The Deadly Tower of Monsters

Dick (hehe) Star­spe­ed roz­bi­ja się swo­im stat­kiem kosmicz­nym i wpa­da z miej­sca w kon­kret­ne tara­pa­ty. Skó­rę ratu­je mu cór­ka lokal­ne­go wataż­ki Scar­let Nova. Razem rusza­ją w górę mor­der­czej wie­ży potwo­rów, by wyzwo­lić ucie­mię­żo­ne mał­py i kosmi­tów. „The Deadly Tower of Mon­sters” jest pozy­cją nie­tu­zin­ko­wą z kil­ku wzglę­dów. Jest olbrzy­mim hoł­dem dla ame­ry­kań­skie­go kina scien­ce-fic­tion lat pięć­dzie­sią­tych i sześć­dzie­sią­tych, ale kon­cep­tu, w jakim twór­cy zde­cy­do­wa­li się przed­sta­wić histo­rię, nie znaj­dzie­cie nigdzie indziej. Bo przy­go­dy, któ­re przyj­dzie nam prze­ży­wać, są fil­mem, do któ­re­go wła­śnie reży­ser dogry­wa komen­tarz DVD. Dużo humo­ru, świet­ny kli­mat, masa nawią­zań i kil­ka godzin bar­dzo dobrej zaba­wy. Poza tym Sick z Brzu­cha Wie­lo­ry­ba nagry­wał to na moc­nych lekach, co dość cie­ka­wie kom­po­nu­je się z tę nie­sa­mo­wi­tą podróżą.

 

Rafał Siciński

http://brzuchwieloryba.blogspot.com

Urodziłem się w połowie lat 80tych i tamta dekada jest najbliższa mojemu sercu. Lubię popkulturę w prawie wszystkich jej przejawach (poza tańcem w telewizji i programami reality show). Jestem miłośnikiem dobrej fantastyki: przede wszystkim horroru i science fiction.