Severed. Pożeracz marzeń

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Carpenoctem.pl Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Się­ga­jąc po komiks Seve­red: Poże­racz marzeń, liczy­łem na solid­ną daw­kę gore i hor­ro­ru cie­le­sne­go. W toku lek­tu­ry oka­za­ło się jed­nak, że nie muszę odwra­cać wzro­ku od kart komik­su. Zło i źró­dła lęku wca­le nie cza­iły się w samych obraz­kach. Cze­ka­ły w ukry­ciu. By zaata­ko­wać wów­czas, gdy nie będę na to przygotowany.

Jame­stown, USA, rok 1916. Dwu­na­sto­let­ni Jack Gar­ron lada dzień roz­po­cząć ma naukę w gim­na­zjum. Tak przy­naj­mniej myśli oso­ba poda­ją­ca się za jego mat­kę. Chło­piec ma inne pla­ny. Gdy kobie­ta zasy­pia, ten paku­je skrzyp­ce oraz kil­ka dro­bia­zgów i pod osło­ną nocy ucie­ka z domu, by następ­nie wsko­czyć do pocią­gu i ruszyć w podróż. U jej celu ma spo­tkać się z ojcem, któ­re­go nigdy wcze­śniej nie było mu dane zoba­czyć. Nie wie jed­nak, jak nie­bez­piecz­na może oka­zać się taka wypra­wa. Zwłasz­cza, że po ame­ry­kań­skich bez­dro­żach gra­su­je dra­pież­nik w ludz­kiej skó­rze, któ­ry szcze­gól­nie upodo­bał sobie dzieci.

Podzie­lo­na na sie­dem roz­dzia­łów histo­ria sku­pia się na Jac­ku, jed­nak oprócz głów­ne­go pro­ta­go­ni­sty pozna­my bli­żej tak­że jego anta­go­ni­stę oraz dwie inne posta­cie. Wszyst­kie one wzbu­dzą w nas bar­dzo kon­kret­ne uczu­cia: od sym­pa­tii, poprzez współ­czu­cie, po nie­na­wiść. Nie­ste­ty wyda­ny w jed­nym tomie komiks czy­ta się tak szyb­ko, że wie­le ze wspo­mnia­nych emo­cji nie zdą­ży wybrzmieć. Trud­no jest zatrzy­mać się na chwi­lę po skoń­czo­nym roz­dzia­le, by zasta­no­wić się nad tym, co tak wła­ści­wie się sta­ło. Mając w dło­ni tom zbior­czy, po pro­stu chce­my czy­tać dalej. I czy­ni­my to. Z lek­ką szko­dą dla same­go aktu lektury.

Duet Sny­der i Tuft zaofe­ro­wał nam histo­rię oby­cza­jo­wą osa­dzo­ną w kon­kret­nej epo­ce histo­rycz­nej. Komik­so­wa Ame­ry­ka roku 1916 nie jest jed­nak czy­stym wytwo­rem wyobraź­ni rysow­ni­ka. Odpo­wie­dzial­ny za rysun­ki Atti­la Futa­ka pra­co­wał z mate­ria­łem zdję­cio­wym pocho­dzą­cym z epo­ki, by moż­li­wie wier­nie odwzo­ro­wać ówcze­sną rze­czy­wi­stość. I uda­ło mu się to dosko­na­le. Na uzna­nie zasłu­gu­je tak­że pra­ca kolo­ry­sty. Greg Guil­hau­mond zadbał o to, by pale­ta kolo­ry­stycz­na nie tyl­ko nada­wa­ła cało­ści odro­bi­nę reali­zmu, ale też by paso­wa­ła do cięż­kie­go kli­ma­tu opowieści.

