Weird fiction w serialu Detektyw

Sło­wo wstę­pu. Poniż­szy wpis to zapis pre­lek­cji jaką wygło­si­łem na tego­rocz­nym Pyr­ko­nie. Mia­łem ją nagrać, ale nie­ste­ty kło­po­ty tech­nicz­ne mi to unie­moż­li­wi­ły. Może to i lepiej, bo jed­nak zdję­cia są bar­dzo istot­nym ele­men­tem tej kon­kret­nej not­ki (na mar­gi­ne­sie aby jej nie zatkać ogra­ni­czy­łem zde­cy­do­wa­nie ich ilość, jeże­li ktoś będzie zain­te­re­so­wa­ny cało­ścią pre­zen­ta­cji niech naj­wy­żej ode­zwie się w komen­ta­rzach to pomy­ślę jak to roz­wią­zać). Zapra­szam zatem do lek­tu­ry i ostrze­gam – to jeden wiel­ki spojler.

„Detek­tyw” to serial, któ­ry zyskał bły­ska­wicz­ną popu­lar­ność, sta­jąc się kolej­nym dużym suk­ce­sem HBO. Sta­cji, któ­ra przy­zwy­cza­iła nas, że oprócz epa­to­wa­nia sek­sem i prze­mo­cą, ser­wu­je w swych pro­duk­cjach dobry poziom aktor­stwa i wyso­ki poziom reali­za­cji. „Detek­tyw” oczy­wi­ście tako­we walo­ry posia­da. Ale nie to prze­są­dzi­ło o jego suk­ce­sie, a przede wszyst­kim świet­na opo­wieść i spo­sób jej poda­nia. Twór­cy seria­lu Nic Piz­zo­lat­to oraz Cori Joji Fuku­na­ga pre­zen­tu­jąc histo­rię kry­mi­nal­ną odwo­ła­li się do kla­sy­ki weird fic­tion i świa­do­mie wyko­rzy­sta­li gatu­nek aby całość pogłę­bić i uczy­nić jesz­cze bar­dziej fascy­nu­ją­cą. Dzię­ki temu co odci­nek mogli­śmy doszu­ki­wać się tro­pów, dywa­go­wać na temat roz­wo­ju wyda­rzeń i chło­nąć atmos­fe­rę niesamowitości.

Aby mówić jed­nak o weird fic­tion w kon­tek­ście „Detek­ty­wa” musi­my zacząć od teo­rii. Będę się opie­rał na defi­ni­cji jaką przed­sta­wił H.P. Love­craft w swym ese­ju „Nad­na­tu­ral­ny hor­ror w lite­ra­tu­rze”. Jest to bowiem nadal, mimo 90 lat jakie minę­ły od jej publi­ka­cji, chy­ba naj­lep­szy i naj­peł­niej­szy opis gatun­ku. Love­craft we wstę­pie do ese­ju tak pisze o weird fiction.

„Napraw­dę nie­sa­mo­wi­te opo­wie­ści (Weird tales) to coś wię­cej niż histo­rie o tajem­ni­czych mor­der­cach, skrwa­wio­nych kościach, czy posta­ciach w prze­ście­ra­dłach podzwa­nia­ją­cych łań­cu­cha­mi. Wyróż­nia je szcze­gól­na, zapie­ra­ją­ca dech w pier­siach atmos­fe­ra zagro­że­nia, któ­rej nauko­wo, posłu­gu­jąc się racjo­nal­ną logi­ką, nie moż­na wyja­śnić, nie­zna­ne, nie­po­ję­te moce, wresz­cie zagad­nie­nie dla gro­zy pod­sta­wo­we: wyra­żo­na z całą powa­gą i zło­wro­go­ścią naj­strasz­liw­sza kon­cep­cja ludz­kie­go umy­słu: zawie­sze­nie tych nie­zmien­nych praw natu­ry, któ­re są naszą jedy­ną ochro­ną przed ata­ka­mi cha­osu i demo­nów z poza­ziem­skich przestworzy” 

H.P. Love­craft „Nad­na­tu­ral­ny hor­ror w lite­ra­tu­rze”, Fan­ta­sma­go­ri­con, War­sza­wa 2008, s.10

Jak widzi­my w myśl tej­że defi­ni­cji klu­czo­we są atmos­fe­ra, nie­zna­ne i nie­po­ję­te moce oraz zawie­sze­nie obo­wią­zu­ją­cych praw natu­ry. Ten opis odda­je dość dokład­nie ducha cze­goś, co zwy­kło się nazy­wać „hor­ro­rem kosmicz­nym” i koja­rzyć wła­śnie z samym Love­cra­ftem. Ale moż­na­by się zacząć zasta­na­wiać, czy i ewen­tu­al­nie w jakim stop­niu serial mie­ści się w ramach tej defi­ni­cji. Zanim więc przej­dzie­my dalej przy­to­czę dal­szy frag­ment wstę­pu do „Nad­na­tu­ral­ne­go hor­ro­ru w lite­ra­tu­rze”, któ­ry wyda­je mi się nawet lepiej odda­wać ducha tego jak ja poj­mu­ję weird fiction.

