Uncharted – Trylogia

Pod koniec 2007 roku poja­wi­ła się na Play­sta­tion 3 gra, któ­ra mia­ła być jed­nym z tytu­łów wspie­ra­ją­cych sprze­daż, wciąż krót­ko funk­cjo­nu­ją­cej na ryn­ku kon­so­li Sony, przy jed­no­cze­snym poka­za­niu moż­li­wo­ści w niej drze­mią­cych – Unchar­ted: Drake’s For­tu­ne. Mimo, że gra nie jest sta­ra to z obec­nej per­spek­ty­wy była wyda­wa­na w tro­chę innej epo­ce –  epo­ce sprzed medial­ne­go sza­łu jaki towa­rzy­szy teraz każ­dej więk­szej pro­duk­cji. I tak sły­sząc tu i ówdzie dobre opi­nie naby­łem swój egzem­plarz licząc na dobry tytuł, ale na nic wię­cej. To co otrzy­ma­łem prze­szło moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. I chy­ba nie tyl­ko moje, bo gra docze­ka­ła się dwóch dosko­na­łych kon­ty­nu­acji na PS3 i kolej­nej jako tytu­łu star­to­we­go PS Vita.

Gra jest opi­sy­wa­na jako przy­go­do­wa gra akcji, a roz­gryw­ka skła­da się z ele­men­tów strze­la­nia, eks­plo­ra­cji, ele­men­tów plat­for­mo­wych oraz zaga­dek logicz­nych wymie­sza­nych w róż­nym stop­niu w róż­nych czę­ściach cyklu, ale w każ­dym przy­pad­ku sta­no­wią­cych sma­ko­wi­te danie. Inte­re­su­ją­ca roz­gryw­ka to waż­ny ele­ment, ale to co dla mnie oka­za­ło się naj­istot­niej­sze i co przy­cią­gnę­ło mnie do kolej­nych czę­ści to histo­ria, fil­mo­wy spo­sób jej pre­zen­ta­cji oraz boha­te­ro­wie. Panie i Pano­wie – poznaj­cie Natha­na Dra­ke i jego kompanię!

W Unchar­ted: Drake’s For­tu­ne pozna­je­my Natha­na Dra­ke, awan­tur­ni­ka i poszu­ki­wa­cza przy­gód. Nathan Dra­ke uwa­ża się za potom­ka legen­dar­ne­go podróż­ni­ka Fran­ci­sa Drake’a, a tro­piąc śla­dy swo­je­go „przod­ka”, wspie­ra­ny przez repor­ter­kę Ele­nę Fischer oraz wspól­ni­ka Vic­to­ra „Sul­ly” Sul­li­va­na wpa­da na trop legen­dar­ne­go El Dora­do.  Wspo­mnia­na trój­ka będzie towa­rzy­szyć nam w pozo­sta­łych odsło­nach cyklu, ale deve­lo­pe­rzy z Naugh­ty Dog mają świet­ną rękę do two­rze­nia barw­nych posta­ci dzię­ki cze­mu w dal­szych odsło­nach pozna­je­my kolej­nych boha­te­rów, z ulu­bie­ni­cą wszyst­kich fanów serii Chloe Fra­zer na cze­le.  Inte­re­su­ją­cy boha­te­ro­wie i świet­nie roz­pi­sa­ne rela­cje pomię­dzy nimi to jeden z nie­wąt­pli­wych fila­rów Unchar­ted. Mamy szan­sę się z nimi zżyć i polu­bić, tak, że trzy­ma­my kciu­ki za ich poczy­na­nia. Bar­dzo inte­re­su­ją­ce są tak­że inte­rak­cje pomię­dzy głów­ny­mi pro­ta­go­ni­sta­mi, a ich prze­ciw­ni­ka­mi. Prze­ciw­ni­cy to zawsze barw­ne, czę­sto nie­jed­no­znacz­ne posta­cie, scha­rak­te­ry­zo­wa­ne nie gorzej od głów­nych boha­te­rów.  To co jed­nak sta­no­wi dla mnie oso­bi­ście naj­więk­szy plus serii to fabu­ła i  spo­sób jej prezentacji.

Fabu­lar­nie seria to awan­tur­ni­cze kino przy­go­do­we spod zna­ku India­ny Jone­sa. I to chy­ba naj­prost­szy spo­sób na opi­sa­nie czym jest Unchar­ted. Wyobraź­cie sobie serię przy­gód o dok­to­rze Jone­sie prze­nie­sio­ną do świa­ta elek­tro­nicz­nej roz­gryw­ki. Uwierz­cie, wie­lo­krot­nie śle­dząc prze­ryw­ni­ki fil­mo­we i bio­rąc udział w wyda­rze­niach (szcze­gól­nie w per­fek­cyj­nym Unchar­ted: Among Thie­ves) mamy uczu­cie jak­by­śmy oglą­da­li naj­lep­szy film przy­go­do­wy. Każ­da odsło­na to kolej­na wyjąt­ko­wa przy­go­da. W Unchar­ted: Drake’s Foru­ne podą­ża­my śla­da­mi sir Fran­ci­sa Drake’s aby odkryć tajem­ni­ce El Dora­do. W wie­lo­krot­nie nagra­dza­nej grze roku 2009 – Unchar­ted: Among Thie­ves szu­ka­my zagi­nio­nej flo­ty Mar­co Polo, a w Unchar­ted: Drake’s Decep­tion mamy oka­zję zwie­dzić mię­dzy inny­mi pustyn­ne rejo­ny podą­ża­jąc śla­da­mi Law­ren­ce z Ara­bii oraz sekret­nej podró­ży sir Fran­ci­sa Dra­ke w poszu­ki­wa­niu Atlan­ty­dy Pusty­ni. Śle­dząc losy Nate’a i jego przy­ja­ciół zwie­dzi­my kawał świa­ta, a dewe­lo­pe­rzy posta­ra­li się aby każ­da loka­cja wyglą­da­ła osza­ła­mia­ją­co – wia­ry­god­nie pod wzglę­dem histo­rycz­nym jak i aktu­al­nym. Od stro­ny gra­ficz­nej Unchar­ted to ści­sła czo­łów­ka elek­tro­nicz­nej rozgrywki.

Inte­re­su­ją­cy boha­te­ro­wie i wcią­ga­ją­ce histo­rie to jed­no, ale to co ja szcze­gól­nie lubię to dia­lo­gi. Zarów­no w wer­sji anglo­ję­zycz­nej jak i pol­skiej akto­rzy pod­kła­da­ją­cy gło­sy odwa­la­li kawał dobrej robo­ty (a mie­li z czym pra­co­wać bo dia­lo­gi są po pro­stu świet­ne). Skrzą się humo­rem (kapi­tal­ny dia­log koń­czą­cy Unchar­ted: Among Thie­ves), chwy­tli­wy­mi one-line­ra­mi i są po pro­stu dosko­na­le napi­sa­ne, ale naj­le­piej prze­ko­nać się o tym same­mu grając.

Na zakoń­cze­nie jesz­cze raz chciał­bym ser­decz­nie pole­cić Unchar­ted każ­de­mu miło­śni­ko­wi elek­tro­nicz­nej roz­gryw­ki, a przede wszyst­kim każ­de­mu komu bra­ku­je dobrych pro­duk­cji fil­mo­wych w kli­ma­tach przy­go­do­wych. Co wię­cej jest to jeden z tytu­łów „domow­ni­ko-frien­dly”. Mogłem spo­koj­nie grać, a Żona sie­dząc na kana­pie oglą­da­ła jed­no­cze­śnie świet­ne kino. Czy moż­na chcieć cze­goś więcej?

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.