5 opowiadań na początek przygody z weird fiction

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Carpenoctem.pl Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Weird fic­tion to dla wie­lu czy­tel­ni­ków przede wszyst­kim H. P. Love­craft, a w naszym kra­ju ewen­tu­al­nie jesz­cze Ste­fan Gra­biń­ski. Sko­ja­rze­nia oczy­wi­ście jak naj­bar­dziej god­ne pochwa­ły, bo obaj pisa­rze bez­a­pe­la­cyj­nie zali­cza­ją się do wiel­kich twór­ców. Dla tych jed­nak, któ­rzy chcie­li­by spraw­dzić, jak wyglą­da weird nie­ko­niecz­nie w ich wyko­na­niu, posta­no­wi­łem zapre­zen­to­wać pięć tek­stów, któ­re poka­zu­ją róż­no­rod­ne podej­ście do tematu.

inne-swiaty-machen

Arthur Machen „Bia­ły lud”

Walij­ski twór­ca to jeden z kla­sy­ków lite­ra­tu­ry nie­sa­mo­wi­tej i autor opo­wia­dań, któ­re mia­ły wpływ na kształ­to­wa­nie się wie­lu innych pisa­rzy, z samym H.P. Love­cra­ftem na cze­le. Jego naj­bar­dziej zna­nym utwo­rem jest „Wiel­ki Bóg Pan”, lecz dziś nie będę się zaj­mo­wał tek­stem, któ­ry wzbu­dził ówcze­śnie tak wie­le kon­tro­wer­sji, a opo­wia­da­niem „Bia­ły lud”. Już pierw­sze zda­nie „Magia i świę­tość… tyl­ko one są rze­czy­wi­ste” przy­cią­ga uwa­gę czy­tel­ni­ka, ale otwie­ra­ją­ca ten tekst dys­ku­sja o grze­chu i świę­to­ści to tyl­ko część więk­szej cało­ści. Bo „Bia­ły lud” to opo­wieść w opo­wie­ści. I to w histo­rii „Zie­lo­nej księż­nicz­ki”, któ­ra sta­no­wi jed­ną ze skła­do­wych, Machen poka­zu­je kunszt w kre­owa­niu atmos­fe­ry gro­zy i tajem­ni­czo­ści. Pro­sty­mi środ­ka­mi, sta­wia­jąc w mak­sy­mal­nym stop­niu na nie­do­po­wie­dze­nie i ope­ru­jąc chwy­tem „rze­czy zbyt strasz­nej, aby ją opi­sać” uda­je mu się osią­gnąć zna­ko­mi­te rezultaty.

wendigo-i-inne-upiory-blackwood

Alger­non Blac­kwo­od „Wen­di­go”

Blac­kwo­od, naj­bar­dziej zna­ny ze swe­go opo­wia­da­nia „Wierz­by”, któ­re przez nie­któ­rych jest uzna­wa­ne za naj­wy­bit­niej­szy tekst gro­zy w lite­ra­tu­rze anglo­sa­skiej, czer­pał peł­ny­mi gar­ścia­mi inspi­ra­cje ze swe­go awan­tur­ni­cze­go życia i folk­lo­ru ludzi napo­tka­nych w trak­cie swych licz­nych podró­ży. I tak źró­dłem lęku i nie­po­ko­ju w jego utwo­rach jest bar­dzo czę­sto przy­ro­da. Dzi­ka i nie­po­skro­mio­na natu­ra jawi się w nich czę­sto jako nisz­czą­ca siła, wobec któ­rej czło­wiek mimo postę­pów w tech­ni­ce, medy­cy­nie i innych naukach jest tak samo bez­rad­ny jak wie­ki temu. Echa tego pobrzmie­wa­ją choć­by w „Uro­ku śnie­gu”, czy „Wierz­bach”, ale do mnie naj­peł­niej prze­ma­wia wła­śnie „Wen­din­go”. Utwór ten opo­wia­da losy myśli­wych, któ­rzy zapu­ści­li się na polo­wa­nie w leśne ostę­py, cie­szą­ce się złą sła­wą wśród miej­sco­wych, i świet­nie łączy kli­mat nie­sa­mo­wi­to­ści z wąt­ka­mi z ludo­wych mitów, a dzię­ki umie­jęt­ne­mu budo­wa­niu nastro­ju nadal potra­fi pochło­nąć bez reszty.

ligotti-teatro_grottesco

Tho­mas Ligot­ti „Nasz tym­cza­so­wy nadzorca”

