Dopóki nie zgasną gwiazdy

Kie­dy wcho­dzi­łem na pyr­ko­no­we sto­isko Wydaw­nic­twa SQN, nie spo­dzie­wa­łem się, że wyj­dę z nie­go z pre­mie­ro­wą książ­ką auto­ra, któ­re­go wcze­śniej nie dane mi było poznać. Życie jed­nak zaska­ku­je i tak w me ręce tra­fi­ła oko­licz­no­ścio­wa koszul­ka i przede wszyst­kim sama powieść Pio­tra Paty­kie­wi­cza „Dopó­ki nie zga­sną gwiaz­dy”. Przy­znam się szcze­rze, że choć to szó­sta książ­ka auto­ra nie tyl­ko nie znam jego wcze­śniej­szych powie­ści, ale tak­że nigdy nie tra­fi­łem na jego twór­czość. Pew­nym uspra­wie­dli­wie­niem niech będzie jed­nak fakt, że Paty­kie­wicz na kil­ka lat nie­mal cał­ko­wi­cie znik­nął z nasze­go ryn­ku wydaw­ni­cze­go. Dla­cze­go o tym wspo­mi­nam? Rzad­ko zda­rza mi się bowiem podejść do książ­ki tak kom­plet­nie bez ocze­ki­wań. I nie­co na mar­gi­ne­sie powiem Wam, że to nad­zwy­czaj odświe­ża­ją­ce doświadczenie.

Akcja powie­ści roz­gry­wa się w posta­po­ka­lip­tycz­nym świe­cie po Upad­ku. Ztech­no­lo­gi­zo­wa­ny świat jaki zna­my prze­stał ist­nieć, zie­mię opa­no­wa­ły mróz i śnieg, a nie­do­bit­ki ludz­ko­ści, jedy­ne w mia­rę bez­piecz­ne schro­nie­nie odna­la­zły wyso­ko w górach. Życie na nizi­nach nie jest bowiem moż­li­we ze wzglę­du na per­ma­nent­ne zagro­że­nie ze stro­ny pozo­sta­ło­ści po Upad­ku, tak zwa­nych „ogni­ków”. W ten świat wpro­wa­dza na Kac­per, mło­dy chło­pak, któ­ry stoi na pro­gu doro­sło­ści. I jak się wkrót­ce oka­że przyj­dzie mu pod­jąć wie­le trud­nych wybo­rów i zmie­rzyć się z ich kon­se­kwen­cja­mi. Po pro­stu dorosnąć.

Ja bar­dzo lubię góry, w któ­rych od cza­sów wcze­snej mło­do­ści czu­ję się tro­chę jak u sie­bie i ucie­szy­łem się nie­zmier­nie na takie umiej­sco­wie­nie akcji książ­ki. Nie zawio­dłem się, a świat przed­sta­wio­ny i spo­sób pro­wa­dze­nia histo­rii to w ogó­le naj­moc­niej­sze stro­ny tej powie­ści. Widać nie­mal od pierw­szej stro­ny, że Paty­kie­wicz miał wizję tego co dopro­wa­dzi­ło do kata­stro­fy i tego jak nowo­utwo­rzo­ne spo­łe­czeń­stwo będzie sta­ra­ło sobie radzić w nowej rze­czy­wi­sto­ści. Widzi­my więc ludz­kość pozba­wio­ną tech­no­lo­gii, cof­nię­tą do cza­sów myśli­stwa i zbie­rac­twa, pró­bu­ją­cą ujarz­mić mroź­ne oto­cze­nie i prze­żyć zacho­wu­jąc przy­naj­mniej cząst­kę cywi­li­za­cji. A całość jest pod­szy­ta dodat­ko­wą war­stwą misty­cy­zmu i spe­cy­ficz­nej mito­lo­gii wyro­słej na fun­da­men­cie zro­dzo­nym z legend doty­czą­cych Upad­ku i tego co (a może kto) za nim sta­ło. Paty­kie­wicz poka­zu­je spo­łe­czeń­stwo, któ­re z jed­nej stro­ny bazu­je na pier­wot­nych instynk­tach, a z dru­giej szu­ka uko­je­nia w Koście­le, któ­ry stał się naj­waż­niej­szą insty­tu­cją, speł­nia­ją­cą funk­cje reli­gij­ne, ale tak­że administracjo-urzędnicze.

