Masters of Horror

W 2005 roku Mick Gar­ris, twór­ca koja­rzo­ny w tam­tym cza­sie w śro­do­wi­sku fanów hor­ro­ru głów­nie z tele­wi­zyj­nych ekra­ni­za­cji ksią­żek Ste­phe­na Kin­ga („Bastion”, „Lśnie­nie”) stwo­rzył wyjąt­ko­wą anto­lo­gię gro­zy – serial Masters of Hor­ror. Kon­cep­cja była pro­sta. Gar­ris zapro­sił trzy­na­stu zna­nych twór­ców koja­rzo­nych z hor­ro­rem do wyre­ży­se­ro­wa­nia godzin­nych opo­wie­ści, dając im przy tym napraw­dę dużą swo­bo­dę jeże­li cho­dzi o tema­ty­kę. Na liście twór­ców uda­ło się zgro­ma­dzić iście impo­nu­ją­cą licz­bę zna­nych nazwisk, m.in.  John Car­pen­ter, Dario Argen­to, Tobe Hooper, John Lan­dis, czy Taka­shi Mii­ke.  Pro­jekt zakoń­czył się na dwóch seriach i od same­go począt­ku budził moje spo­re zain­te­re­so­wa­nie. Czy tego rodza­ju pro­jekt mógł zakoń­czyć się sukcesem?

Powiem szcze­rze, że ja oso­bi­ście jestem dość bez­kry­tycz­nym fanem seria­lu. Całość zamknię­to w 25 odcin­kach, z cze­go uda­ło mi się obej­rzeć 20 i więk­szość trzy­ma napraw­dę  wyso­ki poziom. Naj­więk­szą zale­tą serii jest róż­no­rod­ność podej­mo­wa­nej tema­ty­ki i spo­sób podej­ścia do sche­ma­tów i gatun­ko­wych klisz. Na pierw­szy rzut oka mamy w seria­lu typo­wy zestaw hor­ror­wych tema­tów – nawie­dzo­ny dom („Vale­rie na scho­dach”, „Sny w domu wiedź­my”), wam­pi­ry („Sło­wo na V”), zom­bie („Powrót do domu”), potwo­ry („Kobie­ta jeleń”), czy seryj­ni mor­der­cy („Auto­sto­po­wicz­ka”, „Incy­dent na gór­skiej szo­sie”), ale uwierz­cie, nie jeden raz twór­com uda się Was zaskoczyć.

Sce­na­rzy­ści napraw­dę się posta­ra­li aby wcią­gnąć nas w wykre­owa­ny świat, a puen­ty w nie­któ­rych odcin­kach („Ciga­ret­te Burns”, „Sny w domu wiedź­my”, „Opo­wieść Haeckel’a”) widzów o słab­szych ner­wach zwa­lą z nóg.  Według mnie róż­no­rod­ność podej­mo­wa­nych tema­tów (w tym tak­że dość kon­tro­wer­syj­nych) oraz róż­na sty­li­sty­ka to wiel­ki plus, choć twór­com zarzu­ca­no, że histo­rie nie speł­nia­ją pod­sta­wo­we­go zało­że­nia hor­ro­ru – nie stra­szą.  Mi to nie prze­szka­dza, bo nawet te mniej strasz­ne odcin­ki nad­ra­bia­ją cie­ka­wą opo­wie­ścią. Z dru­giej zaś stro­ny nawet w „spo­koj­niej­szych” nie bra­ku­je moc­nych scen. Duet odpo­wia­da­ją­cy za efek­ty spe­cjal­ne G. Nico­te­ro & H. Ber­ger odwa­lił kawał napraw­dę świet­nej robo­ty. Co ozna­cza tyle, że w zasa­dzie w każ­dym odcin­ku mamy jed­ną lub wię­cej scen, któ­re mniej odpor­nym widzom dadzą się we zna­ki. Ogól­nie poziom reali­za­cji seria­lu to pierw­szo­li­go­wa robo­ta –  w tym tak­że efek­ty dźwię­ko­we oraz muzy­ka. Już czo­łów­ka świet­nie budu­je kli­mat. Z resz­tą sami się przekonajcie…

Nazwi­ska zna­nych reży­se­rów były z pew­no­ścią magne­sem dla widzów. Więk­szo­ści uda­ło się nadać odcin­kom wła­sny, nie­po­wta­rzal­ny styl co w szcze­gól­no­ści widać było w histo­riach wyre­ży­se­ro­wa­nych przez Car­pen­te­ra, Argen­to, Stu­ar­ta Gor­do­na  czy Lan­di­sa. Nie­ste­ty nie wszy­scy spro­sta­li wyma­ga­niom – w moim pry­wat­nym ran­kin­gu naj­słab­szym odcin­kiem oka­zał się „Taniec umar­łych” wyre­ży­se­ro­wa­ny przez Tobe Hoope­ra, po któ­rym (z resz­tą nie tyl­ko ja) wie­le ocze­ki­wa­łem. Jeden słab­szy odci­nek nie jest w sta­nie jed­nak zepsuć ogól­ne­go dobre­go wra­że­nia. Tym bar­dziej, że w ramach seria­lu mamy co naj­mniej dwie per­ły, któ­re moim zda­niem oka­za­ły się naj­lep­szy­mi doko­na­nia­mi tych twór­ców w ostat­nich latach. Są to „Ciga­ret­te burns” Joh­na Car­pen­te­ra oraz „Futer­ka” Dario Argento.

Jestem wiel­kim zwo­len­ni­kiem zbio­rów opo­wia­dań i fil­mo­wych anto­lo­gii. W pry­wat­nym ran­kin­gu serial stwo­rzo­ny przez Mic­ka Gar­ri­sa zaj­mu­je bar­dzo wyso­ką loka­tę, a myślę, że każ­dy fan kina gro­zy znaj­dzie w nim coś dla sie­bie. Nad­cho­dzą mroź­ne, zimo­we wie­czo­ry, więc zachę­cam do nad­ro­bie­nia fil­mo­wych zale­gło­ści. Mick Gar­ris i Mistrzo­wie Hor­ro­ru zapraszają!

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.