Ame­ry­ka począt­ku dwu­dzie­ste­go wie­ku nie jest miej­scem przy­ja­znym dla samot­nie podró­żu­ją­ce­go nasto­lat­ka. To brud­na prze­strzeń peł­na nie­bez­pie­czeństw. Wpraw­dzie Sny­der i Tuft nie snu­ją przed nami stric­te pesy­mi­stycz­nej wizji świa­ta, jed­nak to jego bru­tal­ność, a nie prze­bły­ski szczę­ścia czy nadziei, wysu­wa­ją się na pierw­szy plan. Nasz boha­ter i jego towa­rzy­sze podró­ży co i rusz napo­ty­ka­ją nowe prze­ciw­no­ści losu. Prze­moc, pro­sty­tu­cja, pedo­fi­lia, roz­bo­je i mor­der­stwa są w świe­cie przed­sta­wio­nym codzien­no­ścią. Realia te two­rzą pierw­szą płasz­czy­znę gro­zy w opowieści.

Ist­nie­je jed­nak jesz­cze dru­ga war­stwa hor­ro­ru zwią­za­na bez­po­śred­nio z posta­cią wspo­mnia­ne­go na wstęp­nie dra­pież­ni­ka. Kani­ba­la, któ­ry dzia­ła według bar­dzo kon­kret­ne­go modus ope­ran­di. I to wła­śnie ten spo­sób dzia­ła­nia, jego umo­ty­wo­wa­nie i przede wszyst­kim dobór ofiar robią naj­więk­sze wra­że­nie na czy­tel­ni­ku. Komiks nie epa­tu­je bru­tal­no­ścią. W całej serii poja­wia­ją się jedy­nie dwie, może trzy sekwen­cje poka­zu­ją­ce oka­le­czo­ne cia­ło, a do tego nie są one szcze­gól­nie moc­no eks­po­no­wa­ne. To, co mogło­by odrzu­cać, skry­te jest na sto­sun­ko­wo ciem­nych lub nie­wy­raź­nych kadrach. Czy­tel­nik może, ale nie musi, zawie­szać na nich wzro­ku. Strach budzi więc nie tyle kon­kret­ny obraz, co sama świa­do­mość tego, jak dzia­ła zło w świe­cie przed­sta­wio­nym. Powiem wię­cej: potwor­ny jest nie tyle sam akt zabi­ja­nia, co dłu­ga dro­ga ku nie­mu prowadząca.

Pol­skie wyda­nie komik­su od wydaw­nic­twa Mucha pre­zen­tu­je bar­dzo dobrze. W cenie 69,00 zło­tych otrzy­mu­je­my wyda­nie zbior­cze w twar­dej opra­wie na papie­rze wyso­kiej jako­ści. Zawie­ra ono wszyst­kie sie­dem zeszy­tów oraz jede­na­ście stron dodat­ków, w tym 7 okła­dek zeszy­to­wych, trzy szki­ce, mate­ria­ły histo­rycz­ne, wstęp i noty biograficzne.

Koń­cząc pierw­szą lek­tu­rę, zda­wa­łem sobie spra­wę z tego, że – pomi­mo ogrom­ne­go entu­zja­zmu w cza­sie aktu czy­ta­nia – Seve­red jako całość nie zosta­nie na dłu­go w mej pamię­ci. Rów­no­cze­śnie uświa­do­mi­łem sobie jed­nak, że dłu­go nie zapo­mnę jed­nej sce­ny i zwią­za­nych z nią emo­cji. Cho­dzi o moment, w któ­rym uświa­da­mia­my sobie, do cze­go odno­si się tytuł komik­su, a następ­nie przy­tło­cze­ni tym fak­tem daje­my ogar­nąć się pust­ce, któ­rą po chwi­li zastę­pu­ją nie­przy­jem­ne dresz­cze, uczu­cie chło­du i nie­zwy­kłe­go smut­ku. I choć­by dla tego krót­kie­go, acz inten­syw­ne­go doświad­cze­nia, war­to się­gnąć po tę opowieść.

Szymon Cieśliński

http://nekropolitan.blogspot.com/

Cierpiący na wieczny brak czasu literaturoznawca, germanista, dziennikarz, podcaster. Czyta horrory, kształci nowe pokolenia studentów, ogląda horrory, tłumaczy techniczne teksty, gra w horrory, pracuje z dziećmi, bada horrory, uprawia urban exploration i geocaching. Dodatkowo udziela się wszędzie, gdzie tylko go zaproszą, a co sobotę na swoim blogu publikuje nowy Nawiedzony Podcast. O horrorze oczywiście.