„Jedy­nym więc real­nym spraw­dzia­nem nie­sa­mo­wi­to­ści jest to, czy opo­wieść budzi u czy­tel­ni­ka głę­bo­kie uczu­cie bojaź­ni, stwa­rza kon­takt z nie­zna­ny­mi sfe­ra­mi i moca­mi, wywo­łu­je peł­ne zadu­my słu­cha­nie, jak­by łopo­tu czar­nych skrzy­deł, pozwa­la dostrzec obcy wszechświat”

H.P. Love­craft „Nad­na­tu­ral­ny hor­ror w lite­ra­tu­rze”, Fan­ta­sma­go­ri­con, War­sza­wa 2008, s.11

W myśl takie­go uję­cia tema­tu klu­czem i ele­men­tem nie­zbęd­nym, nie jest wca­le obec­ność nie­zna­nych mocy, a wystar­czy odpo­wied­nio zbu­do­wa­na atmos­fe­ra, któ­ra mu wzbu­dzać lęk, kre­ować poczu­cie nie­sa­mo­wi­to­ści i obco­wa­nia z nie­zna­nym. I patrząc z tego punk­tu widze­nia może­my zauwa­żyć, że twór­cy seria­lu nie tyl­ko wyko­rzy­sta­li odnie­sie­nia do kla­sy­ki, ale tak­że kon­se­kwent­nie budo­wa­li atmos­fe­rę typo­wą dla naj­lep­szych dzieł weird fic­tion. A aby taki efekt osią­gnąć wyko­rzy­sta­li sze­reg róż­nych ele­men­tów i zabie­gów, któ­rych połą­cze­nie prze­są­dzi­ło o koń­co­wym sukcesie.

Pierw­szym z ele­men­tów jest loka­li­za­cja. Nic Piz­zo­lat­to pocho­dzi z Luizja­ny i posta­no­wił wyko­rzy­stać jej kra­jo­braz i zna­jo­me oto­cze­nie aby wykre­ować atmos­fe­rę nie­sa­mo­wi­to­ści. Luizja­na to teren dość zróż­ni­co­wa­ny. Łączy się tu oce­an z lądem, mamy bagni­ska, kar­ło­wa­te lasy, pod­mo­kłe tere­ny. Do tego ze wzglę­du na obec­ność ropy, ten nie­zbyt przy­ja­zny do życia teren stał się dość sil­nie uprze­my­sło­wio­ny. Ale wybie­ra­jąc miej­sce akcji twór­cy chcie­li tak­że wyko­rzy­stać znisz­cze­nia do jakich doszło w trak­cie hura­ga­nu Katri­na, o któ­rym odnaj­dzie­my licz­ne wzmian­ki w samym seria­lu. Klę­ska jaka dotknę­ła Nowy Orle­an i oko­li­ce spo­wo­do­wa­ły, że część tere­nów się wylud­ni­ła, a nie­któ­rych obiek­tów w ogó­le nie przy­wró­co­no do sta­nu uży­wal­no­ści. I to spe­cy­ficz­ne połą­cze­nie dzi­kiej przy­ro­dy, cięż­kie­go prze­my­słu i po czę­ści zde­gra­do­wa­nej na sku­tek pohu­ra­ga­no­wych znisz­czeń oko­li­cy świet­nie budu­je atmos­fe­rę. A twór­cy dosko­na­le zda­jąc sobie z tego spra­wę czę­sto korzy­sta­li z sze­ro­kich ujęć pre­zen­tu­ją­cych loka­li­za­cje w peł­nej krasie.

1.Louizjana

7.Luiziana

Louizjana

Na tym jed­nak nie poprze­sta­no i w trak­cie roz­wo­ju opo­wie­ści przyj­dzie nam odwie­dzić wie­le fascy­nu­ją­cych miejsc. Cza­sem wykre­owa­nych na potrze­by seria­lu, jak choć­by spa­lo­ny kościół w któ­rym detek­ty­wi odnaj­du­ją tajem­ni­cze malo­wi­dła. Kościół, któ­ry stwo­rzo­no od zera, w spe­cjal­nie wybra­nej loka­li­za­cji (któ­ra mia­ła łączyć przy­ro­dę z tere­nem prze­my­sło­wym). Czy posia­dłość Erro­la Chil­dres­sa, z ozdo­bio­ną nie­po­ko­ją­cy­mi rysun­ka­mi szo­pą i domem, któ­re­go wystrój bar­dzo moc­no sko­ja­rzył mi się z tym, jak Tobe Hop­per zapre­zen­to­wał domo­stwo kani­ba­li w „Tek­sań­skiej Masa­krze Piłą Mecha­nicz­ną”. Ale wyko­rzy­sta­no tak­że obiek­ty ist­nie­ją­ce, dosto­so­wu­jąc je tyl­ko do potrzeb seria­lu. Jak w przy­pad­ku sekwen­cji w szko­le na Peli­can Island (w tej dosko­na­łej sce­nie uda­ło się twór­com wykre­ować bar­dziej nama­cal­ną atmos­fe­rę gro­zy i prze­ra­ża­nia niż w wie­lu hor­ro­rach), czy For­tu Macomb, w któ­rym stwo­rzo­no spe­cy­ficz­ną świą­ty­nię ku czci Kró­la w Żółci.

