Piła mechaniczna 3D

Nie­speł­na 40 lat od pre­mie­ry „Tek­sań­skiej masa­kry piłą mecha­nicz­ną” Hol­ly­wo­od po raz kolej­ny się­gnę­ło do boha­te­rów stwo­rzo­nych przez duet Hooper/Henkel. Tym razem zgod­nie z nową modą z wyko­rzy­sta­niem tech­no­lo­gii 3D. Już z nadej­ściem pierw­szych zwia­stu­nów mia­łem moc­no mie­sza­ne uczu­cia. Z jed­nej stro­ny film z 2003 roku oso­bi­ście uwa­żam za jeden z nie­wie­lu uda­nych rema­ków jakie powsta­ły w ostat­nich latach na fali recyc­lin­gu kul­to­wych kla­sy­ków lat 70tych i 80tych, z dru­giej stro­ny moż­na się było oba­wiać czy nie jest to aby jedy­nie kolej­ny skok na kasę złak­nio­nych 3D mło­dych widzów. Będąc zako­cha­nym w ory­gi­na­le (cze­mu dałem nawet upust w pierw­szym, histo­rycz­nym wpi­sie na blo­gu) pla­no­wa­łem sam spraw­dzić film w kinie, ale pierw­sze recen­zje, któ­re na fil­mie Lues­sen­ho­pa nie zosta­wia­ły suchej nit­ki sku­tecz­nie mnie odstra­szy­ły. Kie­dy jed­nak nada­rzy­ła się oka­zja posta­no­wi­łem sam spraw­dzić jak wypadł kolej­ny powrót Leatherface’a. I ku moje­mu zdzi­wie­niu „Piła mecha­nicz­na 3D” mimo wie­lu wad oka­za­ła się cał­kiem niezła.

Film otwie­ra zle­pek scen z ory­gi­na­łu z 1974 roku i jest to o tyle uza­sad­nio­ne, że „Piła mecha­nicz­na 3D” roz­po­czy­na się dosłow­nie parę chwil po fina­ło­wej uciecz­ce Sal­ly z łap Leatherface’a. Tym samym ku moje­mu zasko­cze­nia film sta­je się bez­po­śred­nim sequ­elem pierw­szej „Tek­sań­skiej masa­kry piłą mecha­nicz­ną”, któ­ry wszyst­kie pozo­sta­łe sequ­ele, pre­qu­ele i remake’i trak­tu­je jako nie­by­łe. Po bar­dzo uda­nym (i dość zaska­ku­ją­cym) pro­lo­gu, akcja prze­no­si się jakieś 20 lat, kie­dy to nie­ja­ka Heather Mil­ler otrzy­mu­je nie­spo­dzie­wa­ny spa­dek w posta­ci poło­żo­nej w tek­sa­sie rodzin­nej rezy­den­cji. Nie namy­śla­jąc się dłu­go, zabraw­szy ze sobą grup­kę zna­jo­mych, wyru­sza spraw­dzić swój mają­tek i zała­twić spra­wy spad­ko­we. Nie wie jed­nak jak co napraw­dę cze­ka na nią na miejscu.

Ku moje­mu zdzi­wie­niu twór­com uda­ło się zaser­wo­wać cał­kiem inte­re­su­ją­cą histo­rię. Otwar­cie jest intry­gu­ją­ce i zmie­nia dość cie­ka­wie per­spek­ty­wę, a z pozo­ru stan­dar­do­wa opo­wieść w pew­nym momen­cie wyko­nu­je zaska­ku­ją­cą wol­tę. Do wie­lu rze­czy moż­na się oczy­wi­ście w tej fabu­le przy­cze­pić. I widzia­łem wie­le narze­kań, że histo­ria jest nacią­ga­na, mało wia­ry­god­na, a finał krzyw­dzi Leatherface’a jako iko­nę hor­ro­ru. Moim zda­niem jed­nak zarzu­ty te są moc­no na wyrost. W ramach sla­she­ro­wej kon­wen­cji opo­wieść wypa­da cał­kiem nie­źle, a ilość fabu­lar­nych głu­pot nie wykra­cza poza gatun­ko­wą śred­nią. Twór­cy powie­la­ją oczy­wi­ście pew­ne sche­ma­ty, ale z dru­giej stro­ny sta­ra­ją się je dość wyraź­nie zła­mać i przy­naj­mniej po czę­ści odwró­cić stan­dar­do­wą per­spek­ty­wę. Czy to krzyw­dzi legen­dę? Ja takie­go wra­że­nia nie odnio­słem, a wyda­je mi się, że trze­ba doce­nić roze­gra­nie cało­ści i zde­cy­do­wa­nie nie­oczy­wi­sty finał. Poza tym w moim odczu­ciu twór­cy „Piły mecha­nicz­nej” nie mie­li ambi­cji i cią­got do komen­ta­rza spo­łecz­ne­go jakim bez wąt­pie­nia ory­gi­nał był. To kino roz­ryw­ko­we, któ­re ani przez moment nie pró­bu­je oszu­kać widza, że jest czymś innym.

