Cykl Kłamca

Bli­sko 20 lat po poja­wie­niu się Geral­ta z Rivii, Jakub Ćwiek powo­łał do życia jed­ne­go z naj­barw­niej­szych boha­te­rów lite­ra­tu­ry fan­ta­sy ostat­nich lat – nor­dyc­kie­go Boga Lokie­go, czy­li tytu­ło­we­go Kłam­cę. Nie­daw­no, 18 kwiet­nia 2012 roku uka­za­ła się ostat­nia część cyklu. „Kłam­ca 4: Kill’em All” zbie­ra wszyst­kie nagro­ma­dzo­ne przez lata wąt­ki, a dla nie­za­zna­jo­mio­nych z przy­go­da­mi Lokie­go może sta­no­wić dodat­ko­wy bodziec, aby zapo­znać się z kom­plet­ną histo­rią, bez dłu­go­let­nie­go ocze­ki­wa­nia na wiel­ki finał.

Na kom­plet­ny cykl skła­da­ją się dwa zbio­ry opo­wia­dań „Kłam­ca”, „Kłam­ca 2: Bóg Mar­no­traw­ny” oraz dwie powie­ści (czy raczej jed­na powieść w dwóch aktach) „Kłam­ca 3: Ochłap Sztan­da­ru” i   „Kłam­ca 4: Kill’em All”. Tytu­ło­wym boha­te­rem jest Loki, nor­dyc­ki Bóg kłam­stwa, któ­ry na sku­tek splo­tu oko­licz­no­ści zosta­je aniel­skim cyn­glem, odwa­la­ją­cym (oczy­wi­ście nie bez­in­te­re­sow­nie) dla aniel­skiej eki­py brud­ną robo­tę. Brzmi dzi­wacz­nie? Nic bar­dziej myl­ne­go. Ćwie­ko­wi per­fek­cyj­nie uda­ło się wykre­ować nad­zwy­czaj spój­ne uni­wer­sum opar­te na zde­rze­niu tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej z posta­cia­mi mitycz­ny­mi zapo­ży­czo­ny­mi z prze­róż­nych (nie tyl­ko nor­dyc­kiej) mitologii.

Kon­struk­cja boha­te­ra jak i całe­go cyklu, mimo skraj­nych róż­nic wyni­ka­ją­cych z przy­ję­tej kon­wen­cji, jako żywo przy­wo­dzą mi na myśl cykl o Wiedź­mi­nie. I tak jak w przy­pad­ku sagi Sap­kow­skie­go, tak i u Ćwie­ka dla mnie to co naj­lep­sze zosta­ło zawar­te w opo­wia­da­niach. Kon­flik­ty na sty­ku róż­nych wie­rzeń, prze­fil­tro­wa­ne przez oso­bę Kłam­cy, któ­ry nie zwykł grać czy­sto, sta­no­wią po pro­stu nie­prze­bra­ne źró­dło inte­re­su­ją­cych opo­wie­ści. Opo­wie­ści zabaw­nych, wzru­sza­ją­cych, cza­sem strasz­nych, ale zawsze dia­bel­nie wciągających.

Opo­wia­da­nia są kapi­tal­ne, ale to nie jest tak, że powie­ści są sła­be. Wprost prze­ciw­nie. „Kłam­ca” w każ­dym wyda­niu to nie jest lek­tu­ra od któ­rej łatwo się ode­rwać. Jakub Ćwiek jako wykształ­co­ny kul­tu­ro­znaw­ca oraz miło­śnik fan­ta­sty­ki i popkul­tu­ry robi ze swej eru­dy­cji świet­ny uży­tek, a barw­ny język i lek­ki styl powo­du­ją, że łatwo popaść w syn­drom „jesz­cze jed­ne­go roz­dzia­łu”. Dla mnie powie­ścio­wa część cyklu jest słab­sza od opo­wia­dań ze wzglę­du na jeden pro­sty fakt. Za mało Kłam­cy w „Kłam­cy”.