2.Kościół
5.Szkoła

8.Carcossa3

8.Childress1

8.Childress3

Ele­men­tem, któ­ry chy­ba jed­nak naj­sil­niej oddzia­ły­wał na wyobraź­nię i był naj­sze­rzej dys­ku­to­wa­ny to zapre­zen­to­wa­nie ofiar, głów­nych anta­go­ni­stów oraz całej masy róż­no­rod­nych przed­mio­tów. I może­my to zaob­ser­wo­wać już na począt­ku seria­lu, kie­dy detek­ty­wi bada­ją miej­sce zabój­stwa Dory Lang. Wszyst­ko jest tu (i w przy­pad­ku pozo­sta­łych miejsc zbrod­ni) pod­po­rząd­ko­wa­ne zbu­do­wa­niu atmos­fe­ry nie­po­ko­ju, gro­zy i zasu­ge­ro­wa­niu ist­nie­nia „cze­goś wię­cej”. Ofia­ry są upo­zo­wa­ne z wyko­rzy­sta­niem koro­ny z gałą­zek oraz rogów (motyw, któ­ry będzie powra­cał i któ­ry jest łączo­ny z obcho­da­mi świę­ta Mar­di Gras) i ozna­czo­ne poprzez nama­lo­wa­nia na ich cie­le tajem­ni­cze­go symbolu.

Malo­wi­dła to z resz­tą kolej­ny motyw jaki twór­cy wyko­rzy­stu­ją w kre­owa­niu poczu­cia nie­sa­mo­wi­to­ści. Widzie­li­śmy je na szo­pie Chil­dres­sa, Rust zna­lazł je w szko­le na Peli­can Island, a jeden z więk­szych rysun­ków odna­le­zio­no w spa­lo­nym koście­le. Spraw­dza się to zna­ko­mi­cie, bo tak napraw­dę zna­cze­nia więk­szo­ści z nich nigdy nie pozna­je­my, co zosta­wia pole do snu­cia wła­snych teorii.

1.Dora Lang2

1.Dziewczyna z Lake charles

1.Miejsce zbrodni

2.Kościół5

Ale już w pierw­szym odcin­ku poja­wia się motyw cha­rak­te­ry­stycz­ny dla cało­ści seria­lu, czy­li pułap­ki na pta­ki. Czy jak w trak­cie roz­mo­wy z detek­ty­wa­mi mówi pewien Pastor – „Pułap­ki na dia­bły”. Co cie­ka­we w tym samym dia­lo­gu Pastor opo­wia­da, że dowie­dział się o tym od Bab­ki, ale doda­je, że „Ona mia­ła san­te­rię w sobie”, wska­zu­jąc tym samym pew­ne związ­ki z reli­gią i wie­rze­nia­mi ludo­wy­mi. Pułap­ki na pta­ki, któ­re będą sta­no­wi­ły swo­isty pod­pis mor­der­ców, będą nam towa­rzy­szyć do same­go koń­ca. Za ich wygląd odpo­wia­dał Joshua Walsh, któ­ry przy ich two­rze­niu bazo­wał na ory­gi­nal­nych cajuń­skich przed­mio­tach. A jeże­li ich wygląd koja­rzy się Wam z leśny­mi arte­fak­ta­mi z „Bla­ir Witch Pro­ject” to nie są to sko­ja­rze­nia bez­pod­staw­ne, bo zarów­no twór­cy fil­mu o wiedź­mie z Bla­ir, jak i Piz­zo­lat­to jako źró­dło swych inspi­ra­cji wska­zy­wa­li opo­wia­da­nie Kar­la Edwar­da Wagne­ra „Sticks”. Tekst, któ­ry tak­że jest przez nie­któ­rych zali­cza­ny w poczet weird fic­tion, jako przed­sta­wi­ciel opo­wie­ści bazu­ją­cych na mito­lo­gii Cthulhu.

1. Czwarty Łapacz
5.Gniazdo

5.Szkoła2

5.łapacz2

Pułap­ki na pta­ki poja­wia­ją się wie­lo­krot­nie, a poprzez kono­ta­cję „rzeź­ba-mor­der­stwo” budzi to nara­sta­ją­cą gro­zę. Co cie­ka­we, w fina­ło­wej sekwen­cji w Forcie/Carosie może­my zaob­ser­wo­wać swo­istą eska­la­cję zja­wi­ska. Ele­men­ty, któ­re widzie­li­śmy do tej pory w ska­li mikro, teraz obej­mu­ją powierzch­nię całych kory­ta­rzy, budu­jąc poczu­cie zagro­że­nia i nie­sa­mo­wi­to­ści i znaj­du­jąc kul­mi­na­cję przy ołta­rzu ku czci Kró­la w Żółci.

