Deus Ex: Human Revolution
Dawno nie pojawiła się u mnie gra. Po części ze względu na fakt, że mam coraz mniej czasu na granie, a po części dlatego, że od dłuższego czasu żadna gra mną naprawdę nie zawładnęła. Niedawno Steam rozpoczął szaleństwo letnich wyprzedaży i w ramach promocji zdecydowałem się zmniejszyć swoją „kupkę wstydu” i sprawdzić jedną z gier, które sporo namieszały 2011 roku – „Deus Ex: Human Revolution”.
„DE:HR” to prequel legendarnego tytułu, wydanego w 2000 roku „Deus Ex”. Gry, która szybko uzyskała status pozycji kultowej i to nie tylko wśród miłośników cyberpunku. Powiem szczerze, że moja znajomość cyberpunku wielka nie jest. Znam filmowe klasyki – „Łowcę Androidów”, „Robocopa”, „Matrix” i moim zdaniem nieco przereklamowanego „Johnnego Mnemonica”. Widziałem napisane przez żywą legendę cyberpunku – Williama Gibsona – odcinki „Z archiwum X”. Ale mimo niezmiernie interesujących kwestii jakie łączą się z tą estetyką jakoś nigdy nie zgłębiłem tematu. Ominął mnie William Gibson oraz Walter Jon Williams, „Ghost in the Shell” oraz pierwszy „Deus Ex”. Dlatego nie będę porównywał gry z poprzedniczką i wyłapywał odniesień do klasyków (choć takich ponoć jest mnóstwo, a sama gra jest uznawana za swoisty remake pierwszej odsłony). Skoncentruję się na tym dlaczego uważam nowego „Deus Ex” za pozycję wybitną.
Po pierwsze opowieść. W grze kierujemy poczynaniami Adama Jensena. Szefa Ochrony w biotechnologicznej korporacji Sarif Industries zajmującej się pracami nad technologią „ulepszeń” („wszczepów”) ludzkiego organizmu. Jensena, człowieka z przeszłością, poznajemy w momencie dla niego krytycznym. W trakcie ataku na laboratoria korporacji ginie wielu naukowców, a on sam staje na skraju życia i śmierci. Aby uratować mu życie korporacja decyduje się poddać go daleko idącym „modyfikacjom”. Jak możecie się domyślić nie dany mu będzie długi okres rekonwalescencji i bardzo szybko rozpoczynamy śledztwo, które wychodząc od prostego pytania „Kto i dlaczego zaatakował Sarif Industries?” prowadzi nas wprost w gąszcz wojen korporacyjnych i pytań egzystencjalnych.
Choć wiele osób narzeka na spłycenie i uproszczenie problematyki, według mnie scenarzyści odwalili kawał świetnej roboty. Może jeden „zwrot akcji” wydaje mi się dość mocno przewidywalny i zapewne historię można było nieco pogłębić, ale moim zdaniem to co otrzymujemy daje dużo satysfakcji. Opowieść jest mroczna, wielowątkowa i nie kończy się prostym happy endem. Ale to co jest najbardziej niesamowite to wykreowany klimat. Wygląd miast, design wnętrz, ubiory, muzyka, porozrzucane e‑booki, możliwość czytania prywatnych maili, czy gazet… To wszystko powoduje, że możemy (i chcemy!) po prostu zanurzyć się w tym świecie. A do tego perfekcyjnie zaprojektowane zadania poboczne. Każdy gracz wie, że znaczna część zadań pobocznych w grach to „zabij 5 dzików”. Tu takich zadań nie doświadczymy. Każde zadanie poboczne to osobna, świetna historia, która albo poszerza nam wiedzę o świecie, albo wątku głównym, czy samym Jensenie. Po prostu rewelacja.
Po drugie rozgrywka, czyli wolność. Czegoś takiego w grze jeszcze nie doświadczyłem. Wiele mówi się o wolności w grach. Wyborze różnych ścieżek, różnych możliwościach wykonania zadania. Przeważnie na zapowiedziach się kończy. Tu mamy co prawda dość sztywny (choć naszpikowany drobnymi wyborami ) wątek główny, ale jeżeli chodzi o styl gry mamy pełną dowolność. I to na kilku poziomach. Naprawdę mamy wiele dróg na dojście do celu. Lubisz hakować zabezpieczenia (bardzo interesująca mini gierka)? Można szukać zamkniętych przejść. Lubisz się skradać? Można wykorzystywać systemy wentylacji, przebijać osłabione ściany, czy wykorzystać maskowanie. Możemy przechodzić grę także różnymi stylami. Defensywnie – nie zabijając przeciwników. Oraz ofensywnie – popularna metoda z karabinem w dłoni. I grając różnymi stylami otrzymujemy tak naprawdę dwie różne gry. Co najpiękniejsze style można łączyć wedle uznania. Ta wolność czyni paradoksalnie grę dość trudną, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonującą.
Mamy także wysoką elastyczność rozwoju postaci jeżeli chodzi o nasze „wszczepy” kierując się preferowanym stylem. Warto się zastanowić, które ulepszenia wybrać, ponieważ punktów doświadczenia na pewno nie starczy na wszystko. Pamiętajcie tylko aby w pierwszej kolejności zaserwować sobie implant społeczny. Gwarantuje to w każdym stylu rozgrywki świetną zabawę w trakcie dialogów, które zamieniają się w prawdziwą szermierkę słowną. Poniżej prezentuję ekran ulepszeń „mojego” Adama Jensena czyli wyszczekanego pacyfisty potrafiącego przyłożyć jeżeli trzeba.
Po trzecie postacie. Eidos Montreal, developerowi odpowiedzialnemu za „DE:HR” należą się brawa za wykreowanie całej plejady świetnych i wyrazistych postaci. Począwszy od głównego bohatera, z którym naprawdę można się szybko zżyć, poprzez wiele postaci pobocznych. Franka Pritcharda, którego łączy z Jensenem „szorstka przyjaźń”, szefa korporacji Davida Sarifa – człowieka z wizją i ambicjami, czy naszego pilota Faridah Malik (z którą tak bardzo się zżyłem, że zrobiłem dla niej naprawdę wiele). A mamy także cały szereg postaci pobocznych. Każda ma swoją historię i swoje interesy. Ja trochę żałuję tylko, że w niektórych przypadkach dowiadujemy się o nich zbyt mało – vide trójka najemników Barrett, Namir i Yelena Fedorova. Zdecydowanie chciałbym się dowiedzieć o nich więcej, ze szczególnym uwzględnieniem opowieści Fedorovej.
Pierwsze przejście gry zajęło mi ponad 40 godzin, a i tak mam poczucie, że nie zrobiłem wszystkiego, nie odkryłem wszystkich wątków i nie zobaczyłem wszystkich zakamarków chińskich dzielnic. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że od dawna żadna produkcja tak skutecznie nie przykuła mnie do ekranu i dodatkowo zachęciła bardzo do pogrzebania w tematyce. Dlatego Wam wszystkim polecam gorąco zapoznanie się z nową odsłoną Deus Ex. Nie jest to gra rewolucyjna, a rewelacyjny mix świetnej, klimatycznej historii z perfekcyjną i zróżnicowaną rozgrywką. Ja tymczasem robię listę książek do przeczytania i pewnie wkrótce wrócę do Detroit i Chin, ale tym razem Adam Jensen nie będzie pacyfistą.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!