A jak wypa­da zamknię­cie cyklu? Ćwie­ko­wi uda­ło się zgrab­nie połą­czyć wszyst­kie poroz­rzu­ca­ne wąt­ki, dorzu­cił parę nowych (pol­ski fan­dom Ste­phe­na Kin­ga będzie zachwy­co­ny), a licz­bą popkul­tu­ro­wych nawią­zań moż­na by obdzie­lić kil­ka innych powie­ści (uwierz­cie, wyła­py­wa­nie tako­wych smacz­ków sta­no­wi pysz­ną zaba­wę). No i finał. Muszę się przy­znać w pew­nym momen­cie wyda­wa­ło mi się, że wiem w któ­rą stro­ną to wszyst­ko zmie­rza. Wkrót­ce dane mi było spraw­dzić jak bar­dzo się myli­łem. Dłu­go myśla­łem nad zakoń­cze­niem. Czy mogło być inne? Czy mogło być lep­sze? Chy­ba nie. Uda­ła się Ćwie­ko­wi napraw­dę duża sztu­ka napi­sa­nia satys­fak­cjo­nu­ją­ce­go zakoń­cze­nia. I za to wiel­ki szacunek.

Sza­cu­nek tym więk­szy, że w Ćwie­ku cała nadzie­ja jeże­li cho­dzi o dobre imię Lokie­go. Za parę lat nasto­lat­ki mogą koja­rzyć nor­dyc­kie­go olbrzy­ma tyl­ko z prze­zro­czy­stym vil­lia­nem z The Aven­gers. A każ­dy kto spo­tkał jedy­ne­go praw­dzi­we­go Lokie­go z kart powie­ści, wie dobrze, że eki­pa Marve­la mia­ła dużo szczę­ścia, że ten praw­dzi­wy Kłam­ca miał waż­niej­sze spra­wy. Z TYM Lokim nie poszło by im tak łatwo.

I choć wyglą­da na to, że z Kłam­cą może­my się już nie spo­tkać, prze­my­śle­nia nad zakoń­cze­niem zasia­ły we mnie ziar­no nadziei. Sap­kow­ski zarze­kał się, że Wiedź­min to skoń­czo­na histo­ria, a zano­si się, że po paru latach prze­rwy jed­nak Geralt powró­ci. Życzył­bym sobie tak­że powro­tu Lokie­go. Choć­by w krót­szej for­mie. A zia­ren­ko nadziei pod­le­wa jesz­cze pio­sen­ka Kazi­ka „Ran­dall i Duch Hop­kir­ka”. Pole­cam do reflek­sji po Gran­de Fina­le Kłam­cy. Tak jak pole­cam cały cykl. Jeden z naj­cie­kaw­szych pro­jek­tów fan­ta­stycz­nych ostat­nich lat.

„W świe­cie, na pew­no jakaś wiara
Co w obie­dzie życia smak ustala
Jaki sens jego, bez nie­go kolego
Nie ma to raczej odcie­nia różowego
Bo się rodzisz, umie­rasz i co ponadto?
Nie za wspa­nia­le, a tedy ludzie łakną
Tłu­ma­cze­nia swe­go tutaj pobytu
Na róż­ne sposoby
Raz trans­cen­den­tal­ne raz usłużne

Jak wie­le moż­na sen­su takiego
Zagar­nąć łapa­mi jed­ne­go czy drugiego
Dnia żywo­ta swo­je­go jedynego
Albo nie jedynego
Od opcji zależy
Do któ­rej się w danej chwi­li przynależy
W któ­rą się wierzy
Moc­niej, mniej moc­niej lub moc­niej inaczej
A któ­ra znaczy
Trze­ba mieć jakie­goś przewodnika
Czy inne­go dro­go­wska­zu albo ratownika
Wpad­niesz do jezio­ra – pły­wać nie umiesz
To ma za zada­nie wypa­trzeć cię w tłumie
Innych się kąpią­cych i na ratu­nek wycią­ga z topieli
Nawet opa­tru­nek zaor­dy­nu­je, coś na podobieństwo
Nie wiem czy jasno mówię
Ponoć czło­wie­czeń­stwo tym się różni
Od ani­ma­li­zmu sze­ro­ko pojętego”

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.