Hellraiser – cykl

W 1987 roku Cli­ve Bar­ker wyre­ży­se­ro­wał na pod­sta­wie wła­snej powie­ści – The Hel­l­bo­und Heart – nisko­bu­dże­to­wy hor­ror zaty­tu­ło­wa­ny Hel­l­ra­iser. Film ten zapo­cząt­ko­wał jeden z naj­dłuż­szych cykli w fil­mo­wym hor­ro­rze i wpro­wa­dził do pan­te­onu gro­zy kul­to­wą już postać Pin­he­ada (w pamięt­nej kre­acji Douga Bra­dleya). A mało kto spo­dzie­wał się, że nakrę­co­ny za nie­wie­le ponad 1 mln dola­rów Hel­l­ra­iser osią­gnie tak duży suk­ces. Podej­mo­wa­na tema­ty­ka i wszyst­kie bolącz­ki kina nisko­bu­dże­to­we­go (kule­ją­ce efek­ty spe­cjal­ne, gra aktor­ska) nie roko­wa­ły prze­cież dobrze tej produkcji.

W poszcze­gól­nych odsło­nach serii śle­dzi­my losy róż­nych boha­te­rów, w róż­nym cza­sie i prze­strze­ni. Łączy ich jed­no. W poszu­ki­wa­niu wyjąt­ko­wych cie­le­snych roz­ko­szy tra­fia­ją na mitycz­ną Kost­kę LeMar­chan­da zwa­ną tak­że Kon­fi­gu­ra­cją Lamen­tu.  Nie wie­dzą jed­nak, że uło­że­nie Kost­ki otwie­ra bra­my pie­kieł i przy­zy­wa z inne­go wymia­ru Pin­he­ada i jego demo­nicz­ne słu­gi. Jesz­cze raz oka­zu­je się, że trze­ba uwa­żać o co się pro­si, bo fak­tycz­nie moż­na to otrzymać.

Jak każ­da dłu­ga seria ma Hel­l­ra­iser ma swo­je wzlo­ty i upad­ki. Pierw­sze dwie czę­ści mimo upły­wu lat nadal potra­fią zro­bić ogrom­ne wra­że­nie. Oba fil­my to świet­na ilu­stra­cja sty­lu Bar­ke­ra. Mamy więc do czy­nie­nia z kinem bar­dzo „cie­le­snym” i krwa­wym. To zde­cy­do­wa­nie nie jest sub­tel­ny hor­ror. Ale takie też było zało­że­nie, w koń­cu tema­ty­ka Hel­l­ra­ise­ra eks­plo­ru­je wąt­ki sado­ma­so­chi­stycz­ne, sta­wia pyta­nia o gra­ni­ce jakie jeste­śmy w sta­nie prze­kro­czyć, aby spró­bo­wać nowe­go i zaka­za­ne­go.  Niski budżet fil­mów dzia­ła w tym przy­pad­ku na ich korzyść i choć wie­lu narze­ka na poziom efek­tów spe­cjal­nych ja bar­dzo lubię ich styl. Cha­rak­te­ry­za­cja i kostiu­my w dwóch pierw­szych odsło­nach to dla mnie mistrzow­ska robo­ta. Szcze­gól­nie moc­ne wra­że­nie zawsze na mnie robi Frank Cot­ton – sprawdź­cie zresz­tą sami.

Kolej­ne dwie odsło­ny wyraź­nie roz­sze­rza­ją uni­wer­sum. W czę­ści III mamy oka­zję poznać histo­rię naro­dzin Pin­he­ada, a w odsło­nie IV spo­tka­my same­go twór­cę Kon­fi­gu­ra­cji Lamen­tu. Nie­ste­ty Hel­l­ra­iser III to w mojej oce­nie pierw­szy sła­by film w serii, do cze­go nie­ste­ty wyraź­nie przy­czy­ni­ło się prze­nie­sie­nie pro­duk­cji fil­mu do Sta­nów. Zamiast jak wcze­śniej otrzy­mać moc­ne, wie­lo­wy­mia­ro­we kino dosta­je­my efek­ciar­ski pokaz fajer­wer­ków. Na szczę­ście kolej­ny film zma­zu­je nega­tyw­ne wra­że­nia. Co cie­ka­we Hel­l­ra­iser IV, mimo iż powsta­ło jesz­cze wie­le czę­ści w zasa­dzie domy­ka histo­rię Pin­he­ada i jest przez wie­lu uzna­wa­ny za ostat­ni „kano­nicz­ny” film serii. Ma to zwią­zek z fak­tem, że począw­szy od czę­ści V mamy do czy­nie­nia z wyraź­ną zmia­ną kierunku.

Hel­l­ra­iser Infer­no i Hel­l­ra­iser Hel­l­se­eker wpro­wa­dza­ją według mnie zupeł­nie nowe podej­ście do tema­tu. Dzia­ła­nia Pin­he­ada i Ceno­bi­tów nabie­ra­ją zupeł­nie nowe­go wymia­ru, a kli­mat i styl jest mniej „cie­le­sny”, a sta­je się bar­dziej oni­rycz­ny. Mimo iż wolę styl star­szych czę­ści, spodo­ba­ło mi się to nowe otwar­cie i uwa­żam, że oba fil­my są god­ne uwa­gi. Nie­ste­ty kolej­ne odsło­ny moż­na spo­koj­nie pomi­nąć. Część VII to total­na pomył­ka (po sean­sie dowie­dzia­łem się z resz­tą, że sce­na­riusz począt­ko­wo nie zakła­dał, że będzie to kolej­ny Hel­l­ra­iser i nie­ste­ty to widać – omi­jać ten film sze­ro­kim łukiem), a cześć VIII to w zasa­dzie przy­kład typo­we­go mło­dzie­żo­we­go sla­she­ra, co kłó­ci się zarów­no z począt­ko­wy­mi zało­że­nia­mi jak i nowym otwar­ciem. A jest jesz­cze część IX, ale oce­ny na pozio­mie 1,5/10 mówią chy­ba same za siebie.

Cykl Hel­l­ra­iser to mimo róż­nej jako­ści poszcze­gól­nych odsłon kawał porząd­ne­go kina gro­zy. Wszyst­ko to dzię­ki wyobraź­ni Bar­ke­ra, któ­ry powo­łał do życia demo­nicz­ne­go Pin­he­ada i zapo­cząt­ko­wał tym samym bar­dzo cie­ka­we uni­wer­sum. Hel­l­ra­iser to kla­syk, któ­ry wypa­da znać, ale mam szcze­rą nadzie­ję, że nie będzie­cie serii oglą­dać tyl­ko z kro­ni­kar­skie­go obowiązku.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.