Phantom Press, Amber, TM Semic – podróż sentymentalna

zię­ki eks­plo­ra­cji w nie­prze­bra­nych ostę­pach biblio­te­ki domo­wej (któ­ra w peł­ni zasłu­gu­je na osob­ny wpis) jaką usku­tecz­nia­łem od naj­młod­szych lat, wyro­słem na nało­go­we­go czy­tel­ni­ka nakie­run­ko­wa­ne­go na poszu­ki­wa­nia w obrę­bie kry­mi­nał – fan­ta­sy  – scien­ce fic­tion – hor­ror.  Lata 90-te to nie tyl­ko okres kie­dy byłem jesz­cze pięk­ny i mło­dy, ale przede wszyst­kim czas buj­ne­go roz­wo­ju ryn­ku lite­ra­tu­ry popu­lar­nej i komi­ku w Pol­sce. Na nie­spo­ty­ka­ną wcze­śniej ska­lę mogli­śmy obser­wo­wać wysyp lite­ra­tu­ry gatun­ko­wej oraz ame­ry­kań­skich komik­sów, a dzię­ki powszech­no­ści biblio­tek wszyst­ko to było na wycią­gnię­cie ręki dla prze­cięt­ne­go czy­tel­ni­ka.  Za wspo­mnia­ną lite­rac­ką ofen­sy­wę odpo­wia­da­ją głów­nie trzy wydaw­nic­twa. Phan­tom Press, Amber oraz TM Semic.

Każ­dy wycho­wa­ny w latach 90-tych pamię­ta na pew­no biblio­tecz­ne pół­ki zasta­wio­ne hor­ro­ra­mi wyda­wa­ny­mi przez Amber i Phan­tom Press. Cha­rak­te­ry­stycz­ne czar­ne grzbie­ty oraz krzy­kli­we okład­ki fascy­nu­ją­ce dla mło­do­cia­ne­go czy­tel­ni­ka były zna­kiem roz­po­znaw­czym serii Hor­ror. Lista auto­rów, któ­rych pozna­łem dzię­ki obu wydaw­nic­twom jest impo­nu­ją­ca. Master­ton, Bar­ker, King, Lum­ley, Guy N. Smith czy James Her­bert to tyl­ko część z nich. Inte­re­su­ją­cy zestaw dla 13 lat­ka musi­cie przyznać.

Książ­ki wyda­wa­no taśmo­wo, więc i tre­ścio­wo i jako­ścio­wo (szcze­gól­nie od stro­ny edy­tor­sko-wydaw­ni­czej) wyglą­da­ło to róż­nie. Ale to wiem teraz. Lata temu,  pośród tej czar­nej masy książ­ko­wej czu­łem się jak dziec­ko w skle­pie z cukier­ka­mi. Mam świa­do­mość, że więk­szość hor­ro­rów wyda­wa­nych przez Phan­tom Press nie wytrzy­mu­je pró­by cza­su, szcze­gól­nie jeże­li weź­mie się pod uwa­gę, że domi­no­wał u nich Guy N. Smith oraz dziś już pra­wie zapo­mnia­ny Har­ry Adam Kni­ght. Nie zapo­mi­naj­my jed­nak, że to wła­śnie Phan­tom Press wydał legen­dar­ne „Księ­gi Krwi” Bar­ke­ra, czy taki kla­syk jak „Psy­cho­zę” Blo­cha. Patrząc pod kątem dobo­ru auto­rów gro­zy Amber zawsze wyglą­dał o nie­bo lepiej, żeby wspo­mnieć tyl­ko Kin­ga i Master­to­na, ale z dru­giej stro­ny kon­ku­ren­cja wyda­ła nie­zwią­za­ne z hor­ro­rem dwa cykle abso­lut­nie kul­to­we –  „Diu­nę” Fran­ka Her­be­ra oraz nie­słusz­nie zapo­mnia­ne­go, moje­go uko­cha­ne­go Kane’a Kar­la E. Wagnera.