Oprócz dość cie­ka­wej opo­wie­ści widać w wie­lu miej­scach coś co ja cenię sobie bar­dzo, czy­li miłość twór­ców do ory­gi­na­łu. W pro­jekt zaan­ga­żo­wa­no akto­rów pamię­ta­ją­cych począt­ki serii (poja­wia się mię­dzy inny­mi sam Gun­nar Han­sen, czy­li pierw­szy odtwór­ca roli Leatherface’a), a całość napa­ko­wa­no mniej lub bar­dziej wyraź­ny­mi odnie­sie­nia­mi do ory­gi­na­łu. Przy­znam, że bawi­łem się wyśmie­ni­cie wyła­pu­jąc kolej­ne smacz­ki (pan­cer­nik!) i nawią­za­nia. I co waż­ne, podob­nie jak w przy­pad­ku remake’u „Mar­twe­go zła” nie mia­łem poczu­cia, że jest to robio­ne na siłę. Co wię­cej, reali­za­cja tak­że stoi na dobrym pozio­mie. Film miał dość skrom­ny jak na obec­ne stan­dar­dy budżet (20 mln), ale widać, że sen­sow­nie zago­spo­da­ro­wa­no te środ­ki. Akto­rzy wypa­da­ją cał­kiem nie­źle i moim zda­niem spraw­dzi­li się, odgry­wa­jąc sla­she­ro­we arche­ty­py. I jeże­li miał­bym jakieś wąt­pli­wo­ści co do stro­ny tech­nicz­nej to było­by to wyko­rzy­sta­nie 3D. Film widzia­łem w domo­wym zaci­szu, ale nie byłem w sta­nie wyła­pać ani jed­nej sce­ny, któ­ra by w istot­ny spo­sób uza­sad­nia­ła koniecz­ność pre­zen­ta­cji fil­mu w 3D. Jeże­li zatem jeste­ście miło­śni­ka­mi tej tech­no­lo­gii, to pod tym kątem „Piła mecha­nicz­na” was zawiedzie.

Nie­ste­ty w moim odczu­ciu twór­cy zmar­no­wa­li poten­cjał, któ­ry tkwił w wyj­ścio­wym pomy­śle i bar­dzo dobrej reali­za­cji. Ich pierw­szym i kar­dy­nal­nym błę­dem jest pro­blem z tona­cją i kli­ma­tem fil­mu. Odno­si się bowiem wra­że­nie, że twór­cy nie do koń­ca wie­dzie­li czy chcą krę­cić cięż­ki i kli­ma­tycz­ny hor­ror, czy mło­dzie­żo­wy sla­sher, z wręcz kome­dio­wym zacię­ciem, a to powo­du­je, że film jest bar­dzo nie­rów­ny. Na szczę­ście (co nie­ty­po­we w dobie popu­lar­no­ści fil­mów powy­żej 2,5 godzin) całość zamy­ka się w nie­speł­na 90 minu­tach, co powo­du­je, że akcja szyb­ko mknie do przo­du nie pozwa­la­jąc zbyt­nio się nudzić i nie­źle masku­jąc sce­na­riu­szo­we mielizny.

Po dru­gie film nie stra­szy. Poja­wia­ją się ele­men­ty gore (zre­ali­zo­wa­ne oczy­wi­ście zgod­nie z obec­ny­mi stan­dar­da­mi, czy­li dosad­nie zapre­zen­to­wa­ne), ale wypa­da­ją one dość chłod­no. I co gor­sza, film będąc bez­po­śred­nim sequ­elem jest pra­wie zupeł­nie odar­ty z tej gęstej, przy­gnę­bia­ją­cej atmos­fe­ry jaką jest nasy­co­na „Tek­sań­ska masa­kra piłą mecha­nicz­ną”. Wie­lu może mówić, że ory­gi­nał z 1974 roku tak­że nie jest w sta­nie prze­stra­szyć współ­cze­sne­go widza, ale tam­ten film nadal potra­fi miaż­dżyć kli­ma­tem sza­leń­stwa i beznadziei.

Jak to więc jest z tą „Piłą mecha­nicz­ną 3D”? Film jest dobrze zre­ali­zo­wa­ny, a sce­na­rzy­ści zaser­wo­wa­li napraw­dę nie­złą histo­rię. Z czy­stym sumie­niem nie jestem w sta­nie jed­nak tego fil­mu pole­cić. Widzę tu poten­cjał na napraw­dę porząd­ny hor­ror, ale cze­goś jed­nak zabra­kło. Może kon­se­kwen­cji, może umie­jęt­no­ści począt­ku­ją­ce­go reży­se­ra, a na pew­no wyraź­niej­sze­go pomy­słu na całość. Leather­fa­ce nie wró­cił może w glo­rii i chwa­le, ale widzia­łem rema­ke „Piąt­ku 13-tego” i wiem jak bar­dzo moż­na znisz­czyć legen­dę. Tutaj tego unik­nię­to, a ja spę­dzi­łem cał­kiem przy­jem­nie te 90 minut. Ot śred­niak. Nic wię­cej, nic mniej.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.