Pyrkon 2013 – relacja bardzo subiektywna

Poznań­ski Festi­wal Fan­ta­sty­ki Pyr­kon sys­te­ma­tycz­nie się roz­wi­ja i jak pochwa­li­li się orga­ni­za­to­rzy, trze­ci rok z rzę­du licz­ba kon­wen­to­wi­czów ule­ga podwo­je­niu. W ostat­ni week­end prze­wi­nę­ło się przez teren MTP prze­szło 12000 miło­śni­ków fan­ta­sty­ki, a licz­ba punk­tów pro­gra­mu była tak prze­ogrom­na, że za rok ktoś chy­ba będzie musiał stwo­rzyć spe­cjal­ną apli­ka­cję aby to ogar­nąć. To cie­szy, nie­ste­ty na począ­tek będzie trosz­kę maru­dze­nia, bo odnio­słem wra­że­nie, że Pyr­kon w tym roku nie był przy­go­to­wa­ny na taki nawał uczest­ni­ków. A zaczę­ło się dla mnie dość optymistycznie…

Pią­tek 22.03

Uda­ło mi się wyrwać wcze­śniej z pra­cy i ura­do­wa­ny tym fak­tem zmie­rza­łem na Pyr­kon, aby wziąć udział w pierw­szych pre­lek­cjach na któ­re polo­wa­łem. Nie­ste­ty oka­za­ło się, że przed wej­ściem utkną­łem w kolej­ce na prze­szło trzy godzi­ny. Z tego dwie na wol­nym powie­trzu. W ostat­ni pią­tek w Pozna­niu? Uwierz­cie, mało to przy­jem­na roz­ryw­ka była. Efekt? Wymar­z­łem i spóź­ni­łem się na pla­no­wa­ne spo­tka­nia. Cóż, na popra­wę nastro­ju wybra­li­śmy się z Żoną na kon­cert zespo­łu Połu­dni­ca! I tu kolej­ny zgrzyt. Nagło­śnie­nie na głów­nej sce­nie pozo­sta­wia­ło wie­le do życze­nia i mimo, że zespół napraw­dę daje radę (o czym wię­cej wkrót­ce) było to wido­wi­sko śred­nio słu­chal­ne. Pomy­śle­li­śmy nie ma co się zra­żać, zatan­ko­wa­li­śmy piw­ko i ruszy­li­śmy na dwa wie­czor­ne pane­le. Pierw­szym tema­tem była „Nauka vs magia” z udzia­łem takich tuzów jak Jaro­sław Grzę­do­wicz, czy Ewa Bia­ło­łęc­ka. Dys­ku­sja w tema­cie oka­za­ła się napraw­dę inte­re­su­ją­ca i peł­na smacz­ków, a ja na listę auto­rów do spraw­dze­nia wpi­sa­łem sobie Krzysz­to­fa Piskor­skie­go, któ­re­go podej­ście do tema­tu bar­dzo mnie zain­try­go­wa­ło. Ostat­ni wykład to nie­ste­ty znów lek­ki zawód. Temat cie­ka­wy „Kto jesz­cze pisze opo­wia­da­nia”, ale teo­rie, któ­re snu­ła więk­szość pre­le­gen­tów są według mnie tak moc­no nacią­ga­ne i tak odmien­ne od moje­go myśle­nia, że nie wytrzy­ma­li­śmy do koń­ca. W skró­cie. Zaser­wo­wa­no nam tezę, że opo­wia­da­nia tak napraw­dę się skoń­czy­ły (ktoś pod­li­czy ile wyszło nowych anto­lo­gii w 2012 roku?). A przy­czy­na? Obec­ną popu­lar­ność fan­ta­sy (jak­by w tym gatun­ku nie było dobrych opo­wia­dań). Pod­su­mo­wu­jąc piąt­ko­wy roz­ruch wypadł cokol­wiek średnio.