8.C9

8.C6

8.C5

8.C10

Wspo­mnia­łem jed­nak o anta­go­ni­stach i tak­że spo­sób ich przed­sta­wie­nia wpi­su­je się w tę kon­se­kwent­nie budo­wa­ną atmos­fe­rę gro­zy. Spójrz­my na pierw­sze poja­wie­nie się Reg­gie­go Ledo­ux. W masce prze­ciw­ga­zo­wej, wyta­tu­owa­ne­go, w bie­liź­nie i z macze­tą w dło­ni (na mar­gi­ne­sie genial­nym zabie­giem było moim zda­niem wpro­wa­dze­nie go w fina­le trze­cie­go odcin­ka i powrót do tego wąt­ku dopie­ro w odcin­ku pią­tym, dając widzom spo­ro cza­su na snu­cie naj­bar­dziej maka­brycz­nych wizji z nim zwią­za­nych). To samo się tyczy Erro­la Chil­dres­sa, któ­re­go pierw­sze poja­wie­nie się jako ziden­ty­fi­ko­wa­ne­go anta­go­ni­sty nastą­pi­ło dopie­ro w fina­le, ale uka­za­nie go ze ska­ry­fi­ka­cją na kar­ku, w maka­brycz­nym oto­cze­niu, nada­ło cało­ści bar­dzo sil­ne­go wyrazu.

3.Regie

8.Childress2
Ta kon­se­kwent­nie budo­wa­na atmos­fe­ra nie­sa­mo­wi­to­ści zosta­ła rewe­la­cyj­nie spo­tę­go­wa­na i pod­kre­ślo­na dzię­ki wyko­rzy­sta­niu nawią­zań dla kla­sy­ki lite­ra­tu­ry weird fic­tion. A te poja­wia­ją się bar­dzo wyraź­nie już w dru­gim odcin­ku seria­lu, kie­dy detek­ty­wi odnaj­du­ją notat­ki Dory Lang, w któ­rych znaj­du­ją odnie­sie­nie do Car­co­sy. Mitycz­ne­go miej­sca, któ­re poja­wi­ło się po raz pierw­szy w opo­wia­da­niu Ambro­se Bierce’a z 1886 roku „Miesz­ka­niec Car­co­sy” (u nas moż­na je zna­leźć w zbio­rze „Czy to się mogło zda­rzyć?”). U Bierce’a Car­co­sa to upa­dłe mia­sto, kie­dyś potęż­ne i peł­ne chwa­ły, ale teraz pre­zen­to­wa­ne już po jego upad­ku. Samo sło­wa Car­co­sa było (i jest) jed­nak wyko­rzy­sty­wa­ne przez wie­lu auto­rów, ozna­cza­jąc cza­sem mia­sto, cza­sem jakieś tajem­ni­cze miej­sce. Jak u Rober­ta W. Cham­ber­sa w jego cyklu o Kró­lu w Żół­ci, do któ­re­go to cyklu w seria­lu znaj­dzie­my naj­wię­cej odniesień.

Król w żółci

Cham­bers w 1895 roku wydał zbiór opo­wia­dań, pośród któ­rych zna­la­zły się czte­ry tek­sty two­rzą­ce nie­for­mal­ny (nie są bowiem połą­czo­ne ani fabu­lar­nie, ani poprzez głów­ne posta­ci) cykl o „Kró­lu w Żół­ci”. W skład cyklu wcho­dzą „Napra­wiacz repu­ta­cji”, „Maska”, „W smo­czym dwo­rze” oraz „Żół­ty Znak”. To co łączy wszyst­kie te tek­sty to atmos­fe­ra nie­sa­mo­wi­to­ści i gro­zy zwią­za­na z dra­ma­tem „Król w Żół­ci” księ­gą, któ­ra potra­fi dopro­wa­dzić do sza­leń­stwa. U Cham­ber­sa znaj­dzie­my zale­d­wie parę jej opi­sów jak choć­by dwa frag­men­ty pre­zen­to­wa­ne poniżej.

„Nie­ziem­skie te wer­sy nie gwał­cą żad­nej kon­kret­nej zasa­dy, nie gło­szą żad­nej dok­try­ny, nie urą­ga­ją żad­nym prze­ko­na­niom. Nie spo­sób je oce­nić wedle jakich­kol­wiek zna­nych norm, a jed­nak, choć powszech­nie uzna­no, że w „Kró­lu w Żół­ci” znać sztu­kę naj­wyż­szych lotów, to zapa­no­wa­ło prze­świad­cze­nie, że ludz­ka natu­ra nie zdo­ła znieść budo­wa­ne­go w nim napię­cia ani roz­kwit­nąć, kar­miąc się sło­wa­mi, któ­re sączą tru­ci­znę w naj­czyst­szej postaci”

„To dzie­ło doty­ka wiel­kich prawd – powiedziałem.

