O immersji i różnych oczekiwaniach graczy słów kilka

Ilość inter­ne­to­wych afer, któ­re w ostat­nim okre­sie zaczy­na­ją wybu­chać nad­zwy­czaj czę­sto, i to nie­jed­no­krot­nie z bła­hych powo­dów zaczę­ła mnie moc­no męczyć. A pod­sta­wo­wym powo­dem takie­go sta­nu jest fakt, że choć pozor­nie każ­da taka sytu­acja jest przy­czyn­kiem do dys­ku­sji, to tak napraw­dę z roz­mo­wą coraz rza­dziej mamy do czy­nie­nia. Mało kto pró­bu­je dia­lo­gu, a poszcze­gól­ne stro­ny oko­pu­ją się na z góry przy­ję­tych pozy­cjach. Nie cho­dzi o to, że mamy się wszy­scy zga­dzać, ale dla mnie oso­bi­ście war­to­ścią nad­rzęd­ną dys­ku­sji jest zawsze pró­ba zro­zu­mie­nia punk­tu widze­nia roz­mów­cy. Może mnie jego argu­men­ty nie prze­ko­na­ją, ale nie muszą. Cza­sem wystar­czy, że dadzą mi do myślenia.

Po co tak maru­dzę i jaki to ma zwią­zek z tema­tem? Od jakie­goś cza­su cho­dzi za mną reflek­sja, któ­ra zro­dzi­ła się wokół tema­tu repre­zen­ta­cji w „Wiedź­mi­nie 3”. Nie chcę w tym miej­scu wcho­dzić w tę dys­ku­sję, bo naj­zwy­czaj­niej w świe­cie jej prze­cięt­ny poziom mnie do tego znie­chę­ca. Jeże­li ktoś jest zain­te­re­so­wa­ny o co cho­dzi, to zapra­szam do lek­tu­ry bar­dzo cie­ka­we­go tek­stu Misia­ela. Zasta­no­wi­ło mnie jed­nak, że mało kto zwró­cił uwa­gę na rzecz, któ­ra mi oso­bi­ście wyda­ła się sed­nem pro­ble­mu, czy­li kwe­stię ocze­ki­wa­nia ze stro­ny gra­czy w sto­sun­ku do medium jakim są gry video. I tu wła­śnie docho­dzi­my do immersji.

Powiem może jak ja rozu­miem immer­sję w przy­pad­ku gier. Naj­pro­ściej rzecz ujmu­jąc to sto­pień zato­pie­nia się w wir­tu­al­ny świat, dzię­ki któ­re­mu gracz zatra­ca poczu­cie ste­ro­wa­nia posta­cią, a zaczy­na czuć się bez­po­śred­nim spraw­cą i uczest­ni­kiem wyda­rzeń. A moż­na to osią­gnąć poprzez pew­ne roz­wią­za­nia tech­no­lo­gicz­ne (jak choć­by powra­ca­ją­cy temat roz­sze­rzo­nej rze­czy­wi­sto­ści, czy rze­czy­wi­sto­ści wir­tu­al­nej), ale tak­że przez sze­reg róż­no­rod­nych zabie­gów w samej mate­rii gry.

Powie­cie, skąd taka afe­ra przy oka­zji repre­zen­ta­cji w „Wiedź­mi­nie 3”, sko­ro nadal prze­cięt­ny let­ni block­bu­ster ma z tym pro­ble­my i gdzie tu kwe­stia immer­sji. Ano pew­nie ma, ale gry w prze­ci­wień­stwie do wie­lu innych gałę­zi (pop)kultury są medium uczest­ni­czą­cym, a co za tym idzie ocze­ki­wa­nia ze stro­ny kon­su­men­tów są inne, niż na przy­kład w kwe­stii kina. Gry video to oczy­wi­ście medium bar­dzo nie­jed­no­rod­ne i to zarów­no pod kątem tego jakie dozna­nia ofe­ru­ją (jak w przy­pad­ku gier plat­for­mo­wych, gier wyści­go­wych, strze­la­nin, czy gier logicz­nych), jak i pozio­mu immer­sji jaki może­my osią­gnąć (skraj­nie inny w przy­pad­ku gier RPG, w sto­sun­ku choć­by do gry logicznej).

