Bollywood Horror II – 13 B
W przeciwieństwie do poprzedniego odcinka, na drugi rzut wybrałem film, którego okładka kojarzyła mi się najmocniej z zachodnim horrorem – czyli indyjski przebój z 2009 roku „13B”, o wdzięcznym podtytule „Strach ma nowy adres”. Po okładce nie specjalnie wiedziałem czego się spodziewać, ale podejrzewałem, że możemy mieć do czynienia z jakąś wariacją na temat rodzina kontra tajemniczy prześladowca. Szybko okazało się, że kolejny raz się zaskoczyłem.
Do nowego, ekskluzywnego wieżowca, na 13 piętro, pod numer 13 B wprowadza się młode małżeństwo Priya i Manohar (Manu) wraz z dużą indyjską rodziną. Mężczyźni pracują, kobiety spędzają czas w domu oglądając opery mydlane. Mimo sielankowego nastroju, od początku otrzymujemy różne sygnały, że coś w domu jest nie tak. Kwaśnieje mleko, nie można wbić gwoździa aby powiesić święty obrazy, a Manohara „nie słucha” winda i codziennie musi pokonywać drogę do domu i z domu pieszo. W pewnym momencie, codziennie o 13-tej, w telewizji zaczyna być emitowana nowa telenowela „Wszystko w porządku”, a Manu ku swojemu zaskoczeniu odkrywa, że wydarzenia na ekranie zaczynają się pokrywać z rzeczywistością. Kiedy akcja serialu zaczyna przybierać dramatyczny obrót, Manu obawiając się o życie swoje i swojej rodziny zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Co tak naprawdę się dzieje? Żyją w nawiedzonym domu, a może Manu popada w szaleństwo?
W przypadku „Bhoot” spodziewałem się typowego Bollywood, a otrzymałem bardzo zachodni w duchu horror, tym razem spodziewałem się hollywoodzkiego thrillera, a dostałem bollywoodzkie kino. Długie (film ma 138 minut) i tak proszę Państwa, z paroma piosenkami i całym teledyskiem w trakcie! „13B” rozkręca się dość długo. Początek jest niemalże historią obyczajową i to nie pozbawioną elementów humorystycznych (choćby „książka kucharska”). Ale mimo opisu fabuły, który brzmi dość dziwacznie (żeby nie powiedzieć głupio) przeradza się stopniowo w film z co raz duszniejszym klimatem, a końcówka w której przyjdzie nam poznać rozwiązanie zagadki naprawdę trzyma w napięciu i przynosi satysfakcjonujący finał.
Patrząc na film zachodnim okiem znów otrzymamy masę dodatkowych smaczków. Dane nam będzie podpatrzeć funkcjonowanie indyjskiej wielopokoleniowej rodziny, która łączy przywiązanie do tradycji z nowoczesnością. Pojawia się też atrybut bardzo mocno kojarzony z Indiami – Kamasutra. I tu znów interesująca obserwacja. Nie wiedziałem, ale w indyjskiej kulturze niestosownym pokazywanie jest nawet pocałunku, a co dopiero scen seksu. Na pomoc przychodzą wtedy bollywoodzkie pląsy. Zawsze byłem ciekaw jak te legendarne sekwencje są wplecione w film. Otóż po prostu są. W jednej scenie mamy małżonków w łóżku, w kolejnej teledysk na pięknej plaży (polecam do znalezienia na youtube). I teraz najdziwniejsze. Sekwencje piosenkowe (nie jest to jedyny taki motyw w filmie) naprawdę nie przeszkadzają.
„13B” to film bardzo różny pod każdym względem od „Bhoot”. Tym razem pozytywnie zaskoczyła mnie opowiadana historia. Jej opis nie wygląda może specjalnie zachęcająco, ale scenarzysta (i reżyser w jednej osobie) potrafi kilka razy naprawdę nas zaskoczyć. Film ma ciekawy klimat, a dzięki wciągającej i dobrze zagranej (możemy podziwiać na ekranie kilka gwiazd Bollywood) opowieści 138 minut mija nadzwyczaj szybko. Nie mogę się już doczekać kolejnego seansu.
Tekst ukazał się pierwotnie na Jerry’s Tales. Skomentuj pod pierwotnym postem!