Autor wrzu­ca czy­tel­ni­ka od razu na głę­bo­ką wodę, nie tłu­ma­cząc prak­tycz­nie nic, ale dzię­ki pro­ste­mu zabie­go­wi jakim jest uczy­nie­nie pro­ta­go­ni­stą wcho­dzą­ce­go w życie mło­de­go chło­pa­ka, szyb­ko razem z nim pozna­je­my pod­sta­wo­we zasa­dy rzą­dzą­ce świa­tem. To ocza­mi Kac­pra będzie­my widzie­li życie ludzi, pozna­wa­li zwy­cza­je, mecha­ni­zmy dzia­ła­nia i legen­dy. I to z nim prze­ży­je­my podróż, któ­ra zmie­ni nie tyl­ko jego życie, ale któ­ra tak­że może wpły­nąć na całą, pozo­sta­łą przy życiu ludz­kość. Brzmi sztam­po­wo? Na szczę­ście dzię­ki pomy­sło­wo­ści w kre­acji świa­ta i dopra­wie­niu cało­ści misty­ką czy­ta się powieść z nie­słab­ną­cym zainteresowaniem.

Tym bar­dziej, że sama histo­ria jest peł­na zwro­tów akcji i kie­dy już wyda­je się czy­tel­ni­ko­wi, że poznał wszyst­kie zasa­dy, nagle oka­zu­je się, że jed­nak dużo przed nami. I co waż­ne spraw­dza się w tym momen­cie ta per­spek­ty­wa „mło­de­go odkryw­cy”, któ­re­mu przy­szło skon­fron­to­wać wyuczo­ną wie­dzę z rze­czy­wi­sto­ścią. Tu poja­wią się jed­nak moje pierw­sze zastrze­że­nia. W trak­cie lek­tu­ry w któ­rymś momen­cie zła­pa­łem się na tym, że prze­sta­ję ogar­niać co jest praw­dą, a co tyl­ko jed­ną z wer­sji praw­dy. Oczy­wi­ście samo to nie jest wadą, ale mam pew­ne wąt­pli­wo­ści czy Paty­kie­wicz nie prze­do­brzył z ilo­ścią nagłych zwro­tów i prób zasko­cze­nia czy­tel­ni­ka. Szcze­gól­nie moc­no odczu­łem to w fina­le, w któ­rym z poszcze­gól­nych ele­men­tów może­my sobie teo­re­tycz­nie uło­żyć więk­sza całość i dojść z naszy­mi boha­te­ra­mi do praw­dy. Tyl­ko, że ja odkła­da­jąc książ­kę zamiast zro­zu­mie­nia osią­gną­łem stan dość dużej kon­ster­na­cji. Nie chcę wcho­dzić w tym miej­scy w spoj­le­ry, ale mam nie­od­par­te wra­że­nie, że kil­ka roz­wią­zań fabu­lar­nych, klu­czo­wych z per­spek­ty­wy fina­łu, bar­dzo moc­no zgrzy­ta. To z resz­tą była głów­na przy­czy­na dla­cze­go zwle­ka­łem z recen­zją. Chcia­łem sobie to poukła­dać w gło­wie i podejść do tema­tu na chłod­no. Z lek­kiej per­spek­ty­wy wyda­je mi się, że widzę co mogło stać za takim roz­wią­za­niem fabu­lar­nym, ale przy­znam się, ze i tak zakoń­cze­nie mnie nie kupiło.

