CSI – Kryminalne Zagadki Las Vegas

Kie­dy w paź­dzier­ni­ku 2000 roku sta­cja CBS star­to­wa­ła z nowym seria­lem kry­mi­nal­nym chy­ba nikt, na cze­le z jego twór­ca­mi, nie sądził jaka popu­lar­ność sta­nie się jego udzia­łem. Obec­nie, po 12 sezo­nach CSI to nadal nie­słab­ną­ca, dobrze funk­cjo­nu­ją­ca machi­na. Serial, któ­re­go suk­ces zapo­cząt­ko­wał dwie inne serie spod mar­ki CSI –Kry­mi­nal­ne zagad­ki Mia­mi oraz Kry­mi­nal­ne zagad­ki Nowe­go Jor­ku. Jest pier­wo­wzo­rem serii gier video, ksią­żek, a nawet komik­sów. A tak­że stał się przez ostat­nie lata moim ulu­bio­nym seria­lem nie-fantastycznym.

CSI to serial, któ­ry opo­wia­da o pra­cy poli­cyj­nych tech­ni­ków z Las Vegas. Uzbro­je­ni w naj­no­wo­cze­śniej­szy sprzęt i wszech­stron­ne wykształ­ce­nie mają jeden cel. Na pod­sta­wie zebra­nych na miej­scu dowo­dów, nawet tych mikro­sko­pij­nych, umoż­li­wić poli­cji zła­pa­nie prze­stęp­ców. Sam serial nie był pierw­szym seria­lem kry­mi­nal­nym, któ­ry poka­zy­wał roz­wią­zy­wa­nie zaga­dek kry­mi­nal­nych przez labo­ran­tów i pato­lo­gów, ale był zde­cy­do­wa­nie jed­nym z pierw­szych, gdzie pra­ca kry­mi­no­lo­gów wysu­nę­ła się na pierw­szy plan. Zapo­cząt­ko­wał tak­że swo­isty szał i modę na tech­ni­ki kryminalne.

Już umiej­sco­wie­nie akcji seria­lu w Mie­ście Grze­chu było zde­cy­do­wa­nie strza­łem w 10-tkę. Las Vegas, mia­sto na pusty­ni zbu­do­wa­ne przez mafię to mimo upły­wu lat nadal nie­kwe­stio­no­wa­ne kró­le­stwo hazar­du, bory­ka­ją­ce się z wszel­kiej maści prze­stęp­czo­ścią. Śle­dząc pra­cę eki­py CSI pozna­je­my nie tyl­ko peł­ne blich­tru Vegas, ale tak­że ciem­ną stro­ną mia­sta. A twór­cy napraw­dę nie stro­nią od poka­zy­wa­nia trud­nych, mrocz­nych i bru­tal­ny spraw. Mor­der­stwa dzie­ci, gwał­ty, korup­cja w poli­cji, kon­flik­ty inte­re­sów i seryj­ni mor­der­cy to tyl­ko część wachla­rza pro­ble­mów jakie będzie­my śle­dzić. A wszyst­ko to zapre­zen­to­wa­ne nie­zwy­kle reali­stycz­nie (szcze­gól­nie jeże­li weź­mie­my pod uwa­gę, nie­mal­że obo­wiąz­ko­wą sek­cję zwłok) i świet­nie napisane.

