajdą grono wiernych odbiorców. Przedłużając żywot filmów z Fest Makabry o rynek VOD, umożliwiliśmy wielu widzom obejrzenie dzieł, do których nie mieli wcześniej dostępu. Wiele kin odmówiło współpracy, argumentując to niskim potencjałem komercyjnym. Możemy z nimi rozmawiać i przekonywać, ale ostateczna decyzja należy zawsze do zarządcy konkretnej placówki. Dlatego bardzo ważne było też oddolne zaangażowanie samych kinomanów, którzy, słysząc o imprezie, sami zwracali się do lokalnego kina z prośbą o włączenie Fest Makabry do repertuaru. Czasem się udawało, czasem nie. Zawsze warto próbować.
KP: Wiemy, że pracujecie Państwo nad kolejną edycją Fest Makabry. Czy planowane są zmiany w formule festiwalu?
TB: Formuła pozostaje bez większych zmian. Pozostawiamy kinom decyzję odnośnie kształtu wydarzenia. Zmniejszy się tylko liczba filmów. Po konsultacji ze współpracującymi z nami placówkami doszliśmy do wniosku, że optymalny program powinien mieć nie więcej niż pięć filmów. Ich zdaniem ułatwi to włączenie imprezy do bieżącego repertuaru. W związku ze zbliżającym się Halloween w początkowej fazie organizacji skupimy się na maratonach grozy w kinach studyjnych i multipleksach. Spodziewamy się większego ruchu niż w lutym.
KP: Czy może Pan uchylić rąbka tajemnicy w temacie tego, jakich filmów możemy spodziewać się w ramach drugiej odsłony Fest Makabry? Czy planujecie Państwo sięgnąć do klasyki, czy ponownie zaprezentujecie polskim widzom filmy stosunkowo nowe, acz niedostępne w szerszej dystrybucji?
TB: W drugiej edycji pokażemy widzom nowe filmy, również z najróżniejszych stron świata, które nie miały wcześniej polskich premier. W programie znajdą się m.in. wielokrotnie nagradzany na festiwalach, wysmakowany wizualnie hiszpański horror inspirowany giallo, hardkorowy chiński survival z pogranicza kina akcji i horroru, indonezyjskie ghost story oraz ekranizację islandzkiego bestsellera łączącego chłodny, skandynawski kryminał z historią o nawiedzonym domu. Więcej szczegółów już wkrótce. Druga edycja Fest Makabry rozpocznie się w Halloween i potrwa tak długo, jak tylko kina i widzowie będą nią zainteresowani. Będzie nieco poważniejsza od pierwszej edycji, ale nie zabraknie w niej rozkosznej ekstremy. Nazwa imprezy zobowiązuje.
*****
Tomasz Baldziński jest organizatorem ogólnopolskiego przeglądu filmowego Fest Makabra oraz specjalistą ds. promocji VOD w firmie Kino Świat.