Roz­wią­za­nia fabu­lar­ne to w ogó­le jest kwe­stia z któ­rą mam pew­ne pro­ble­my. Odnio­słem bowiem wra­że­nie, że oprócz świet­nych pomy­słów dosta­je­my parę efek­ciar­skich scen, któ­re mają być wido­wi­sko­we i wywo­ły­wać sil­ne emo­cje, ale nie­ste­ty momen­ta­mi kosz­tem logi­ki i spój­no­ści świa­ta (upa­dek do rze­ki, czy zej­ście do jaski­ni pod koniec książ­ki). Para­dok­sal­nie nie psu­je to jed­nak przy­jem­no­ści pły­ną­cej z lek­tu­ry. Ta powieść bowiem dla mnie do przede wszyst­kim kli­mat. Całość, mimo że momen­ta­mi dość mrocz­na, czy­ta­ło mi się po pro­stu jak kla­sycz­ną powieść przy­go­do­wą jaki­mi zaczy­ty­wa­łem się za dzie­cia­ka. A lek­ki język i wart­ka akcja powo­du­ją, że czy­tel­nik pły­nie przez kolej­ne stro­ny i nawet pew­ne okle­pa­ne roz­wią­za­nia fabu­lar­ne, czy sche­ma­tycz­ne posta­ci nie rażą. Tu na każ­dym kro­ku czuć bowiem kli­mat tej wiel­kiej przy­go­dy. Z resz­tą na mar­gi­ne­sie to nie wiem, czy z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy „Dopó­ki nie zga­sną gwiaz­dy” nie moż­na zali­czyć po pro­stu do nur­tu lite­ra­tu­ry młodzieżowej/young adult.

Paty­kie­wicz w wywia­dach wspo­mi­na, że książ­ka powsta­ła już jakiś czas temu, ale tra­fi­ła do szu­fla­dy. Wydaw­nic­two SQN uwie­rzy­ło jed­nak w tę powieść i nie tyl­ko zde­cy­do­wa­ło się ją wydać, ale tak­że posta­wi­ło na parę nie­ty­po­wych roz­wią­zań mar­ke­tin­go­wych. Książ­ka uka­za­ła się bowiem z ilu­stra­cja­mi Rafa­ła Szła­py, twór­cy komik­su „Bler”, któ­re świet­nie współ­gra­ją i pod­krę­ca­ją kli­mat opo­wie­ści. Ale to nie wszyst­ko. Udo­stęp­nio­no tak­że czy­tel­ni­kom w Inter­ne­cie grę para­gra­fo­wą autor­stwa Toma­sza Krecz­ma­ra, w któ­rej może­my się zmie­rzyć z rze­czy­wi­sto­ścią tuż po Upad­ku. I to jest w mojej oce­nie bar­dzo faj­na rzecz, a co wię­cej z per­spek­ty­wy ukoń­cze­nia gry i lek­tu­ry suge­ru­ję przed się­gnię­ciem po książ­kę, zapo­zna­nie się z grą. Sama gra sta­nie się moim zda­niem z jed­nej stro­ny trud­niej­sza (i jesz­cze cie­kaw­sza), a z dru­giej zasia­da­jąc do lek­tu­ry będzie­my mie­li pew­ne pod­sta­wy świata.

„Dopó­ki nie zga­sną gwiaz­dy” pozo­sta­wi­ło mnie z mie­sza­ny­mi uczu­cia­mi. Kapi­tal­ny świat przed­sta­wio­ny i wie­le świet­nych pomy­słów, nie prze­ło­ży­ło się na w peł­ni satys­fak­cjo­nu­ją­cą opo­wieść. I choć książ­ce momen­ta­mi spo­ro bra­ku­je do ide­ału to według mnie, szcze­gól­nie w tym let­nim okre­sie kie­dy za oknem zaraz roz­pa­no­szą się upa­ły, choć­by dla tego uni­ka­to­we­go przy­go­do­we­go kli­ma­tu śmia­ło może­cie po nią się­gnąć. I pamię­taj­cie aby spraw­dzić tak­że grę para­gra­fo­wą, któ­ra zapew­ni Wam dodat­ko­wą zabawę.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.