Komiksowy długi weekend III

Korzy­sta­jąc z dobro­dziej­stwa w posta­ci dłu­gie­go week­en­du posta­no­wi­łem pod­trzy­mać świec­ką tra­dy­cję i zabrać się za komiks. Przy oka­zji wcze­śniej­szych odsłon tego nie­pla­no­wa­ne­go cyklu wzią­łem na warsz­tat komiks anty­bo­ha­ter­ski i super­bo­ha­ter­ski. Teraz posta­wi­łem na euro­pej­ską mini serię, któ­ra od daw­na cze­ka­ła na mojej pół­ce na prze­czy­ta­nie, czy­li „Dra­pież­ców” duetu Dufaux/Marini.

„Dra­pież­cy” to seria, któ­rą dobre 10 lat temu wydał u nas Egmont i w sumie sama jej obec­ność w Pol­sce poka­zu­je jak moc­no zmie­nił się rynek komik­so­wy przez ostat­nią deka­dę. Podej­rze­wam, że dziś żad­ne wydaw­nic­two nie pod­ję­ło­by ryzy­ka wpro­wa­dze­nia tego tytu­łu. Dla­cze­go? Po pierw­sze to zamknię­ta w czte­rech albu­mach zupeł­nie ory­gi­nal­na seria, któ­rą choć­by ze wzglę­du na nie­zbyt zna­nych twór­ców trud­no było­by mar­ke­tin­go­wo sprze­dać. Po dru­gie to komiks dla doro­słych, pełen moc­nych, krwa­wych scen i opa­trzo­ny spo­rą daw­ką ero­ty­ki. A popraw­cie mnie jeże­li się mylę, ale dziś komik­sów dla doro­słych (i to dodaj­my komik­sów typo­wo roz­ryw­ko­wych, a nie tych któ­re moż­na zakwa­li­fi­ko­wać jako „sztu­kę”) dosta­je­my jak na lekarstwo.

Ale do rze­czy. Akcja komik­su roz­gry­wa się w dużej ame­ry­kań­skiej metro­po­lii, któ­ra wizu­al­nie przy­po­mi­na mi Nowy Jork (choć wyda­je mi się, że nazwa nigdy nie pada). Śle­dzi­my losy pani porucz­nik Leno­re, któ­ra wraz ze swym part­ne­rem Spiag­gim pro­wa­dzi spra­wę nie­ty­po­wych mor­derstw. W mie­ści znaj­do­wa­ne są bowiem (dodaj­my w zamknię­tych pomiesz­cze­niach) pozba­wio­ne krwi zwło­ki, zaś na ścia­nie zawsze znaj­du­je się nama­za­ny krwią napis „Wasze kró­le­stwo się koń­czy”. Co wię­cej, przy­czy­nę śmier­ci trud­no stwier­dzić, ze wzglę­du na fakt, że jedy­ne obra­że­nia zada­je wbi­ta za lewym uchem szpil­ka. Śledz­two idzie opor­nie, a do tego zaczy­na się moc­no kom­pli­ko­wać, kie­dy pani porucz­nik zaczy­na podej­rze­wać spi­sek, w któ­ry zamie­sza­ne są tak­że naj­wyż­sze wła­dze. Rów­no­le­głe (ale tyl­ko do pew­ne­go momen­tu) śle­dzi­my poczy­na­nia tajem­ni­cze­go duetu (zapre­zen­to­wa­ne­go choć­by na okład­ce albu­mu), któ­ry, jak już na samym począt­ku czy­tel­nik się dowia­du­je, stoi za owy­mi mor­der­stwa­mi. Co nimi kie­ru­je? I czy uda się pani porucz­nik roz­wią­zać zagad­kę? I przeżyć?

„Dra­pież­cy” to hor­ror z moc­no zary­so­wa­nym wąt­kiem kry­mi­nal­nym i muszę powie­dzieć, że sce­na­riusz pió­ra Jean’a Dufaux bar­dzo mi się spodo­bał. O fabu­le nie chcę się roz­pi­sy­wać w szcze­gó­łach aby nie psuć czy­tel­ni­kom zaba­wy z jej odkry­wa­nia, ale wspo­mnę, że dla mnie dużym plu­sem jest dość kla­sycz­ne podej­ście do pew­nych hor­ro­ro­wych arche­ty­pów. Histo­ria nie uni­ka klisz (a wręcz nie­któ­re z nich pomy­sło­wo wyko­rzy­stu­je) ale jest wcią­ga­ją­ca i popro­wa­dzo­na z nie­ma­łym roz­ma­chem, a co naj­waż­niej­sze całość roz­ry­wa się w bar­dzo cie­ka­wie nakre­ślo­nym śro­do­wi­sku. Podo­ba mi się jak jeste­śmy stop­nio­wo wpro­wa­dza­ni w pra­wi­dła rzą­dzą­ce świa­tem. Choć pew­ne ele­men­ty ukła­dan­ki czy­tel­nik jest w sta­nie sobie dość szyb­ko poukła­dać, to twór­com dłu­go uda­je się trzy­mać kar­ty przy sobie, a umie­jęt­ne wpro­wa­dza­ne zwro­ty akcji utrzy­mu­ją odpo­wied­nie tem­po opo­wie­ści. Dufaux spryt­nie zazna­cza tak­że pew­ne wąt­ki i ele­men­ty, któ­re dopie­ro po dłuż­szym cza­sie znaj­du­ją swo­je roz­wią­za­nie, albo nabie­ra­ją nowe­go zna­cze­nia. I ma nie­złą rękę do cie­ka­wych scen. Sekwen­cję z trze­cie­go albu­mu, któ­ra roz­gry­wa się w ZOO zapa­mię­tam na pew­no na dłu­go. Niby mała rzecz, a cieszy.