Ame­ry­ka­nin, choć uwa­ża­ny przez wie­lu za naj­wy­bit­niej­sze­go współ­cze­sne­go pisa­rza weird fic­tion, nadal jest w naszym kra­ju rela­tyw­nie mało zna­ny. A szko­da, bo wyda­ny nie­daw­no zbiór poka­zu­je, jak uni­ka­to­wy to twór­ca. Ze wzglę­du na podej­mo­wa­ną tema­ty­kę (ilu­zja ist­nie­nia, świa­do­mo­ści, wol­nej woli), nasy­ce­nie opo­wie­ści filo­zo­fią oraz kon­se­kwent­nie pesy­mi­stycz­ną wizją świa­ta i ludz­kie­go losu jest czę­sto uwa­ża­ny za pisa­rza rady­kal­ne­go. Ale pośród róż­no­rod­nych jego utwo­rów może­my zna­leźć kil­ka, któ­re sta­no­wią cie­ka­we i rzad­ko spo­ty­ka­ne podej­ście do gatun­ku. Nazy­wa się je czę­sto hor­ro­rem kor­po­ra­cyj­nym. W „Teatro Grot­te­sco” to „Moty­wy moich dzia­łań odwe­to­wych” oraz wła­śnie „Mój tym­cza­so­wy nad­zor­ca”. W dzi­siej­szych cza­sach, gdzie co raz trud­niej ode­rwać się od pra­cy, któ­ra sta­je się nie­jed­no­krot­nie głów­nym ele­men­tem naszej codzien­no­ści, wizja bez­względ­ne­go pod­po­rząd­ko­wa­nia się nie­mal mitycz­nej kor­po­ra­cji, regu­lu­ją­cej pra­wie każ­dy aspekt nasze­go życia, wyjąt­ko­wo moc­no prze­ma­wia do naszej wyobraź­ni. A tak napraw­dę to tyl­ko jeden z ele­men­tów budzą­cych gro­zę w tym kapi­tal­nie zbu­do­wa­nym, wie­lo­po­zio­mo­wym tekście.

chambers-krol_w_zolci

Robert W. Cham­bers „Napra­wiacz reputacji”

Choć Cham­bers pisa­rzem weird fic­tion jedy­nie bywał, nie stro­niąc w trak­cie swej karie­ry od innych nur­tów lite­rac­kich, to jego opo­wia­da­nia zali­cza­ne do nie­for­mal­ne­go cyklu „Król w żół­ci” są pod wie­lo­ma wzglę­da­mi kwin­te­sen­cją gatun­ku. Dość powszech­nie wska­zu­je się na „Żół­ty znak” jako naj­lep­szy utwór z tego cyklu, jed­nak ja naj­bar­dziej pole­cam wła­śnie „Napra­wia­cza repu­ta­cji”, któ­re­go śmia­ło sta­wiam pośród moich ulu­bio­nych opo­wia­dań w ogó­le. Tekst ten to kapi­tal­nie skon­stru­owa­na, świet­nie gra­ją­ca nie­do­po­wie­dze­niem, nie­co sza­lo­na opo­wieść, któ­ra łączy spraw­nie nie­sa­mo­wi­tość i gro­zę z czar­nym humo­rem. Już wątek Pana Wilde’a, tytu­ło­we­go Napra­wia­cza Repu­ta­cji, wypa­da zna­ko­mi­cie, a to tyl­ko jeden z ele­men­tów tej zgrab­nej ukła­dan­ki. W tle mamy bowiem dosko­na­le roze­gra­ną opo­wieść o owia­nym złą sła­wą dra­ma­cie „Król w żół­ci”, księ­dze, któ­ra „doty­ka wiel­kich prawd (…) prawd, któ­re dopro­wa­dza­ją ludzi do obłę­du i ruj­nu­ją im życie” i wie­le wąt­ków pobocz­nych, two­rzą­cych uni­ka­to­wą i nie­po­wta­rzal­ną całość.

gunia-powrot

Woj­ciech Gunia „Bar­dzo dłu­go była tyl­ko ciemność”

Już debiu­tanc­ki zbiór Woj­cie­cha Gunia, kon­ty­nu­ato­ra lite­rac­kiej tra­dy­cji Ligot­te­go, poka­zał, że doro­bi­li­śmy się pisa­rza duże­go kali­bru. W „Powro­cie” jest tak dużo zna­ko­mi­tych, bar­dzo nie­ty­po­wych tek­stów, że aż trud­no wybrać ten naj­lep­szy. Nie wiem czy jest nim wła­śnie „Bar­dzo dłu­go była tyl­ko ciem­ność”, ale wyda­je mi się, że to opo­wia­da­nie, któ­re nie­źle poka­zu­je kunszt Guni. Z jed­nej stro­ny mamy bowiem do czy­nie­nia z sytu­acją nie­mal kaf­kow­ską, gdzie boha­ter jest skon­fron­to­wa­ny z rze­czy­wi­sto­ścią, któ­rej nie może zro­zu­mieć i się jej prze­ciw­sta­wić, a całość bar­dzo umie­jęt­nie prze­my­ca pew­ne wąt­ki natu­ry filo­zo­ficz­nej. Z dru­giej zaś cały czas mamy na pierw­szym pla­nie spój­ną, fascy­nu­ją­cą opo­wieść w bar­dzo dobrze skon­stru­owa­nym, prze­ra­ża­ją­cym świe­cie, któ­re­go zasa­dy odkry­wa­my kawa­łek po kawał­ku. Świet­na pro­za. (PS. Opo­wia­da­nie może­cie prze­czy­tać tutaj)

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.