Conan Barbarzyńca – Królowa Czarnego Wybrzeża
Uwaga: Preferujących podcast od tradycyjnej notki zapraszam na Kombinat
Choć niektórych pewnie to zaskoczy, muszę przyznać, że mam ogromną słabość do prozy Roberta E. Howarda. Zacząłem nietypowo, bo od „Tygrysów morza”. Na kartach tego zbioru pojawiają się tak klasyczni bohaterowie jak Bran Mak Morn, czy Cormac Mac Art, ale sam zbiór (choć na ile go pamiętam to chyba niesłusznie) jest obecnie chyba dość zapomniany. Dla mnie jest jednak o tyle istotny, że awanturniczo-przygodowy klimat opowiadań w nim serwowanych (podszyty dodatkowo dawką grozy) wciągnął mnie w świat twórczości Howarda tak mocno, że wkrótce sięgnąłem po jego inne dokonania, w tym najbardziej ikoniczny cykl o Conanie Barbarzyńcy.
O Cymeryjczyku miałem pisać już dawno, przy okazji serii wznowień jakie w 2011 roku zaczęło serwować nam wydawnictwo Rebis. Dodam świetnej serii. Pięknie wydanej, zawierającej sporą ilość ciekawostek i niepublikowanych fragmentów. Dla fanów prawdziwa gratka, zebrana w trzech opasłych tomach. Miałem pisać, ale dawkując sobie te opowieści cały czas nie zakończyłem lektury. Tym sposobem mimo, że o Howard pojawił się u mnie już kiedyś przy okazji „Królestwa cieni”, to zanim o jego najbardziej znanych dziełach opowiem bardziej kompleksowo, dziś zajmę się specyficzną adaptacją jednej z najbardziej klasycznych historii o Cymeryjczku, „Królowej Czarnego Wybrzeża”.
A adaptacja ta jest nietypowa podwójnie. Po pierwsze mamy do czynienia z adaptacją komiksu, po drugie dokonano jej w formie słuchowiska. Za projekt odpowiada, podobnie jak w przypadku także przeze mnie omawianych „Żywych trupów” studio Sound Tropez. Słuchowisko to obejmuje pierwsze sześć zeszytów runu Braina Wooda, który w latach 2012–2014 stworzył dla wydawnictwa Dark Horse Comics 25 zeszytowy cykl o Conanie Barbarzyńcy. Cykl o tyle interesujący, że z jednej strony stanowił sam w sobie wierną adaptację opowiadania „Królowa Czarnego Wybrzeża”, z drugiej zaś robił z niego tylko klamrę dla rozszerzonej wersji historii związku Belit i Conana. Ale to wiem teraz, po tym jak poczytałem o samym komiksie. I jest to o tyle istotne, że niestety nieświadomość w tym zakresie trochę negatywnie wpłynęła na mój odbiór całości.
Ale po kolei. „Królowa Czarnego Wybrzeża” to mój drugi kontakt ze słuchowiskami Sound Tropzez, zatem wiedziałem już czego się spodziewać. I nie czarujmy się, pod kątem realizacyjnym studio prezentuje poziom zbliżony do perfekcji. Udźwiękowienie jest świetne i to zarówno pod kątem odgłosów otoczenia (jak w przypadku morskiej podróży), jak również (a może przede wszystkim) w trakcie bardzo dynamicznych sekwencji walk. Ale o ile ten segment wypada znakomicie to pozostałe, choć dobre nie są niestety pozbawione wad. Po pierwsze kwestia muzyki (a przypomnę, że w „Żywych trupach” bardzo chwaliłem ten element), która jest momentami świetna (jak wszystkie lekko folkowe zaśpiewy, kojarzące mi się z muzyką Afryki i jakkolwiek szumnie by to nie zabrzmiało, pachnące wręcz egzotyką), a momentami wybijała mnie totalnie z rytmu (kompletnie niezrozumiałe wykorzystanie ostrych gitarowych riffów). Po drugie obsada. Większość aktorów spisała się w mojej ocenie bardzo dobrze. Sprawdził się Krzysztof Banaszyk w dość istotnej (ale o tym za chwilę) roli narratora. Bardzo mi się spodobała Magdalena Boczarska w roli Belit, a obsada drugoplanowa (z Piotrem Zeltem i Adamem „Nergalem” Darskim na czele) wypadła bardzo przekonująco. Niestety mam spory problem z głosem Conana. Gra go Szymon Bobrowski, który w „Żywych trupach” był jak najbardziej w porządku. Tutaj od samego początku nie mogłem się do niego przekonać. Najpierw uznałem, że ma głos za młody, miękki. Ale wkrótce przypomniałem sobie, że przecież mamy tu do czynienia z jedną z wcześniejszych przygód Cymeryjczyka, więc to można zaakceptować. Gorzej z samą jego grą, która momentami jest całkiem niezła, ale momentami mam wrażenie niezbyt trafiająca w ton. Nazbyt ekspresyjna, lub wręcz odwrotnie jakaś taka miałka. Oczywiście mam świadomość, że bardzo dużo zależeć będzie od waszego osobistego podejścia, ale moim zdaniem to nie był najszczęśliwszy wybór obsadowy.