Tak – odrzekł – „prawd”, któ­re dopro­wa­dza­ją ludzi do obłę­du i ruj­nu­ją im życie.”

Robert W. Cham­bers „Król w żół­ci” C&T, Toruń, 2014 s.10, s. 31

Cham­bers nie tyl­ko ogra­ni­czył do mini­mum opis księ­gi, ale zapre­zen­to­wał w opo­wia­da­niach zale­d­wie dwa jej frag­men­ty. Pierw­szy z nich zapre­zen­to­wa­ny poni­żej może­my zna­leźć zacy­to­wa­ny w zeszy­cie Dory Lan­ge, a frag­ment o czar­nych gwiaz­dach i Car­co­sie będzie w trak­cie opo­wie­ści powra­cał wielokrotnie.

„Chmur fala za falą po nie­bie goni, 

Dwa słoń­ca gasną w jezio­ra toni

I cień wydłu­ża się 

Już w Carcosie.

Prze­dziw­ne noce czar­ne gwiazd rodzą,

Prze­dziw­ne księ­ży­ce po nie­bie brodzą,

Dziw­niej­sza wszak sama 

Jest Car­co­sa.

Hiad pie­śni umrą niewysłuchane,

Gdzie wicher Kró­lew­skiej sza­ty łachmanem

Tar­ga wśród mro­ku i 

Mgieł Car­co­sy.

O, pie­śni mej duszy, już mar­twy mój głos, 

Podzie­lisz i ty nie­wla­nych łez los,

Co zgi­ną i umrą tak

Jak Car­co­sa.

Pieśń Cas­sil­dy z Kró­la w Żół­ci, Akt I, sce­na 2.”

„Napra­wiacz Repu­ta­cji”, C&T, Toruń 2014, s. 5

2.Carcosa 2.Król

Odnie­sie­nie do dru­gie­go frag­men­tu, choć z per­spek­ty­wy histo­rii opo­wie­dzia­nej w „Detek­ty­wie” mniej zna­czą­ce, tak­że w seria­lu się zna­la­zło. I to w trak­cie fina­ło­we­go star­cia Rusta z Chil­dres­sem, kie­dy ten dru­gi mówi „Zdej­mij maskę kapłanie”.

„Camil­la: Powi­nie­neś, panie, zdjać maskę.

Nie­zna­jo­my: Doprawdy?

Cas­sil­da: Dopraw­dy, już pora. Wszy­scy­śmy wyzby­li się prze­bra­nia prócz pana.

Nie­zna­jo­my: Jestem bez maski.

Camil­la: (Prze­ra­żo­na, na boku do Cas­sil­dy) Bez maski? Bez maski!

Król w żół­ci, Akt I, sce­na 2”

„Maska”, C&T, Toruń 2014, s. 43

Ale Nic Piz­zo­lat­to nie ser­wo­wał nam tyl­ko oczy­wi­stych nawią­zań. W seria­lu nie ma mowy, przy­naj­mniej wprost, o waż­nym ele­men­cie łączą­cym opo­wia­da­nia z cyklu „Król w Żół­ci”, czy­li o Żół­tym Zna­ku. Zna­ku, któ­ry u Cham­ber­sa opi­sa­ny jest w nastę­pu­ją­cy sposób.

„każ­dy (…) otrzy­mał Żół­ty Znak, któ­re­go żad­na żyją­ca isto­ta ludz­ka nie ośmie­li się zlekceważyć”

„Napra­wiacz Repu­ta­cji”, C&T, Toruń 2014, s. 35

„ (…) ze zło­tą inkru­sta­cją dziw­ne­go sym­bo­lu bądź lite­ry. Znak ten nie pocho­dził z pisma arab­skie­go, ani chiń­skie­go, ani, jak się póź­niej dowie­dzia­łem, z żad­ne­go ludz­kie­go języka”

„Żół­ty Znak”, C&T, Toruń 2014, s. 90

Jeże­li spoj­rzy­my na powyż­sze cyta­ty, widzi­my, że Żół­ty Znak wyróż­nia wyznaw­ców, pod­da­nych Kró­la w Żół­ci. Łącząc ten fakt, z tym to co mówi Reg­gie Ledo­ux („Dzie­ci Kró­la zosta­ły nazna­czo­ne jako anio­ły”) myślę, że z dużym praw­do­po­do­bień­stwem może­my zało­żyć, że spi­ra­la, któ­rą zna­czo­ne są ofiary/wyznawcy to nic inne­go jak Żół­ty Znak.

