Księżycowy duet

Tra­fi­ły w mojej ręce dwa fil­my scien­ce fic­tion, czy­li z gatun­ku, któ­ry bar­dzo lubię, a nie­ste­ty gości u mnie dość rzad­ko. Fil­my, oprócz gatun­ko­wej przy­na­leż­no­ści łączy nie­wiel­ki budżet (ok. 5 milio­nów dola­rów) oraz miej­sce akcji czy­li Księ­życ, posta­no­wi­łem zatem zro­bić sobie podwój­ny seans tema­tycz­ny. Oka­za­ło się jed­nak, że „Moon” oraz „Apol­lo 18” dzie­li zde­cy­do­wa­nie wię­cej niż łączy.

„Apol­lo 18” Gon­za­lo Lopez-Gallego

Na wstę­pie muszę się przy­znać do jed­nej rze­czy – nie lubię found foota­ge. „Bla­ir Witch Pro­ject”, choć mogę doce­nić jako kino­wy feno­men, led­wo prze­trwa­łem z nudów. Zmu­si­łem się do obej­rze­nia „Para­nor­mal acti­vi­ty” i do dziś się zasta­na­wiam jak ten film doro­bił się trzech kon­ty­nu­acji. Mógł­bym wymieć dłu­go swo­je poraż­ki przy pró­bie prze­ko­na­nia się do moc­ku­men­ta­ry, ale kon­klu­zja jest jed­na – póki co nie obej­rza­łem nic co by do mnie prze­mó­wi­ło. Dla­te­go też kie­dy zoba­czy­łem, że „Apol­lo 18” to found foota­ge byłem moc­no sceptyczny.

Ku moje­mu zasko­cze­niu oka­za­ło się, że w koń­cu tra­fi­łem na film, w któ­rym kon­wen­cja found foota­ge spraw­dzi­ła się bar­dzo dobrze. Film pre­zen­tu­je nam „ujaw­nio­ne” w 2011 roku nagra­nia z misji Apol­lo 18, któ­ra mia­ła miej­sce w 1974 roku. Misja nie była ofi­cjal­nie potwier­dzo­na, ze wzglę­du na jej taj­ny cha­rak­ter (była misją na zle­ce­nie Depar­ta­men­tu Obro­ny) oraz tra­gicz­ny przebieg.

„Apol­lo 18” spo­tkał się z (deli­kat­nie rzecz ujmu­jąc) chłod­nym przy­ję­ciem. Będąc po sean­sie przy­znam, że nie wiem dla­cze­go. Trze­ba wyraź­nie zazna­czyć, fabu­ła nie jest prze­sad­nie ory­gi­nal­na i powie­la wie­le sche­ma­tów hor­ro­ru sf, ale dzię­ki talen­tom Gon­za­lo Lope­za-Gal­le­go i stro­nie tech­nicz­nej przed­się­wzię­cia, tę dość wtór­ną histo­rię oglą­da się bar­dzo przy­jem­nie. A ja, po fil­mie roz­ryw­ko­wym wię­cej nie ocze­ku­ję. Hisz­pań­ski reży­ser bar­dzo umie­jęt­nie wyko­rzy­stał efekt krę­ce­nia przez róż­ne kame­ry jakie zało­ga misji ze sobą zabra­ła. Dzię­ki temu, po sean­sie odnio­słem wra­że­nie, że kon­wen­cja mia­ła sens, a nie tyl­ko masko­wa­ła brak pomy­słów i nie­wiel­ki budżet. Twór­cy spraw­nie radzą sobie tak­że z budo­wa­niem napię­cia, a parę roz­wią­zań nawet mnie zaskoczyło.

Spo­dzie­wa­łem się kolej­nej poraż­ki, a dosta­łem cał­kiem nie­źle opo­wie­dzia­ną opo­wieść i napraw­dę solid­ne kino gatun­ko­we. Nic prze­ło­mo­we­go, ale jak dla mnie przy­pa­dek to o tyle cie­ka­wy, że uwie­rzy­łem, że moc­ku­men­ta­ry może być czymś wię­cej niż nad­uży­wa­ną meto­dą na szyb­kie zbi­cie kasy.

„Moon” Dun­can Jones

O „Moon” usły­sza­łem pierw­szy raz przy oka­zji jed­ne­go z odcin­ków Dzien­ni­ka Pokła­do­we­go (pole­cam), gdzie film docze­kał się bar­dzo pozy­tyw­nej recen­zji. Kie­dy więc nada­rzy­ła się oka­zja posta­no­wi­łem spraw­dzić tę wie­lo­krot­nie nagra­dza­ną pro­duk­cję na wła­snej skórze.

Boha­te­rem jest tutaj Sam Bell (rewe­la­cyj­na rola Sama Roc­kwel­la), któ­ry pra­cu­je dla kor­po­ra­cji Lunar, wydo­by­wa­ją­cej na księ­ży­cu gaz helium‑3 mają­cy być reme­dium na pro­ble­my ener­ge­tycz­ne Zie­mi. Pra­ca na Księ­ży­cu nie nale­ży do lek­kich głów­nie ze wzglę­du na jed­ną rzecz – samot­ność. Bo po pod­pi­sa­niu trzy­let­nie­go kon­trak­tu dany inży­nier obsłu­gu­je całość dzia­łal­no­ści sta­cji samot­nie, przy wspar­ciu tyl­ko obda­rzo­ne­go sztucz­ną inte­li­gen­cją robo­ta Gerty’ego (głos Kevi­na Spa­cey). Bel­la pozna­je­my na fini­szu kon­trak­tu, kie­dy minio­ne lata odci­snę­ły na nim wyraź­ne pięt­no, a dodat­ko­wo zaczy­na­ją go nie­po­ko­ić dziw­ne wizje.

Film Dun­ca­na Jone­sa to kino o zupeł­nie odmien­nym kli­ma­cie i prze­sła­niu od wcze­śniej oma­wia­ne­go. „Apol­lo 18” mia­ło głów­nie bawić, „Moon” ma ambi­cje zde­cy­do­wa­nie więk­sze. Celo­wo nie zdra­dzam szcze­gó­łów fabu­ły, aby nie odbie­rać Wam przy­jem­no­ści jej odkry­wa­nia. „Moon” to kino kame­ral­ne, sku­pio­ne i z pew­no­ścią nie łatwe w odbio­rze, ale świet­nie zre­ali­zo­wa­ne. Bar­dzo przy­pa­dła mi do gustu wizja księ­ży­co­wej bazy, a zde­cy­do­wa­nie na naj­więk­sze okla­ski zasłu­gu­je Sam Roc­kwell, któ­ry dźwi­ga na swo­ich bar­kach cały film. Twór­com uda­ło się w ramach nie­wiel­kie­go budże­tu nakrę­cić bar­dzo inte­re­su­ją­ce, poru­sza­ją­ce cie­ka­we tema­ty kino scien­ce fic­tion, któ­re z pew­no­ścią skło­ni Was do reflek­sji. Miło­śni­kom gatun­ku zde­cy­do­wa­nie polecam.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.