Wspomniałem wcześniej, że mam problem z samą fabułą i już mówię o co chodzi. „Królowa Czarnego Wybrzeża” jest dość powszechnie uważana, za jedną z najlepszych opowieści o Conanie i w pełni mogę zrozumieć taki stan rzeczy. Ten czterdziestostronicowy tekst to swoista kwintesencja tego co w tej prozie najlepsze (uprzedzając pytania, ja widzę wiele wad tej literatury ale i tak trafia ona idealnie do mojego wewnętrznego dziecka). Od samego początku jesteśmy wrzuceni w wir akcji, kiedy to śledzimy Conana uciekającego z przed gwardzistami w portowym Argos. I tempo nie zwalania aż do samego, krwawego finału. A po drodze czego tu nie ma. Bitwy morskie, piękna Królowa Piratów, dżungla i walki z mitycznymi potworami. Krótko mówiąc. Miłość, krew i przygoda. Brain Wood na kartach komiksu rozpisał jednak historię Conana i Królowej Piratów na nowo, gdzie tylko pierwsze trzy i ostatnie cztery zeszyty stanowią adaptacją „Królowej Czarnego Wybrzeża”. Jak widzicie zatem słuchowisko nie stanowi zamkniętej całości, a tylko swoiste preludium do dalszych wydarzeń. Warto o tym wiedzieć, bo w moim odczuciu, choć teoretycznie opowieść którą dostajemy może bronić się sama, to jednak historia sprawia wrażenie mocno i dość nienaturalnie uciętej. I choć teraz wiem, że to pokłosie rozpisania całości na kartach komiksu to pewnie właśnie przez to trochę się fabułą zawiodłem. Mam wrażenie, że w przeciwieństwie do książkowego oryginału całość rozwija się powoli. Nie wiem czy to kwestia istotnej roli narratora, który snuje niejako całą opowieść tworząc jak podejrzewam klamrę dla całej zawartej na karatach komiksu opowieści. Ale choć akcji też znajdziemy tu sporo to czegoś mi zabrakło i coś nie do końca mi tutaj zagrało. Mimo to powiem przekornie tak. Chętnie posłuchałbym dalszego ciągu. Mam bowiem podejrzenia, graniczące z pewnością, że gdybym od razu miał pod ręką dalszy ciąg bawiłbym się lepiej, a mój zawód związany z pewnym ucięciem akcji szybko zostałby zamazany.
Jak widać mam zatem mały zgryz z „Conanem Barbarzyńcą”. Ze spodziewanej adaptacji „Królowej Czarnego Wybrzeża”, dostałem póki co tylko fragment, rola główna nie do końca mnie przekonała, a gitarowe riffy wybijały mnie mocno z rytmu. Ale z drugiej strony czuć w tym wszystkim ducha Howarda, a dla mnie jako miłośnika jego prozy to zawsze duży plus. No i Sound Tropez po prostu wie jak powinno się robić dobre słuchowisko. Choć nie jest to rzecz dla każdego, to pomimo moich zastrzeżeń mam jednak nadzieję, że tak jak w przypadku ich innych projektów Studia dostaniemy wkrótce dalszy ciąg. Bardzo chętnie przekonam się jakie perypetie Brian Wood dopisał fantastycznemu duetowi Conana i Belit, Królowej Piratów.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!