Ale umów­my się, to nie jest wie­ko­pom­ne dzie­ło to. To bar­dzo spraw­nie napi­sa­na i popro­wa­dzo­na histo­ria roz­ryw­ko­wa. Boha­te­ro­wie (któ­rych jest kil­ko­ro) są cie­ka­wie nakre­śle­ni i faj­nie popro­wa­dze­ni, ale jeże­li lubi­cie śle­dzić ewo­lu­cję jaką prze­cho­dzą głów­ne posta­cie, to tutaj może­cie być lek­ko zawie­dze­ni. Boha­te­ro­wie teo­re­tycz­nie się zmie­nia­ją, ale w moim odczu­ciu ten ele­ment nie do koń­ca się twór­com udał. Z dru­giej stro­ny całość jest tak napa­ko­wa­na akcją, że nie spo­sób się nudzić i być może wła­śnie ten natłok wyda­rzeń przy­ćmił tro­chę roz­wój posta­ci. Do tego jak wspo­mnia­łem wcze­śniej komiks nie stro­ni od ero­ty­ki. Cza­sem cie­ka­wie wple­cio­nej w fabu­łę, cza­sem zupeł­nie zbęd­nej (jak choć­by epa­to­wa­nie sek­su­al­no­ścią, któ­re może­cie zoba­czyć już na okład­ce i któ­ra jest typo­wym zabie­giem w rodza­ju „bo tak”).

Ale przejdź­my do stro­ny wizu­al­nej, bo w komik­sie oprócz fabu­ły ona zawsze gra bar­dzo istot­ną rolę. Rysun­ki wło­skie­go auto­ra Enri­co Mari­ni mają typo­wo euro­pej­ski sznyt i może­cie znać jego doko­na­nia z innych serii, któ­re Egmont wpro­wa­dził na nasz rynek. Ogól­nie rysun­ki mi się podo­ba­ły. Są nie­co malar­skie i peł­ne szcze­gó­łów. Mari­ni cie­ka­wie ope­ru­je kolo­rem ser­wu­jąc róż­ną kolo­ry­sty­kę i oświe­tle­nie w poszcze­gól­nych sekwen­cjach, co wca­le nie jest w komik­sie takie oczy­wi­ste. Co waż­ne, szcze­gól­nie w tym kon­kret­nym przy­pad­ku, rysow­nik dobrze sobie radzi ze sce­na­mi akcji (a uwierz­cie, że w nie­któ­rych kadrach dzie­je się bar­dzo dużo). Sce­ny ero­tycz­ne zapre­zen­to­wa­ne są mam wra­że­nie jak­by mniej spraw­nie, ale i tak wypa­da­ją cał­kiem w porząd­ku. Jest jed­nak z Mari­nim jeden pro­blem. Może za dużo powie­dzia­ne, ale ja mam moc­no mie­sza­ne uczu­cia. Jeże­li zna­cie jego inne doko­na­nia to z tego co widzia­łem musi­cie być przy­go­to­wa­ni na swe­go rodza­ju auto­pla­giat jeże­li cho­dzi o mode­le posta­ci. Na szczę­ście na sam odbiór tego komik­su nega­tyw­nie to nie rzutuje.

Jeże­li miał­bym pod­su­mo­wać „Dra­pież­ców” to myślę, że w kate­go­rii roz­ryw­ko­we­go hor­ro­ru to napraw­dę solid­na pozy­cja. Z cie­ka­wą histo­rią, faj­nie prze­my­śla­nym świa­tem, a do tego kipią­ca akcją. Z tego co widzia­łem komiks mimo ład­nych paru lat od jego wyda­nia nadal moż­na bez więk­szych pro­ble­mów zna­leźć w dru­gim obie­gu i to w cał­kiem przy­zwo­itej cenie. Nie spo­dzie­waj­cie się prze­ło­mo­we­go dzie­ła, ale jeże­li lubi­cie hor­ror myślę, że powin­ni­ście się nie­źle bawić odkry­wa­jąc zagad­kę tajem­ni­czych mor­derstw i jej konsekwencje.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.