Co cie­ka­we twór­cy cytu­jąc i nawią­zu­jąc do kla­sy­ki potrak­to­wa­li ją jako fun­da­ment do zbu­do­wa­nia wła­snej opo­wie­ści. Wyko­rzy­stu­jąc moty­wy Kró­la w Żół­ci, Car­co­sy, Żół­te­go Zna­ku wykre­owa­no wokół nich mrocz­ny kult skła­da­ją­cy Kró­lo­wi ofia­ry z kobiet i dzie­ci. Piz­zo­lat­to nie poprze­stał tak­że na odnie­sie­niach i starł się całość roz­bu­do­wać, cze­go śla­dy widzi­my wie­lo­krot­nie w trak­cie pro­wa­dzo­ne­go przez detek­ty­wów śledz­twa. Jak choć­by w roz­mo­wie z Reg­giem Ledo­ux, kie­dy mówi on „Zamkną­łem oczy i zoba­czy­łem idą­ce­go przez las Kró­la w Żół­ci”, albo w trak­cie spo­tka­nia z słu­żą­cą Sama Tut­tle, któ­ra w unie­sie­niu zaczy­na maja­czyć „Widział Pan Car­co­sę? To ten co poże­ra czas. Jego sza­tą jest szept nie­wi­dzial­nych gło­sów. Raduj­cie się. Śmierć nie jest koń­cem. Pozna­łeś Caros­sę. Raduj się!” Wszyst­ko to z jed­nej stro­ny wpły­wa na całość sym­bo­li­ki seria­lu, z dru­giej dzię­ki spój­nie wykre­owa­nej atmos­fe­rze i kon­se­kwent­nie współ­gra­ją­cym ze sobą ele­men­tom, daje nam poczu­cie obco­wa­nia z moca­mi, któ­rych rozu­mem do koń­ca objąć się nie da. Oczy­wi­ście, mogą to być po pro­stu sza­le­ni kul­ty­ści, ale co jeże­li za tym stoi coś więcej?

Mówiąc jed­nak o weird fic­tion w kon­tek­ście seria­lu war­to wspo­mnieć, że twór­cy w wie­lu momen­tach, cza­sem poprzez pozor­nie nie­istot­ne ele­men­ty, cały czas bar­dzo kon­se­kwent­nie budu­ją atmos­fe­rę nie­sa­mo­wi­to­ści. I co waż­ne bar­dzo umie­jęt­nie gra­ją nie­do­po­wie­dze­niem. Spójrz­my np. na sce­nę z pierw­sze­go odcin­ka, kie­dy naj­pierw słu­cha­my mono­lo­gu Rusta o świa­do­mo­ści, a wkrót­ce potem do prze­jeż­dża­ją­cych detek­ty­wów macha mała dziew­czyn­ka. A Rust mówi „Mar­ty, wie­rzysz w duchy?” Czy to prze­jaw tego, że widzi on wię­cej? Czy może tyl­ko zwy­kła dziew­czyn­ka. Albo kie­dy Mar­ty znaj­du­je w poko­ju swo­ich dziew­czy­nek lal­ki upo­zo­wa­ne na coś co wyglą­da jak sce­na gwał­tu. Patrząc z punk­tu widze­nia tego co dowia­du­je­my się dalej na temat dzia­ła­nia kul­ty­stów w szko­łach, czy to ozna­cza, że cór­ki detek­ty­wa mia­ły z nimi bez­po­śred­nią stycz­ność? Czy może zosta­ły pod­pusz­czo­ne przez inne nasto­lat­ki. Albo zdję­cie nie­let­niej Dory Lang w oto­cze­niu kon­nych, ubra­nych w stro­je kul­ty­stów. A może to stro­je typo­we dla wiej­skie­go Mar­di Gras? Takich ele­men­tów mamy cał­kiem spo­ro i kapi­tal­nie dzia­ła to, że twór­cy nie pró­bu­ją ich na siłę wyja­śniać, dając widzo­wi moż­li­wość inter­pre­ta­cji. A wie­my, że ludz­ka wyobraź­nia może czę­sto wykre­ować wizje strasz­niej­sze niż rze­czy­wi­stość. Z resz­tą Piz­zo­lat­to świet­nie o tym wie, co widać w genial­nym roze­gra­niu scen z odna­le­zio­nym nagra­niem z rytu­ałów kul­ty­stów. Nagra­niem, któ­re­go nigdy nie jest nam dane obej­rzeć. Może­my jed­nak obser­wo­wać siłę jego oddzia­ły­wa­nia na tych, któ­rzy je oglą­da­ją. I dzia­ła to na widza zna­ko­mi­cie. A to nadal nie wszyst­ko. Twór­cy wie­lo­krot­nie jesz­cze bar­dziej pró­bu­ją namie­szać widzom w gło­wie. I to z wyko­rzy­sta­niem cięż­kich dział, czy­li filozofii.

