Midnight Movies – Dziwolągi
W krótkim czasie trafiłem na dwa filmy, które uznawane są za jedne z najbardziej typowych tzw. „midnight movies” – „Głowę do wycierania” Davida Lyncha oraz „Kreta” Alejandro Jodorowskiego. Czym były „midnight movies”? W latach 70-tych i 80-tych w wielu miastach Ameryki prezentowano w ramach nocnych seansów niezależne, niskobudżetowe kino gatunkowe. Seanse o północy stały się szybko kulturowym fenomenem. Wiele filmów oglądano wielokrotnie (ponoć niektórzy obejrzeli „Rocky Horror Picture Show” ponad 100 razy), a same seanse zamieniały się w imprezę fanów (fanatyków?) poszczególnych filmów. Postanowiłem sprawdzić aktualną siłę rażenia klasyków i tak rozpoczynamy dziś cykl spotkań z „Midnight movies”.
Na pierwszy ogień wybrałem film, o którym przyznam szczerze nie wiedziałem, że w ramach seansów o północy był prezentowany. Film wybitny, a ciągle mało znany – „Dziwolągi” Toda Browninga z 1932 roku. Wydawało się, że ogromny sukces „Draculi” z Belą Lugosim stanie się dla Browninga trampoliną do wielkiej kariery. Ciesząc się zaufaniem hollywoodzkich włodarzy, w rok po swym największym sukcesie nakręcił „Dziwolągi”. Niestety, film okazał się zbyt szokujący (wycięto blisko 30 minut nakręconego materiału!) jak na ówczesne standardy i stał się gwoździem do trumny kariery reżysera, który po nim nakręcił zaledwie parę obrazów.
Co wzbudziło takie kontrowersje i spowodowało, że w niektórych krajach zakazano emisji filmu na ponad 30 lat? „Dziwolągi” opowiadają historię specyficznej grupy cyrkowej. Specyficznej, bo działającej w okresie kiedy pokazy cyrkowe nie wyglądały tylko tak jak to obecnie rozumiemy – klowni, akrobaci, iluzjoniści oraz pokazy ze zwierzętami. Grupa ta prezentowała oprócz „klasycznych” numerów także „cyrk osobliwości” w ramach którego pokazywano występy ludzi z różnymi deformacjami. Mamy więc Kobietę z brodą, Pół-Kobietę Pół- Mężczyznę, rodzinę „Stożkogłowych”, karły, bliźniaczki syjamskie, ludzi bez rąk i nóg itd. Uwierzcie, stopień zaprezentowanej w „Dziwolągach” odmienności mimo upływu lat nadal potrafi wbić w fotel, tym bardziej, że wszystkie postacie zagrane były przez żywych aktorów, a cała historia zrealizowana jest niemal w dokumentalnej tonacji.
Ale podejrzewam, że gdyby tylko o zaprezentowanie wspomnianych odmienności chodziło film nie wzbudziłby aż takich emocji. To co moim zdaniem najbardziej szokowało i w ciąż w zdominowanym przez polityczną poprawność świecie szokuje to fabuła. Historia oparta na najstarszych motywach świata miłości – zazdrości – zemście została umiejscowiona w świecie tytułowych Dziwolągów. Świat się zmienił, ale nadal społeczeństwo ma problem z postrzeganiem niepełnosprawności. Z jednej strony dążymy do równouprawnienia, z drugiej w ramach politycznej poprawności dominuje obraz szlachetnego niepełnosprawnego walczącego z przeciwnościami losu. Takie postrzeganie odbiera inwalidom ludzki wymiar. A przecież poza fizyczną ułomnością to przede wszystkim normalni ludzie. Z normalnymi potrzebami i normalnymi emocjami. Nie zawsze tylko tymi dobrymi. Czy takich tematów poruszać nie można?
Mimo 80-lat od premiery „Dziwolągi” to nie stetryczały staruszek, ale prawdziwa petarda. Nadal wywołuje dyskusje i nie pozostawia widza obojętnym. Doskonale rozumiano to włączając ten film w ramach cyklów Midnight Movies. Szokuje, zmusza do refleksji i przeraża. Polecam gorąco, nie tylko na nocny seans.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!