Sobo­ta 23.03

Na teren MTP uda­ło mi się dotrzeć wcze­śnie, bo już ok. 11. I zacznę znów od narze­ka­nia, bo na pierw­szy rzut tra­fi­łem na spo­tka­nie ze Ste­fa­nem Dar­dą „Sza­tan kościel­ny, a dia­beł w wie­rze­niach ludo­wych”. Byłem bar­dzo cie­kaw tej pre­lek­cji, bo od daw­na przy­mie­rzam się do zapo­zna­nia się z hor­ro­ra­mi tego auto­ra. Oka­za­ło się, że zosta­li­śmy ura­cze­ni ster­tą komu­na­łów i oczy­wi­sto­ści, a ja zosta­łem odstra­szo­ny od Dar­dy na dłu­go. Dużo lepiej wypa­dło kolej­ne spo­tka­nie pro­wa­dzo­ne przez Ane­tę Jadow­ską „Jak zostać sław­nym, choć nie­ko­niecz­nie boga­tym, czy­li bądź seryj­nym i zalicz gro­upies”. Śmia­ło mogę powie­dzieć, że od tego momen­tu Pyr­kon dla mnie się zaczął na 100%. Zosta­li­śmy ura­cze­ni świet­ną pre­zen­ta­cją o seryj­nych mor­der­cach, peł­ną cie­ka­wo­stek i aneg­dot (z któ­rych ta o fety­szach zwią­za­nych z tur­la­niem jajek na twar­do przej­dzie do histo­rii). Tak moim zda­niem powin­no się robić Pyr­ko­no­we pre­lek­cje. Duże brawa.

Zaraz potem wypa­dał jeden z gwoź­dzi pro­gra­mu – spo­tka­nie z Gra­ha­mem Master­to­nem. Prze­bieg roz­mo­wy potwier­dził jak dużo zale­ży w takich sytu­acjach od pro­wa­dzą­ce­go. Łukasz Orbi­tow­ski zaser­wo­wał nie­ko­niecz­nie stan­dar­do­wą listę pytań (dość powie­dzieć, że bodaj pierw­sze pyta­nie o hor­ror padło po bli­sko 50 minu­tach), ale wypa­dło to zna­ko­mi­cie, a Master­ton oka­zał się być fan­ta­stycz­nym gościem. Ura­czył nas wie­lo­ma napraw­dę dosko­na­ły­mi opo­wie­ścia­mi (jak o pomy­śle na „Mani­tou” lub o ilo­ści sprze­da­nych egzem­pla­rzy tej książ­ki w latach 90-tych), a ponad 90 minut spo­tka­nia minę­ło nie­po­strze­że­nie. Po spo­tka­niu uda­łem się zapo­lo­wać na auto­graf Master­to­na, a przy oka­zji zaczę­ła się seria spo­tkań na jakie bar­dzo liczy­łem, czy­li spo­tkań z kon­wen­to­wi­cza­mi. W kolej­ce do Gra­ha­ma pozna­li­śmy się z Man­do z Radia SK, z któ­rym póź­niej tra­fi­li­śmy wspól­nie na panel poświę­co­ny ekra­ni­za­cjom pro­wa­dzo­ny przez eki­pę pod­ca­stów Masa Kul­tu­ry i Małe Fil­mi­dło. Chy­ba przez spo­rą kon­ku­ren­cję (o tej samej godzi­nie były pre­lek­cje Jac­ka Duka­ja i Adria­na Chmie­la­rza) fre­kwen­cja nie była za wyso­ka, ale dys­ku­sja oka­za­ła się bar­dzo inte­re­su­ją­ca (mam nadzie­ję, że poja­wi się z niej nagra­nie). No i co naj­waż­niej­sze uda­ło mi się poznać i wypić piwo z ludź­mi, któ­rych zna­łem wcze­śniej tyl­ko z wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. Roz­mo­wa live to jed­nak świet­na sprawa.

Kolej­nym punk­tem nasze­go sobot­nie­go pla­nu była dłu­go wycze­ki­wa­na pre­mie­ra ese­jów i listów Love­cra­fta „Kosz­ma­ry i fan­ta­zje” od wydaw­nic­twa SQN i tu nie­ste­ty nie oby­ło się bez zgrzy­tu, bo spo­tka­nie odby­ło się w miej­scu, gdzie sły­szal­ność była bli­ska zeru. A o mikro­fon orga­ni­za­to­rzy kon­wen­tu nie zadba­li. Spo­tka­nie było krót­kie i kame­ral­ne, a na zakoń­cze­nie uda­ło mi się poroz­ma­wiać chwi­lę z Mate­uszem Kopa­czem, któ­re­go pod­py­ta­łem tro­chę o „Kró­le­stwo cie­ni” (i nie tyl­ko) oraz poznać eki­pę ser­wi­su Car­pe­Noc­tem. Jak widać plu­sy prze­sło­ni­ły minu­sy z nawiązką.

