Obcy

Mimo spo­re­go suk­ce­su fil­mu Ridleya Scot­ta, na kon­ty­nu­ację „Obce­go” trze­ba było cze­kać 7 lat. Wyzwa­nia pod­jął się, opro­mie­nio­ny suk­ce­sem „Ter­mi­na­to­ra” James Came­ron. Co istot­ne nie tyl­ko sta­nął za kame­rą, ale tak­że był auto­rem sce­na­riu­sza, któ­ry w przy­pad­ku wer­sji kino­wej został dość moc­no skró­co­ny (na szczę­ście, bodaj w 1999 roku, zosta­ła wypusz­czo­na świet­na, peł­na wer­sja reży­ser­ka fil­mu). Ale mia­ło być krót­ko, więc do meri­tum.  W jakim kie­run­ku pchnął serię przy­szły twór­ca „Ava­ta­ra”?

Pomysł Came­ro­na wyda­je się być pro­sty, z kame­ral­ne­go hor­ro­ru jakim był pierw­szy „Obcy” dru­gi film z serii zamie­nia się w opo­wieść wojen­ną. Głów­nym miej­scem akcji nie jest już osa­mot­nio­ny sta­tek kosmicz­ny, ale kolo­nia na nie­szczę­snej pla­ne­to­idzie LV-426 na któ­rej zało­ga „Nostro­mo” odkry­ła obce­go. Kon­takt z kolo­nią się ury­wa, a jako wsparcie/ekspedycja ratun­ko­wa zosta­je wysła­ny oddział woj­sko­wy, któ­ry przy udzia­le Ripley ma zba­dać sytu­ację na planetoidzie…

Moim zda­niem „Obcy –Decy­du­ją­ce star­cie” (pod jakim tytu­łem film zna­ny jest pol­skim kino­ma­nom) jest przy­kła­dem sequ­ela ide­al­ne­go, któ­re­mu uda­ła się trud­na sztu­ka cie­ka­we­go posze­rze­nia uni­wer­sum. Jed­nym z naj­moc­niej­szych punk­tów pro­duk­cji jest umie­jęt­ne popro­wa­dze­nie przez Came­ro­na histo­rii. Począ­tek to wal­ka Ripley z biu­ro­kra­cją kor­po­ra­cji Wey­land-Yuta­ni i wła­sny­mi demo­na­mi, demo­na­mi z któ­ry­mi wkrót­ce będzie musia­ła się znów skon­fron­to­wać. Następ­nie świet­ne sekwen­cje na pla­ne­to­idzie (w tym sce­na z rower­kiem, któ­ra jako żywo przy­po­mi­na mi „Lśnie­nie” Kubric­ka) oraz przy­go­to­wa­nia i podró­ży oddzia­łu ratun­ko­we­go, dzię­ki któ­rym może­my poznać poszcze­gól­ne posta­cie dra­ma­tu. A to nie­mal­że poło­wa fil­mu! Trud­no w to uwie­rzyć, ale w wer­sji reży­ser­skiej obcy poja­wia się dopie­ro w 70 (!) minu­cie, co nie zmie­nia fak­tu, że napię­cie nie słab­nie od same­go początku.

To zaś, co obser­wu­je­my w dru­giej poło­wie fil­mu dało począ­tek wie­lu cha­rak­te­ry­stycz­nym dla serii moty­wom. Po pierw­sze od momen­tu kie­dy poja­wia się obcy wie­my, że tym razem nie jest samot­nym myśli­wym, ale mamy do czy­nie­nia z praw­dzi­wą hor­dą. Came­ron „uczło­wie­czył” tak­że potwo­ra two­rząc z nie­go nie tyl­ko per­fek­cyj­ną maszy­nę do zabi­ja­nia, ale tak­że „inte­li­gent­ne­go” myśli­we­go. Po raz pierw­szy poja­wia się też motyw „matki/królowej” obcych roz­wi­ja­ny w dal­szych czę­ściach cyklu. No i wpro­wa­dził do uni­wer­sum motyw, któ­ry w fil­mie budu­je nie­sa­mo­wi­te napię­cie, a potem sta­nie się mię­dzy inny­mi zna­kiem roz­po­znaw­czym serii gier – czuj­ni­ki ruchu. Sekwen­cje w któ­rych nie widzi­my samych potwo­rów, ale wie­my, że się zbli­ża­ją to napraw­dę gro­za w czy­stej posta­ci. Prym oczy­wi­ście wie­dzie jed­na z moich ulu­bio­nych scen w całym fil­mie, w któ­rej ostat­ni oca­le­ni widzą na czuj­ni­kach ruchu jak­by sta­do obcych już się przedar­ło do pomiesz­cze­nia, a Hicks pod­no­sząc kra­tow­ni­cę nad gło­wą widzi ata­ku­ją­ce sta­do… Po pro­stu maestria!

Came­ron nie tyl­ko posze­rzył świat obce­go, ale roz­wi­nął tak­że inne wąt­ki fil­mu Scot­ta. Mam na myśli tutaj wątek kor­po­ra­cji Wey­land-Yuta­ni (tyl­ko zasy­gna­li­zo­wa­ny w pierw­szej odsło­nie cyklu) oraz motyw andro­ida. Przy czym w tym dru­gim przy­pad­ku widzi­my, że twór­cy zupeł­nie ina­czej roz­ło­ży­li akcen­ty, a postać Bisho­pa sta­ła się jed­ną z naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nych w całej serii.

Nad kwe­stia­mi sce­no­gra­fii i pro­jek­tu potwo­ra roz­wo­dzić się nie będę (kolej­ny Oscar za efek­ty wizu­al­ne), bo te jak w całym cyklu sto­ją na bar­dzo wyso­kim pozio­mie. War­to za to na koniec posta­wić pyta­nie jak wypa­da kon­ty­nu­acja na tle fil­mu Scot­ta. „Obcy” Jame­sa Came­ro­na to film odmien­ny kli­ma­tem od pier­wo­wzo­ru, ale nadal feno­me­nal­ny. Upły­wa­ją­ce lata w mojej oce­nie w ogó­le mu nie zaszko­dzi­ły, a z punk­tu widze­nia fanów serii nale­żą mu się przede wszyst­kim ogrom­ne bra­wa za twór­cze roz­wi­nię­cie moty­wów pierw­sze­go „Obce­go”. Oba­wy w trak­cie prac na sequ­elem były duże, ale jak się oka­za­ło nie­po­trzeb­ne. Jeże­li „Obcy – Ósmy pasa­żer Nostro­mo” to kla­sy­ka hor­ro­ru scien­ce fic­tion, to „Obcy – Decy­du­ją­ce star­cie” to zde­cy­do­wa­nie kla­sy­ka kina akcji spod zna­ku scien­ce-fici­ton. Ode mnie duże brawa!

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.