Po dru­gie, co dla mnie oso­bi­ście jest nie­zmier­nie istot­ne, twór­cą uda­ło się stwo­rzyć gro­no bar­dzo inte­re­su­ją­cych posta­ci (gra­nych przez gro­no napraw dobrych akto­rów z Wila­mem Peter­se­nem, czy Lau­ren­cem Fish­bur­nem na cze­le) jed­no­cze­śnie nie kon­cen­tru­jąc się na wąt­kach oso­bi­stych. Efekt? Więk­szość (dla­cze­go nie wszyst­kie wię­cej wkrót­ce) odcin­ków moż­na z dużą przy­jem­no­ścią oglą­dać bez zna­jo­mo­ści pozo­sta­łych. I to jest też przy­czy­na, dla któ­rej CSI: Mia­mi oraz Nowy Jork zupeł­nie do mnie nie tra­fia­ją. Nie­ste­ty w obu pro­duk­cjach zde­cy­do­wa­no się moc­no pójść w kie­run­ku wąt­ków oso­bi­stych, co spo­wo­do­wa­ło, że szcze­gól­nie seria w Mia­mi momen­ta­mi zamie­nia­ła się w tro­chę mrocz­niej­sza tele­no­we­lę. Nie tędy dro­ga mym skrom­nym zdaniem.

Kry­mi­nal­ne Zagad­ki Las Vegas to jed­nak nie tyl­ko świet­ny serial poli­cyj­nych pro­ce­dur skon­cen­tro­wa­ny na poje­dyn­czych opo­wie­ściach. W zasa­dzie od same­go począt­ku two­rzo­no seg­men­ty, któ­re kon­cen­tro­wa­ły się na dłuż­szych histo­riach spa­ja­ją­cych nie­jed­no­krot­nie cały sezon. I te dłuż­sze opo­wie­ści, wień­czo­ne wstrzą­sa­ją­cym fina­łem to czę­sto praw­dzi­we pereł­ki. Takie jak finał sezo­nu pią­te­go „Gra­ve dan­ger” (tytuł odcin­ka zacho­wu­ję w ory­gi­na­le – nie­prze­tłu­ma­czal­na gra słów), któ­re­go współ­sce­na­rzy­stą i reży­se­rem był Quen­tin Taran­ti­no. Kapi­tal­ny wątek Minia­tu­ro­we­go Zabój­cy z sezo­nu siód­me­go, czy histo­ria seryj­ne­go zabój­cy Natha­na Haskel­la (sezon dzie­wią­ty i jede­na­sty). Moż­na by wymie­niać napraw­dę dłu­go. I nie myśli­cie, że „wstrzą­sa­ją­ce fina­ły” to wstrzą­sy typo­wo seria­lo­we, gdzie mamy „ciąg dal­szy nastą­pi…” a następ­nie hap­py end. Nic bar­dziej myl­ne­go. Jak wspo­mnia­łem wcze­śniej CSI to serial mro­czo­ny. Tra­fia­ją się spra­wy nie­roz­wią­za­ne, prze­gra­ne, a twór­cy nie boją się uśmier­cić nawet pierw­szo­pla­no­wych posta­ci. To wła­śnie ta wewnętrz­na dyna­mi­ka seria­lu jest tak prze­ze mnie lubiana.

Aby być uczci­wym wspo­mnieć trze­ba, że serial w zasa­dzie od począt­ku był kry­ty­ko­wa­ny przez orga­ny ści­ga­nia w USA za brak reali­stycz­ne­go odwzo­ro­wa­nia pro­ce­dur. Może śmie­szyć, że tech­ni­cy jeż­dżą lep­szy­mi samo­cho­da­mi niż poli­cja, a ich kom­pu­te­ry w kil­ka sekund są w sta­nie wyrzu­cić z sie­bie potrzeb­ne infor­ma­cje o DNA czy odci­skach pal­ców. Ale ja przy­my­kam na to oko. Wiem, że mogę usiąść przed tele­wi­zo­rem, śle­dzić kolej­ną intry­gu­ją­cą zagad­kę i dać się zasko­czyć sce­na­rzy­stom. Czy­sta przy­jem­ność. Z resz­tą jestem świe­żo po zakoń­cze­niu 12 sezo­nu, a jego finał utwier­dził mnie tyl­ko w prze­ko­na­niu, że mimo upły­wu lat twór­cy nadal nie powie­dzie­li ostat­nie­go słowa.

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Jerry’s Tales. Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.