Mógł­bym dłu­go (nie wspo­mnia­łem w ogó­le o srebr­nej serii Ambe­ra i wie­lu innych książ­kach) wymie­niać, bo sen­ty­ment do obu wydaw­nictw mam ogrom­ny, ale wspo­mnia­łem na począt­ku jesz­cze TM Semic. Z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy widzę, że chy­ba nie zda­wa­łem sobie spra­wy z czym dane mi wte­dy było obco­wać. TM Semic wydał w latach 90-tych całą masę abso­lut­nie genial­nych zeszy­tów Bat­ma­na (wystar­czy wspo­mnieć „Zabój­czy żart” Moora, czy „Jad”), X‑Mena (w tym słyn­ny „Weapon X”), a tak­że wpro­wa­dził na pol­ski rynek jed­ne­go z mych ulu­bień­ców – Puni­she­ra. Jakość tych komik­sów doce­ni­łem tak napraw­dę dopie­ro z cza­sem, a nie­ste­ty z ich dostęp­no­ścią teraz jest nie­raz bar­dzo trud­no. I tu docho­dzi­my do poważ­ne­go moim zda­niem pro­ble­mu. Wznowień.

Nie wiem czy jest to efekt pro­ble­mów z pra­wa­mi autor­ski­mi, czy inne­go rodza­ju kwe­stie, ale nie­ste­ty wie­le świet­nych ksią­żek i komik­sów z lata 90-tych nadal nie docze­ka­ło się wzno­wień. „Księ­gi krwi” Bar­ke­ra, bar­dzo cie­ka­wy cykl Master­to­na „Wojow­ni­cy nocy” (po zapo­zna­niu się z nim „Incep­cja” Nola­na nie wyda­je się już tak odkryw­cza), „Twier­dza” Pau­la F. Wil­so­na, czy wspo­mnia­ny „Weapon X”. Wymie­niać moż­na dłu­go, a szko­da, bo ja bar­dzo chęt­nie powi­tał­bym ponow­nie powyż­sze książ­ki na pół­kach księ­gar­ni. I myślę, że nie tyl­ko ja.

Ze wspo­mnia­nej trój­ki prze­trwa­ło tyl­ko wydaw­nic­two Amber. Ale ja z nostal­gią wspo­mi­nam tak­że pozo­sta­łą dwój­kę. W koń­cu w dużej mie­rze wła­śnie one ukształ­to­wa­ły mnie jako czy­tel­ni­ka jakim jestem. Malo tego, nie boję się posta­wić (może odważ­nej) tezy, że Amber czy Phan­tom Press uto­ro­wa­ły dro­gę dla takich wydaw­nictw jak Repli­ka, czy Papie­ro­wy Księ­życ. Po pro­stu wycho­wa­ły poko­le­nie czy­tel­ni­ków, któ­re za mło­du zaczy­tu­jąc się w Guy N. Smi­thie, teraz kon­ty­nu­uje poszu­ki­wa­nia śle­dząc naj­now­sze wyda­nia Ket­chu­ma, czy Edwar­da Lee. Ja oso­bi­ście żału­ję tro­chę dwóch rze­czy. Bra­ku wzno­wień o któ­rym wspo­mnia­łem wyżej i zanik­nię­cia wydaw­nictw śmie­cio­wych jak Kni­ght, czy Guy N. Smith. Prze­cież to ide­al­na lek­tu­ra na zimo­wy wie­czór. Ale co ja tam wiem. Nie jestem prze­cież obiek­tyw­ny, a tyl­ko prze­ma­wia przez mnie nie­ule­czal­ny sentyment.

Ps. Dla zain­te­re­so­wa­nych podob­ną  tema­ty­ką Gra­barz Pol­ski ser­wu­je cykl Zapo­mnia­ne Księ­gi. Były już cykl „Twier­dza” spod szyl­du wydaw­nic­twa Amber oraz „Kra­by” z Phan­tom Press. Polecam.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.