I tak napraw­dę każ­dy gracz ma inne potrze­by i ocze­ki­wa­nia w sto­sun­ku do tego medium. Dla nie­któ­rych klu­czem jest roz­gryw­ka. Gra­ficz­ne fajer­wer­ki, poziom immer­sji, cie­ka­wa fabu­ła nie mają zna­cze­nia. Liczy się dopra­co­wa­ne ste­ro­wa­nie i satys­fak­cja pły­ną­ca z gry. Przy­kła­dem tego rodza­ju gier mogą być choć­by gry logicz­ne, czy zręcz­no­ścio­we. I żeby­śmy się dobrze zro­zu­mie­li. Nie cho­dzi mi o to, że w grach logicz­nych gra­fi­ka, czy ewen­tu­al­na fabu­ła (choć­by „Bra­id” poka­zał, że logicz­na nie zna­czy – bez fabu­ły) nie mają zna­cze­nia. One po pro­stu w przy­pad­ku więk­szo­ści gra­czy nie sto­ją na pierw­szym pla­nie. Ina­czej niż w przy­pad­ku gier RPG, czy gier akcji gdzie to wła­śnie fabu­ła i poziom zanu­rze­nia się w świat przed­sta­wio­ny zysku­ją klu­czo­we znaczenie.

Gra­cze są bar­dzo róż­ni. Ja nie­mal od zawsze gram albo dla czy­stej fraj­dy pły­ną­cej z roz­gryw­ki, albo dla fabu­ły. Ale w tym dru­gim przy­pad­ku i tak nie ma dla mnie więk­sze­go zna­cze­nia to jak bar­dzo deve­lo­per zatrze gra­ni­cę pomię­dzy mną, a ste­ro­wa­ną prze­ze mnie posta­cią. Po pro­stu mój ava­tar to nie ja. A histo­ria, któ­rą two­rzę gra­jąc w grę, to opo­wieść o Natha­nie Drake’u, Ada­mie Jen­se­nie, czy Geral­cie, a nie o mnie. Nawet jeże­li dosta­ję do ręki wybór okre­ślo­nej ścież­ki, któ­ra skraj­nie może zmie­nić fabu­łę gry. Ba, posu­nę się do kon­tro­wer­syj­ne­go stwier­dze­nia i powiem, że gry RPG, któ­re od lat chwa­lą się swo­ją nie­li­nio­wo­ścią, mno­go­ścią wybo­rów i róż­nych zakoń­czeń danej histo­rii tak napraw­dę zakli­na­ją rze­czy­wi­stość. Dla mnie bowiem każ­da gra to dro­ga od punk­tu A do punk­tu Z. Prze­cho­dzą­ca oczy­wi­ście przez róż­ne punk­ty pośred­nie, ale dla mnie jako gra­cza, któ­ry prze­cho­dzi daną grę prze­waż­nie raz, nie ma to wszyst­ko zna­cze­nia. Bo to zawsze będzie plus/minus linio­wa opo­wieść, a to, że uło­ży się nie­co ina­czej niż innym gra­czom to tyl­ko sma­czek i ewen­tu­al­ny przy­czy­nek do cie­ka­wej dys­ku­sji. Ale mam świa­do­mość, że jestem w mniejszości.