2.Pokój córek

2.Zdjęcie Dory

7.Film

Fakt, że Rust Coh­le czę­sto pro­wa­dzi mono­lo­gi i dia­lo­gi o sil­nym nace­cho­wa­niu filo­zo­ficz­nym dość szyb­ko spo­tkał się z zarzu­tem, że to pró­ba uczy­nie­nia zwy­kłe­go kry­mi­na­łu ambit­niej­szym i zabieg opa­trzo­ny na nagro­dy. Abso­lut­nie się nie zga­dzam z takim podej­ście. Twór­cy fak­tycz­nie świa­do­mie zasto­so­wa­li ten ele­ment, ale celem nie był tani poklask.

Rust odwo­łu­jąc się do kla­sy­ków filo­zo­fii pesy­mi­stycz­nej z Nie­tz­sche i Scho­pen­hau­erem na cze­le jawi się na nam jako postać pozba­wio­na złu­dzeń co do ota­cza­ją­cej go rze­czy­wi­sto­ści. Choć sam uwa­ża sie­bie za reali­stę i nie postrze­ga swo­je­go podej­ścia do życia w kate­go­riach pesy­mi­stycz­nych. W seria­lu poja­wia­ją się trzy bar­dzo waż­ne monologi/dialogi filo­zo­ficz­ne. Pierw­sze dwa – mono­log Rusta o świa­do­mo­ści i ilu­zji świa­do­mo­ści, w któ­rym suge­ru­je on, że ist­nie­nie, wol­na wola i poczu­cie tego, że żyje­my to ilu­zja, któ­rą lubi­my się kar­mić oraz dia­log z Mar­tym na temat reli­gii, w któ­rym przy­rów­nu­je on wia­rę do wiru­sa tłu­mią­ce­go myśle­nie, mają na celu kre­ację atmos­fe­ry typo­wej dla hor­ro­ru kosmicz­ne­go i wzbu­dze­nie u widza nie­po­ko­ju i lęku. Czyż bowiem suge­stia, że nasze życie to ilu­zja nie powo­du­je pod­skór­ne­go stra­chu? Trze­ci – o cza­sie jako spłasz­czo­nym kole, o tym, że wszyst­ko co prze­ży­li­śmy wra­ca i będzie się powta­rzać w kół­ko teo­re­tycz­nie ma mniej­szy ładu­nek nega­tyw­ny. Ale spo­sób jego wpro­wa­dze­nia jest opa­trzo­ny na gro­zę w czy­stej posta­ci. Wszyst­ko przez to, że mono­log o tym, że wszyst­ko wra­ca, Rust wygła­sza wspo­mi­na­jąc moment, w któ­rym ura­to­wa­li dzie­ci od Reg­gie­go i Dewal­la Ledo­ux. Doda­jąc, że fakt, że dzie­ci zosta­ły ura­to­wa­ne nie przy­nie­sie im ulgi, bo całe cier­pie­nie jakie dozna­ły będzie do nich wra­cać po wiecz­ność. W zesta­wie­niu z tym, że nie wie­my co tak napraw­dę dzie­ci spo­tka­ło i przez to wyobraź­nia pod­po­wia­da nam naj­strasz­niej­sze rze­czy, ten mono­log dzia­ła jak cel­nie wymie­rzo­ny w widza pocisk.

Ale przed­sta­wie­nie Rusta jako twar­do stą­pa­ją­ce­go po zie­mi reali­sty ma bar­dzo cie­ka­we kon­se­kwen­cje w zesta­wie­niu z tym, że jest to jedy­na postać w seria­lu, któ­ra doświad­cza rze­czy mogą­cych ucho­dzić za nad­na­tu­ral­ne. Jak choć­by widok sym­bo­lu (Żół­ty Znak), któ­ry ukła­da się z pta­ków przy spa­lo­nym koście­le. I z jed­nej stro­ny może­my przy­jąć, że to zwi­dy mózgu uszko­dzo­ne­go nar­ko­ty­ka­mi. Rust prze­cież sam wspo­mi­na, że z zaży­wa­nia nar­ko­ty­ków w okre­sie pra­cy pod przy­kryw­ką w jego mózgu zaszły nie­od­wra­cal­ne zmia­ny powo­du­ją­ce to, że cza­sem ma zwi­dy. Wspo­mi­na jed­nak rów­nież, że zawsze wie­dział kie­dy ma halu­cy­na­cje. I wte­dy ich nie miał. Czy zatem Rust jako jedy­ny dostrze­gał praw­dzi­wą natu­rę świa­ta? Co cie­ka­we takie podej­ście jest swo­istym odwró­ce­niem kon­struk­cji typo­we­go boha­te­ra weird fic­tion. W kla­sycz­nym podej­ściu zaczy­na on jako „zwy­kły czło­wiek” i dopie­ro na sku­tek wyda­rzeń, któ­re się sta­ją jego udzia­łem opa­da kur­ty­na przy­sła­nia­ją­ca rze­czy­wi­stość, a pozna­nie praw­dzi­wej natu­ry rze­czy dopro­wa­dza go na skraj sza­leń­stwa. W „Detek­ty­wie” Rust prze­cho­dzi nie­ja­ko dro­gę odwrot­ną, zaczy­na­jąc jako pozba­wio­ny złu­dzeń reali­sta i scep­tyk, prze­cho­dzą­cy swo­iste kathar­sis po kon­fron­ta­cji z Erro­lem Chil­dres­sem. Kathar­sis, któ­re skut­ku­je iskier­ką nadziei. Naj­pierw sym­bo­licz­nie jako fla­ra sygna­li­zu­ją­ca poja­wie­nie się wspar­cia dla umie­ra­ją­cych detek­ty­wów, potem w fina­ło­wym dia­lo­gu z Mar­tym, gdzie Rust mówi – Kie­dyś była tyl­ko ciem­ność. Teraz mamy też gwiz­dy ją roz­świe­tla­ją­ce, zatem moim zda­niem świa­tłość wygrywa.

