Czarne Lustro
Bardzo lubię sytuację gdy uda mi się w zalewie książek, seriali i filmów wygrzebać coś interesującego. Na informację o mini-serialu „Czarne lustro” trafiłem w jednym z odcinków Fantasmagierii i po pozytywnych komentarzach postanowiłem się z nim zapoznać. Jak to czasem bywa, po pierwszej wzmiance nagle wieści o serialu zaczęły do mnie trafiać lawinowo, a wszystkie łączyło jedno – dobre oceny, co zaczęło nakręcać moje oczekiwania. W takiej sytuacji łatwo o zawód. Na szczęście nie tym razem.
„Czarne lustro” składa się z trzech odcinków i zaczniemy od chyba najsłabszego z nich czyli „15 milionów”. Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ludzie żyją w swego rodzaju kastowym społeczeństwie. Większość, karmiona prawie non stop telewizją, całymi dniami jeździ na rowerach stacjonarnych zasilając w energię otaczając świat i kumulując „mile”, stanowiące swoistą walutę, którą płaci się za wszystko. Mają także dodatkowy cel – za 15 milionów mil można wziąć udział w programie telewizyjnym, które może być przepustką do sławy i „wolności”…
Głównym tematem odcinka jest telewizja. To ona jest jedynym towarzyszem naszych bohaterów, to ona staje się głównym celem ich egzystencji, ale także środkiem ich zniewolenia. Jak każdy z odcinków także i ten pozostawia także inne tropy interpretacyjne, jak choćby wirtualny i rozbuchany konsumpcjonizm (spójrzcie jak wygląda widownia w trakcie programu oraz na co można wydawać mile). I jak każdy odcinek także ten zmusi Was do własnych przemyśleń i pozostawi z uczuciem dyskomfortu.
Z kolejnym odcinkiem – „Hymnem narodowym” mam spory problem. Bardzo trafne obserwacje są tutaj bowiem zilustrowane fabułą, delikatnie rzecz ujmując kontrowersyjną. Obserwujemy Premiera Wielkiej Brytanii, który poprzez filmik na youtube zostaje poinformowany, że jeżeli w ciągu paru godzin nie spełni żądań terrorystów, to porwana przez nich księżniczka (i ulubienica mediów) zginie. W czym problem? W jednej ze scen przywołany jest manifest dogma Larsa von Triera i żądania terrorystów wyglądają jak typowa zagrywka nielubianego przeze mnie (przereklamowanego) Duńczyka, czyli coś co ja nazywam „emocjonalnym nadużyciem”. Stawia się bowiem bohatera w sytuacji skrajnej, sytuacji wyboru pomiędzy dwoma złymi rozwiązaniami. A dlaczego mówię o nadużyciu? Bo ja innego sensu, poza zaszokowaniem widza, w takim rozwiązaniu fabularnym nie widzę (pierwsza zasada, że z terrorystami się nie negocjuje!). Żądania można było zmienić na cokolwiek, a wnioski byłyby równie trafne. A tak wielu widzów skupi się według mnie na mniej istotnym aspekcie fabuły.
A szkoda by było, bo tematyka dotyczące mediów, w tym co raz popularniejszych i ważniejszych mediów społecznościowych jest niezmiernie interesująca. Do tego dochodzi kwestia etyki mediów oraz widzów (może przede wszystkim widzów) jako uczestników medialnego spektaklu. Jeżeli przy wcześniejszym odcinku mówiłem o uczuciu dyskomfortu, to „Hymn narodowy” co bardziej wrażliwych widzów rozłoży na łopatki. Ale mimo moich lekkich narzekań warto się z nim zmierzyć.
Przejdźmy jednak do moim zdaniem najlepszego, choć najbardziej kameralnego, odcinka pod tytułem „Cała prawda o Tobie”. Niedaleka przyszłość. Ludzie mogą zastosować specjalne wszczepy, które będąc połączone z oczami rejestrują wszystko czego jesteśmy świadkami. A dzięki poręcznemu oprogramowaniu wybrane wspomnienia możemy odtworzyć przed swoimi oczami, a nawet na ekranach telewizora. Koncept jest genialny w swej prostocie. Więcej fabuły Wam nie zdradzę, ale odcinek, mimo, że jest dużo skromniejszy od pozostałych skrzy się od emocji. Bo wyobraźcie sobie, że możecie przywołać każdą rzecz jaką kiedykolwiek zrobiliście w życiu. Każdą, nie tylko przyjemne wspomnienia. I potencjalnie każdy może wejść w posiadanie twych wspomnień. Jaką to daje Ci władzę i za jaką cenę?
„Czarne lustro” jest przedziwnym projektem, który w sosie science-ficition stara się poruszać kwestie bieżących i potencjalnych zagrożeń jakie niesie dostępna obecnie technologia. Projektem przedziwnym, bo z jednej strony ma zapewniać rozrywkę, ale z drugiej strony zdecydowanie ma widzem wstrząsnąć i zmusić go do przemyśleń. Przedziwnym, bo nie daje łatwych odpowiedzi, a widza pozostawia z uczuciem dyskomfortu i konsternacji. Rzadko zdarza się tego rodzaju telewizyjne przedsięwzięcie i choć nie jest to serial łatwy w odbiorze, to polecam go każdemu. Warto na własnej skórze sprawdzić co zobaczycie w czarnym lustrze.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!