Spotkanie po latach Egzorcysta oraz W paszczy szaleństwa

Tra­fiw­szy ostat­nio na emi­sję „Egzor­cy­sty” posta­no­wi­łem dać uzna­ne­mu kla­sy­ko­wi dru­gą szan­sę. Dru­gą, ponie­waż mój pierw­szy seans wią­zał się ze spo­rym roz­cza­ro­wa­niem. Mia­łem pew­nie z 15 lat i za sobą seans dwóch pozo­sta­łych wiel­kich hor­ro­rów sata­ni­stycz­nych czy­li „Ome­na” i „Dziec­ka Rose­ma­ry”. Oba zro­bi­ły na mnie pio­ru­nu­ją­ce wra­że­nie. Chcąc mieć pełen obraz zabra­łem się za „Egzor­cy­stę” i muszę powie­dzieć, że film zupeł­nie do mnie nie tra­fił. Przed sean­sem nasłu­cha­łem się jak to ludzie ucie­ka­li ze stra­chu z kina, a ja egzor­cy­zmy Regan przy­ją­łem wię­cej niż chłod­no zasta­na­wia­jąc się o co tyle hałasu.

Minę­ło wie­le lat i posta­no­wi­łem zmie­rzyć się z „Egzor­cy­stą” jesz­cze raz. Szo­ku­ją­ce jak odbiór fil­mu może się zmie­nić. Ten film to kla­sa sama w sobie. To, że do mnie nie tra­fił wyni­ka­ło chy­ba z fak­tu, że sia­da­jąc do sean­su pierw­szy raz ocze­ki­wa­łem hor­ro­ru, a otrzy­ma­łem szo­ku­ją­ce i bul­wer­su­ją­ce kino psy­cho­lo­gicz­ne. Ale wła­śnie to powo­du­je, że ten film nadal potra­fi tak moc­no oddzia­ły­wać. Sce­na­riusz Blat­ty­ego to maj­stersz­tyk, o czym świad­czą dwie pod­sta­wo­we spra­wy – roz­wój posta­ci i spo­sób budo­wa­nia suspen­su. Kapi­tal­nie nakre­śle­ni są głów­ni boha­te­ro­wie dra­ma­tu, a dzię­ki świet­nym akto­rom i per­fek­cyj­nej reży­se­rii Fried­kie­na prze­mia­na jaka prze­cho­dzi każ­dy z nich wyda­je się być nie­zwy­kle wia­ry­god­na. No i sam spo­sób opo­wie­dze­nia tej histo­rii. Akcja roz­wi­ja się powo­li, co pozwa­la nam lepiej wejść w świat przed­sta­wio­ny, a nara­sta­ją­cy dyso­nans pomię­dzy rze­czy­wi­stym i nad­przy­ro­dzo­nym jest roze­gra­ny rewelacyjnie.

I tu kolej­ny bez­a­pe­la­cyj­ny plus fil­mu – opę­ta­nie Regan i wszyst­kie jej zacho­wa­nia są obra­zo­bur­cze, szo­ku­ją­ce i nadal przy­pra­wia­ją o gęsią skór­kę, a wszyst­ko to dzię­ki mini­ma­li­stycz­nym, a świet­nie się spraw­dza­ją­cym efek­tom spe­cjal­nym. Jak „nie­wie­le” środ­ków trze­ba aby dać widzo­wi popa­lić naj­le­piej świad­czy jed­na z naj­bar­dziej bul­wer­su­ją­cych scen w fil­mie czy­li sce­na z krzy­żem. W hor­ro­rze od 1973 roku poka­za­no już wie­le, ale ta sekwen­cja to nadal pierw­sza liga grozy.

Kon­klu­zja? Posy­pu­ję gło­wę popio­łem. „Egzor­cy­sta” to mistrzow­skie kino, z zastrze­że­niem, że chy­ba raczej dla doj­rza­łe­go widza. W tym przy­pad­ku stra­sze­nie jest waż­ne, ale waż­niej­sze są psy­cho­lo­gicz­ne aspek­ty tej histo­rii. Kto nie oglą­dał niech czym prę­dzej nad­ra­bia zaległości.

Po tym jak bar­dzo obraz zapa­mię­ta­ny z mło­do­ści roz­mi­nął mi się z ocze­ki­wa­nia­mi, byłem nie­zmier­nie cie­kaw jak po latach obro­ni się film, któ­ry od pierw­sze­go sean­su jest dla mnie jed­nym z wyznacz­ni­ków jak powi­nien wyglą­dać hor­ror – „W pasz­czy sza­leń­stwa” Joh­na Car­pen­te­ra. Obej­rza­łem po latach i wie­cie co? To jest tak samo rewe­la­cyj­ny film jak kie­dyś, a może nawet lep­szy. Car­pen­ter koja­rzy jest pozy­tyw­nie głów­nie ze swy­mi star­szy­mi fil­ma­mi „Coś”, czy „Hal­lo­we­en” i zupeł­nie nie rozu­miem, cze­mu „W pasz­czy sza­leń­stwa” nie cie­szy się nale­ży­tą mu esty­mą. Nie chcę roz­pi­sy­wać się tutaj na temat fabu­ły, bo zabrał­bym zbyt wie­le przy­jem­no­ści z jej odkry­wa­nia, ale dla mnie sama histo­ria i spo­sób jej pro­wa­dze­nia są mimo upły­wu lata tak samo zachwycające.

Zachwy­ca­ją­ce, ale nie sama fabu­ła ale rewe­la­cyj­ny kli­mat fil­mu sta­no­wią o jego sile. Oni­rycz­ny, nie­po­ko­ją­cy nastrój towa­rzy­szy nam w zasa­dzie od pierw­szych scen. Nie wie­my, któ­re z roz­gry­wa­ją­cych się wyda­rzeń są praw­dą, a któ­re wytwo­rem wyobraź­ni, a wra­że­nie pogłę­bia się z każ­dą minu­tą. Nastrój pogłę­bia­ją­cej się para­noi jest po pro­stu nie­sa­mo­wi­ty i uwierz­cie nie wie­cie cze­go i po kim może­cie się spo­dzie­wać (tak Pani Pick­man, myślę wła­śnie o Pani). A film zysku­je jesz­cze dru­gie dno jeże­li jeste­ście fana­mi Love­cra­fta. Ja świet­nie bawi­łem się wyła­pu­jąc nawią­za­nia do dzieł Samot­ni­ka z Pro­vi­den­ce i Wam rów­nież pole­cam taką zaba­wę w cza­sie sean­su. Kon­klu­zja? Dobrze wie­dzieć, że pew­ne rze­czy jed­nak się nie zmie­nia­ją. Genial­ny film. Pole­cam z peł­ną odpowiedzialnością.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.