2.Znak

Ta prze­mia­na była z resz­tą jed­nym z bar­dziej kry­ty­ko­wa­nych ele­men­tów, co dla mnie jest o tyle zaska­ku­ją­ce, że taka iskier­ka nadziei w moim odczu­ciu wca­le nie zmie­nia nasta­wie­nia Rusta do świa­ta. To nadal miej­sce, któ­re potrze­bu­je „złych ludzi, aby chro­ni­li świat przed tymi gor­szy­mi”. Z resz­tą finał głów­ne­go wąt­ku też był przez wie­lu oce­nio­ny nega­tyw­nie. Narze­ka­no, że po tym jak przez sie­dem odcin­ków twór­cy budo­wa­li atmos­fe­rę nie­sa­mo­wi­to­ści i gro­zy, wszyst­ko zosta­ło spro­wa­dzo­ne do paru świ­rów. Nie mogę się zgo­dzić z tego rodza­ju argu­men­ta­cją, bo dla mnie finał jest kon­se­kwent­ną poin­tą tej histo­rii, któ­ra utrzy­mu­je kli­mat zagro­że­nia do same­go koń­ca. W koń­co­wych sekwen­cjach widzi­my jak w wia­do­mo­ściach poja­wia się wzmian­ka, że sena­tor Tut­tle zaprze­czył związ­kom mor­der­cy z jego rodzi­ną, co jed­no­znacz­nie wska­zu­je, że kul­ty­ści zaczę­li już dzia­łać. Orga­ni­za­cja nie zosta­ła roz­bi­ta, stra­ci­ła wier­ne­go i efek­tyw­ne­go człon­ka, ale nale­ży przy­pusz­czać, że będzie funk­cjo­no­wać dalej. I dalej będę ginę­ły kobie­ty i dzie­ci. Tym bar­dziej, ze nie wie­my nawet jak dale­ko w prze­szło­ści ten mro­czo­ny kult się roz­po­czął. Słu­żą­ca Sama Tut­tle wspo­mi­na­ją­ca Car­co­sę pra­co­wa­ła u nie­go 40 lat temu. A Chil­dress mówi w pew­nym momen­cie „Moja rodzi­na żyje tu od bar­dzo, bar­dzo dawna”.

8.Symbolika

Jak widzi­my, „Detek­tyw” nie ogra­ni­cza się do pro­ste­go ogry­wa­nia nawią­zań do kla­sy­ki. To autor­skie dzie­ło i spój­na opo­wieść, któ­rą myślę, że śmia­ło może­my w wie­lu momen­tach zali­czyć do nur­tu weird fic­tion. Spójrz­my z resz­tą na cytat, któ­ry świet­nie pod­su­mo­wu­je cha­rak­te­ry­stycz­ne dla gatun­ku ele­men­ty jakie w seria­lu znajdziemy.

„Posą­żek, bożek, fetysz – cokol­wiek to było – wpadł w jego ręce kil­ka mie­się­cy wcze­śniej pod­czas najaz­du na ota­cza­ją­ce Nowy Orle­an lesi­ste bagna, będą­ce jako­by sie­dli­skiem obrzę­dów wudu; odpra­wia­ne tam rytu­ały oka­za­ły się tak oso­bli­we i odra­ża­ją­ce, że poli­cjan­ci rychło zda­li sobie spra­wę, iż mają do czy­nie­nia z wyjąt­ko­wo mrocz­nym, a przy tym nie­zna­nym kul­tem, nie­skoń­cze­nie bar­dziej dia­bo­licz­nym niż naj­czar­niej­sze afry­kań­skie wudu”

Cel­ne pod­su­mo­wa­nie, tyl­ko to nie opis pro­duk­cji, a frag­ment jed­ne­go z naj­cie­kaw­szych opo­wia­dań kla­sy­ka gatun­ku, „Zewu Cthul­hu”, H.P. Love­cra­fta (Vesper, Poznań 2012, s.99).

Wszyst­kie zdję­cia oczy­wi­ście by HBO

 

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.