Dallas’63
Kiedy doszły mnie słuchy jaka będzie tematyka najnowszej książki Stephena Kinga lekko mnie zmroziło. Trzeba Wam wiedzieć, że jestem wielkim zwolennikiem opowieści o podróżach w czasie. Uważam, że to temat ze wszech miar fascynujący, ale jednocześnie trudny. Zawsze pojawiają się bowiem dwie podstawowe kwestie: jak do podróży w czasie może dojść i jak rozwiązać potencjalne paradoksy jakie z takowej podróży wyniknąć mogą. Wielu twórców w starciu z tematem poległo z kretesem. A tu jeden z moich ulubionych pisarzy bierze na warsztat właśnie podróż w czasie. Konkretnie podróż, której celem ma być uchronienie prezydenta Kennedy’ego od kuli zamachowca. A jakby tego było mało, pierwsze ukazujące się recenzje zaczęły wychwalać książkę pod niebiosa. O tak, do „Dallas 63” podchodziłem z bardzo dużymi obawami.
Głównym bohaterem powieści jest Jake Epping, nauczyciel z Lisbon Falls, który dostaje szansę przeniesienia się do Stanów Zjednoczonych 1958 roku. Szansę powiązaną z misją uchronienia prezydenta Kennedy’ego od śmierci w zamachu. Jak może się domyślić Jake decyduje się podjąć wyzwanie, mimo świadomości, że zanim przyjdzie mu się zmierzyć z zamachowcem czeka go 5 lat w obcym dla niego świecie…
Zawiązanie akcji bardzo szybko rozwiało moje obawy co do pierwszego problemu związanego z podróżami w czasie – jak podróż ma się dokonać. King zdecydował się na prostotę, która sprawdziła się w tym przypadku wyśmienicie i zanim się obejrzymy już przyjdzie nam chłonąć Amerykę lat 50-tych. King chwalił się wielokrotnie gruntownym researchem jaki poprzedził napisanie powieści, a jego stali czytelnicy wiedzą, że w tym okresie czuje się on jak ryba w wodzie. Taka mieszanka skutkuje fascynującym odwzorowaniem ówczesnego świata. Ale zastanawiacie się pewnie nad tym jaki cel przyświecał autorowi w umiejscowieniu miejsca początku podróży na 1958 rok? Pięć lat śledztwa w sprawie zamachu? Na blisko 900-set stronach? Nie obawiajcie się historycznej cegły roztrząsającej dziesiątki teorii spiskowych. King zwiódł po raz kolejny swych czytelników, bo szybko się okazuje, że zamach stanowi tylko jeden z wątków. Chyba nie najważniejszy.
Nie odbiorę Wam jednak przyjemności z odkrywania co spotkało Jake’a. Opowiem za to jak moje obawy przerodziły się w zachwyt. Najpierw coś dla długoletnich czytelników Kinga. Zaskoczyłem się miło, gdy okazało się, że ważna część podróży Jake’a w przeszłości ma miejsce w Derry. Tak mili Państwo, miasto nienawiści powraca. Nie sądziłem, że King zdecyduje się jeszcze kiedykolwiek na taki powrót. A tu proszę, powrót w naprawdę wielkim stylu. Pyszna zabawa i gratka dla miłośników „To”. Czy trzeba znać „To” aby czerpać przyjemność z tego fragmentu książki? Nie. Ale jeżeli jeszcze nie mieliście przyjemności obcować z najlepszą książką Kinga, to zaraz po lekturze „Dallas’63” marsz nadrabiać zaległości.
To co mnie najbardziej zachwyciło to zakończenie. Mam częsty problem z rozwiązaniem akcji w opowieściach niesamowitych. Gdy próbujemy wyjaśnić coś fantastycznego łatwo spieprzyć nawet najlepszy pomysł wyjściowy. Mało tego, w trakcie lektury nabrałem przekonania, że wiem jak to się wszystko skończy i że nie będzie to dobry jakościowo finał. Z resztą obawy o finał w przypadku Kinga łatwo można zrozumieć, ponieważ często w jego przypadku mówi się, że ten element to jego pięta achillesowa. Wystarczy przywołać kontrowersje wokół finału „Pod kopułą”, niektóre elementy w finale „To” i wiele innych. Nawet zakończenie „Dallas’63” spotyka się z różnymi opiniami. Dla mnie osobiście jednak finał tej powieści jest perfekcyjny w każdym elemencie. Porusza, wzrusza i co najważniejsze kapitalnie zbiera wszystkie poruszone wątki. Warto udać się w podróż śladami Jake’a Eppinga choćby aby poznać zakończenia tej historii.
Czy jest to zatem powieść idealna? Ja osobiście mogę przyczepić się jedynie do nadmiernej rozwlekłości w pewnych fragmentach. King uwielbia nieśpieszne tempo opowieści, ale myślę, że lekkie okrojenie książki o parę niewiele wnoszących scen mogło by wyjść jej tylko na dobre. Nie obawiajcie się jednak. Jest tego niewiele, a King jest zbyt dobrym opowiadaczem aby Was zanudzić. Więcej minusów nie widzę i doszukiwać się ich na siłę nie mam zamiaru.
Ogólna ocena? 9/10 Byłoby 8,5 ale dodatkowe pół punktu dodaję za wkład w popularyzację Kinga. O co chodzi? Jestem wielkim zwolennikiem Kinga i to począwszy od jego wczesnych dzieł. Przeczytawszy sporą część jego książek zżymam się na łatkę „Krół horroru”. Zabawną łatkę jeżeli weźmiemy pod uwagę, że King napisał prawdziwych horrorów jak na lekarstwo. Ja cenię go za lekkość snucia niesamowitych opowieści. Do momentu zakończenia „Dallas’63” nie wiedziałem jednak jaką książkę polecać na początek spotkania z Kingiem. Teraz już wiem. Bo „Dallas’63” to kwintesencja tego co w Kingu najlepsze. Stali czytelnicy świetnie wychwycą zestaw ulubionych tematów pisarza i liczne nawiązania do innych dzieł. Nowi otrzymają świetny przewodnik po Kingowej prozie. I mam wrażenie, że będą chcieli więcej. A uwierzcie, że warto.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!