Wyda­je mi się, że więk­szość gra­czy, któ­rzy gra­ją w gry RPG, czy gry akcji ma skraj­nie inne podej­ście. I to od same­go począt­ku. Nie chcą grać Geral­tem, czy Ada­mem Jen­se­nem. Chcie­li­by grać „sobą”, lub waria­cją na swój temat. I tu docho­dzi­my do pro­ble­mu róż­no­rod­no­ści i repre­zen­ta­cji. „Wiedź­min 3” gatun­ko­wo jest rekla­mo­wa­ny jako gra RPG z wie­lo­wąt­ko­wą fabu­łą i mno­go­ścią róż­nych dróg. Tyle tyl­ko, że w kla­sycz­nym RPG, dokład­nie tak jak w jego „papie­ro­wych” odpo­wied­ni­kach dla wie­lu gra­czy naj­więk­szą fraj­dą jest two­rze­nie posta­ci. Nie cier­pię gene­ra­to­rów posta­ci i zawsze pró­bu­ję ten etap przejść jak naj­szyb­ciej. Znam jed­nak wie­lu, któ­rzy potra­fią spę­dzać godzi­ny nad sta­tyst­ka­mi, stro­jem, wyglą­dem zewnętrz­nym, czy wybo­rem uzbro­je­nia. Chcą stwo­rzyć postać z któ­rą się będą mogli mak­sy­mal­nie ziden­ty­fi­ko­wać. A ludzie róż­nią i to nie­mal na każ­dym polu. Z tego punk­tu widze­nia ja odbie­ram zarzut o bra­ku raso­wej repre­zen­ta­cji w „Wiedź­mi­nie 3” nie jako głos o „złych, pol­skich rasi­stach”, a jako pewien zawód ze stro­ny gra­cza, któ­ry chciał­by mieć postać z któ­rą będzie mógł się w peł­ni ziden­ty­fi­ko­wać. A „Wiedź­min” z oczy­wi­stych wzglę­dów takich moż­li­wo­ści nie daje.

Być może ten żal jest źle ulo­ko­wa­ny. W koń­cu „Wiedź­min” to histo­ria Geral­ta, któ­ry jest kon­kret­ną posta­cią, z kon­kret­nym zesta­wem cech. Mało tego, zauważ­my, że tak przez wie­lu chwa­lo­na fabu­ła, pew­nie nie mogła by mieć tego cię­ża­ru gatun­ko­we­go (w koń­cu aku­rat w tym kon­kret­nym przy­pad­ku cała try­lo­gia ma sil­ny wątek oso­bi­sty), gdy­by­śmy na eta­pie roz­po­czę­cia gry mogli stwo­rzyć sobie dowol­ną postać. Ale moż­na też odwró­cić pyta­nie. Czy w tym momen­cie, przy bra­ku moż­li­wo­ści sper­so­na­li­zo­wa­nia głów­ne­go boha­te­ra to jesz­cze RPG, czy raczej roz­bu­do­wa­na gra fabu­lar­na? I przy tak posta­wio­nym pyta­niu może się oka­zać, że dla wie­lu gra­czy choć­by „Dra­gon Age: Inkwi­zy­cja”, jest grą lep­szą, bo bar­dziej odpo­wia­da­ją­cą ich wyobra­że­niu RPGa. Z pew­nie bar­dziej „gene­rycz­ną” fabu­łą, ale z moż­li­wo­ścią gra­nia nie­mal w 100% po swo­je­mu, poprzez nada­nie posta­ci dowol­nych cech i to nie tyl­ko wyglą­du, ale tez i cha­rak­te­ru. Vide choć­by moż­li­wość homo­sek­su­al­nych roman­sów, z któ­rej Bio­wa­re od paru lat słynie.