A to nie koniec sobot­nich atrak­cji. Dosko­na­le wypa­dła bowiem kolej­na dys­ku­sja na jaką tra­fi­li­śmy „Co nas prze­ra­ża”, z udzia­łem mię­dzy inny­mi Anny Glomb, Ste­fa­na Dar­dy i Łuka­sza Orbi­tow­skie­go (któ­ry w dużej mie­rze ukradł swo­ją opo­wie­ścią o afro­duń­czy­ku całe przed­sta­wie­nie). A na sam koniec dnia zaser­wo­wa­no nam praw­dzi­wą wisien­kę na tym pysz­nym tor­cie, czy­li ekra­ni­za­cję opo­wia­da­nia Love­cra­fta „Zew Cthul­hu”, z muzy­ką na żywo w wyko­na­niu zespo­łu Połu­dni­ca! Ekra­ni­za­cja to nie­ty­po­wa bo to film nie­my, sty­li­zo­wa­ny na lata 20–30-te, któ­ry pod kątem for­mal­nym wyglą­da niczym „Gabi­net dok­to­ra Cali­ga­ri”. Ale to co naj­waż­niej­sze, to fakt, że to chy­ba naj­lep­sza ekra­ni­za­cja pro­zy Love­cra­fta jaka powsta­ła. Nie­zwy­kle kli­ma­tycz­na, suge­styw­na i auten­tycz­nie budzą­ca prze­ra­że­nie. A efekt ten spo­tę­go­wa­ny został świet­ną, autor­ską ścież­ką dźwię­ko­wą w wyko­na­niu zespo­łu Połu­dni­ca! Dosko­na­łe połą­cze­nie, o czym zapew­ni Was każ­dy uczest­nik sean­su. Fan­ta­stycz­ny koniec nie­zwy­kle inten­syw­ne­go dnia.

Nie­dzie­la 24.03

O nie­dzie­li krót­ko, bo rze­czy­wi­stość pozwo­li­ła mi dotrzeć tyl­ko na wykład „Śmiać się, pła­kać, czy krzy­czeć, czy­li komi­zmy lite­rac­kie­go hor­ro­ru kla­sy B”. Nie dotrwa­łem do koń­ca. Pre­lek­cja była dłu­ga i miej­sca­mi zabaw­na, ale mam wra­że­nie, że skie­ro­wa­na do zupeł­nie innej gru­py odbior­ców. Młod­szych i nie spe­cjal­nie rozmiłowanych/znających B kla­so­wy hor­ror. Ja się na tych książ­kach wycho­wa­łem i ocze­ki­wa­łem cze­goś wię­cej niż wyśmia­nia paru pul­po­wych okła­dek i wycią­gnię­cia paru głu­pich cyta­tów z Guya N. Smi­tha. Stra­co­na szan­sa. Żało­wa­łem też bar­dzo, że nie uda­ło mi się dotrzeć, na panel poświę­co­ny Weird Fic­tion, ale dzię­ki Kar­pio­we­mu Pod­ca­sto­wi ja i wszy­scy zain­te­re­so­wa­ni tema­ty­ką mogą posłu­chać tej inte­re­su­ją­cej dys­ku­sji. Polecam!

Tak wyglą­dał mój Pyr­kon. Mój, bo każ­dy z uczest­ni­ków zali­czył pew­nie inne atrak­cje. Ogrom­nie się cie­szę, że mogłem być czę­ścią tej impre­zy, bo stop­nio­wo sta­je się to chy­ba naj­więk­sze wyda­rze­nie w pol­skim fan­do­mie. To uni­ka­to­we miej­sce gdzie, bez ogra­ni­czeń moż­na spo­tkać zna­nych pisa­rzy, czy innych twór­ców fan­ta­sty­ki. Miej­sce, gdzie moż­na spo­tkać dzie­siąt­ki prze­bra­nych posta­ci i panu­je nie­zwy­kle przy­ja­ciel­ska atmos­fe­ra i gdzie przede wszyst­kim moż­na się spo­tkać i poroz­ma­wiać z oso­ba­mi o podob­nych fascy­na­cjach. Świet­na spra­wa, dzię­ki któ­rej moc­no uda­ło mi się pod­ła­do­wać aku­mu­la­to­ry. Nie­ste­ty nie moż­na zapo­mnieć o nie­do­cią­gnię­ciach orga­ni­za­cyj­nych, któ­re psu­ły ogól­ne dobre wra­że­nie (kolej­ki do kas, za małe i prze­peł­nio­ne sale, za mała ilość sto­łów jadal­nych na tere­nie kon­wen­tu) i słab­szych pre­zen­ta­cjach (ale z takim ryzy­kiem zawsze trze­ba się liczyć). Ale ja trak­tu­ję to tro­chę jako rysy na nie­oszli­fo­wa­nym dia­men­cie. Mam nadzie­ję, że za rok orga­ni­za­to­rzy podej­mą wysi­łek dal­sze­go roz­wo­ju, i dosta­nie­my jesz­cze lep­szą impre­zę, a mi znów dane się będzie spo­tkać z fan­ta­stycz­ny­mi ludź­mi. Tego sobie i Wam życzę.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.