Ale powie­dzia­łem, że gra­cze są róż­ni i mają róż­ne ocze­ki­wa­nia. Jak zatem deve­lo­pe­rzy pró­bu­ją wyjść naprze­ciw gra­czom, dla któ­rych immer­sja jest sza­le­nie istot­na? Wspo­mnia­łem o moż­li­wo­ści utwo­rze­nia posta­ci. Ale to nie wszyst­ko. W ramach zwięk­sze­nia poczu­cia zanu­rze­nia w świat przed­sta­wio­ny i stwo­rze­nia ilu­zji „wła­snej histo­rii” twór­cy sto­su­ją cały sze­reg innych zabie­gów. Jak choć­by nie­lu­bia­ne prze­ze mnie uczy­nie­nie głów­ne­go boha­te­ra „nie­mo­wą” tj, sytu­acja kie­dy nawet gra­jąc kon­kret­ną posta­cią, nawet w dia­lo­gach nie sły­szy­my jej gło­su. Mamy w koń­cu sły­szeć nasz głos w gło­wie. Moż­na zasto­so­wać tak­że widok z pierw­szej oso­by (z oczu boha­te­ra). Z resz­tą z obo­ma zabie­ga­mi mamy do czy­nie­nia w przy­pad­ku jed­nej z naj­lep­szych gier ostat­nich lat, czy­li „Disho­no­red”. Od lat coraz popu­lar­niej­sze sta­je się tak­że pro­jek­to­wa­nie gier jako cze­goś co już wcze­śniej zasy­gna­li­zo­wa­łem, a co nazy­wam grą linio­wą-wie­lo­wa­rian­to­wą, albo ilu­zją wybo­ru. Cho­dzi o sytu­ację, kie­dy w zależ­no­ści od róż­nych wybo­rów nasze­go boha­te­ra świat reagu­je w okre­ślo­ny spo­sób. Na przy­kła­dzie „Disho­no­red” widzi­my ścież­kę „wyso­kie­go cha­osu” (umow­nie złą) i „niskie­go cho­asu” (umow­nie dobrą). To roz­wią­za­nie bar­dzo cie­ka­we, bo daje duże moż­li­wo­ści w wykre­owa­niu ilu­zji wpły­wu na wyda­rze­nia. W koń­cu przy dobrze zapro­jek­to­wa­nej grze może­my dany frag­ment roz­gryw­ki roze­grać na róż­ne spo­so­by, w domy­śle jak naj­bar­dziej zgod­nie z naszym nastro­jem, cha­rak­te­rem, czy (powiem szum­nie, ale Ci któ­rzy gra­li w „Spec Ops: The Line” zro­zu­mie­ją) sumie­niem. Ja mimo wszyst­ko mówię tu o linio­wo­ści, bo prze­waż­nie kie­dy obie­rze­my jed­ną ścież­kę to raczej jeste­śmy na nią ska­za­ni i decy­du­je­my się tym samym na to, że wie­lu rze­czy w grze nie zoba­czy­my. Co widać świet­nie wła­śnie na przy­kła­dzie „Wiedź­mi­na’, czy choć­by mode­lu gier wypra­co­wa­nych przez Tel­l­ta­le Games, któ­re co praw­da RPGa­mi nie są, ale na ilu­zji wybo­rów zbu­do­wa­ły swój suk­ces. I nawet te zabie­gi nie wyczer­pu­ją całe­go kata­lo­gu deve­lo­per­skich sztu­czek, ale mam wra­że­nie, że odpły­wam nie­co od głów­nej myśli.

A jest nią to, że nie dziw­my się co raz gło­śniej­szym gło­som ze stro­ny róż­nych gra­czy, że chcą wię­cej kobie­cych boha­te­rek, wię­cej repre­zen­ta­cji, moż­li­wość wybo­ru ścież­ki dla posta­ci. Jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, gry są medium uczest­ni­czą­cym i pró­bu­jąc narzu­cić okre­ślo­ny sche­mat i model roz­gryw­ki zawsze nara­ża­my się na to, że nie tra­fi­my do wszyst­kich. Ale tak nie będzie nigdy. Myślę, że przed współ­cze­sny­mi twór­ca­mi gier duże wyzwa­nie jak połą­czyć satys­fak­cjo­nu­ją­cą roz­gryw­kę, z inte­re­su­ją­cą fabu­łą i dużym stop­niem immer­sji. Jak duże, wycho­dzi choć­by przy oka­zji „Wiedź­mi­na”, czy nie­daw­ne­go sza­leń­stwa zwa­ne­go gamer­ga­te. Gra­cze są róż­ni i mają róż­ne ocze­ki­wa­nia co do swe­go ulu­bio­ne­go medium. Nie zapo­mi­naj­my o tym. I to wszy­scy. W koń­cu im wię­cej róż­no­rod­nych gier i nowych moż­li­wo­ści dosta­nie­my tym lepiej.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.