Pradawne zło

Tekst uka­zał się pier­wot­nie na Carpenoctem.pl Sko­men­tuj pod pier­wot­nym postem!

Książ­ki pisa­ne w duecie to dla mnie swo­ista zagad­ka. Fascy­nu­je mnie jak wyglą­da pra­ca nad takim utwo­rem. Prze­cież chy­ba nie pisze się ich po jed­nym zda­niu na zmia­nę? Czy jeden autor rzu­ca pomy­sły, dru­gi prze­le­wa je na papier? Nie wiem, ale taki spo­sób pisa­nia budzi we mnie pew­ne oba­wy o spój­ność, a przez nią tak­że poziom cało­ści. Ale kie­dy poja­wi­ło się „Pra­daw­ne zło” posta­no­wi­łem prze­ła­mać swój nie­po­kój. Skło­ni­ły mnie ku temu dwie rze­czy. Po pierw­sze nostal­gia, któ­rej sub­tel­na woń jest wyczu­wal­na już od pierw­sze­go rzu­tu oka na tan­det­ną (ale peł­ną spe­cy­ficz­ne­go uro­ku) okład­kę z pirac­kim kościo­tru­pem. Jako żywo sta­nę­ły mi przed ocza­mi nie­za­po­mnia­ne okład­ki ksią­żek z Phan­tom Pres­su, któ­re pro­gra­mo­wo nie mia­ły wie­le wspól­ne­go z zawar­to­ścią. Po dru­gie nazwi­ska auto­rów. Doko­na­nia Łuka­sza Radec­kie­go nie­daw­no recen­zo­wa­łem przy oka­zji „Bóg, hor­ror, ojczy­zna” oraz „Gore­fi­ka­cji” i będąc pod pozy­tyw­nym wra­że­niem chcia­łem spraw­dzić jego naj­śwież­sze dzie­ło. Rober­ta Cichow­la­sa czy­ta­łem zaś łącz­nie może ze dwa opo­wia­da­nia, ale uzna­łem, że czas naj­wyż­szy prze­ko­nać się, jak jeden z naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nych auto­rów pol­skiej gro­zy spraw­dza się w dłuż­szej for­mie. Do tego obaj mają za sobą pew­ne doświad­cze­nie w takim mode­lu pisa­nia (co praw­da w posta­ci współ­pra­cy z bar­dzo prze­ze mnie nie­lu­bia­nym Kazi­mie­rzem Kyr­czem jr., ale jednak).

Na dzień dobry od razu dwu­krot­nie zosta­łem zasko­czo­ny. Po pierw­sze rekla­mą z okład­ki. Wyobraź­cie sobie, że „Pra­daw­ne zło” pole­ca nie­kwe­stio­no­wa­na gwiaz­da nasze­go ryn­ku wydaw­ni­cze­go, czy­li Gra­ham Master­ton. Moc­ny akcent, choć dla mnie taki ruch to zawsze decy­zja ryzy­kow­na. W koń­cu Master­ton w wywia­dach nie kry­je, że, jako zapra­co­wa­ny pisarz, innych hor­ro­rów… nie czy­ta. Otwie­ram książ­kę, a tam auto­rzy dedy­ku­ją swo­je dzie­ło. I tu zbi­ło mnie trosz­kę z tro­pu zesta­wie­nie nazwisk auto­rów. Gra­biń­ski z Bar­ke­rem i Master­to­nem? Przy­zna­cie, że intrygujące.

Ale czas przejść do meri­tum. „Pra­daw­ne zło” to zestaw trzech opo­wia­dań, z któ­rych każ­dy pre­zen­tu­je nie­co odmien­ny rodzaj hor­ro­ru i odmien­ną sty­li­sty­kę. Zbiór otwie­ra tekst tytu­ło­wy, któ­re­go histo­ria krę­ci się wokół pró­by kra­dzie­ży tajem­ni­czej figur­ki z zakry­stii jed­ne­go z kościo­łów w War­sza­wie. Całość roz­krę­ca się dość powo­li, a w któ­rymś momen­cie mia­łem nawet podej­rze­nia, że puen­ta oka­że się dość prze­wi­dy­wal­na. Na szczę­ście auto­rzy napraw­dę mnie przy­jem­nie zasko­czy­li. Uda­ło im się z dość ogra­nych kloc­ków uło­żyć spraw­ną, wcią­ga­ją­cą i potra­fią­ca wywo­łać ciar­ki na ple­cach opo­wieść. A przede wszyst­kim opa­trzyć całość bar­dzo faj­nym finałem.

Dru­gi tekst to „Świt szczu­rów” i jak sam tytuł suge­ru­je mamy tu do czy­nie­nia z maso­wo wyda­wa­nym u nas w latach 90-tych hor­ro­rem z nur­tu ani­mal attack. Musi­cie wie­dzieć, że szczu­ry to jeden z moich naj­więk­szych lęków. Pamię­tam z dzie­ciń­stwa jak w piw­ni­cy blo­ku, w któ­rym miesz­ka­łem zagnieź­dzi­ły się te gry­zo­nie. Każ­da wyciecz­ka po domo­wy dżem była mro­żą­cą krew w żyłach przy­go­dą, a wszyst­ko to zaszcze­pi­ło mi strach przed tymi stwo­rze­nia­mi. Może przez to nie jestem obiek­tyw­ny, ale dru­ga nowel­ka to tak­że bar­dzo porząd­ny kawa­łek gro­zy. Momen­ta­mi moc­ny i obrzy­dli­wy, momen­ta­mi cał­kiem kli­ma­tycz­ny. I znów z cał­kiem inte­re­su­ją­cym fina­ło­wym roz­wią­za­niem fabularnym.

Na koniec dosta­je­my histo­rię „Seks to nie wszyst­ko”. I to jest nowel­ka z któ­rą mam pro­blem. Po tytu­le podej­rze­wa­łem, że dosta­nie­my tekst w kli­ma­cie Master­to­na lub Edwar­da Lee, któ­rzy lubu­ją się w połą­cze­niu ero­ty­ki i hor­ro­ru. I na zupeł­nie bazo­wym pozio­mie to jest taka wła­śnie opo­wieść. Do tego moc­na, per­wer­syj­na i bru­tal­na. Ale dodam, że choć ja raczej nie nale­żę do wiel­bi­cie­li tego rodza­ju pro­zy, to sama histo­ria jest cał­kiem nie­zła (i po raz kolej­ny opa­trzo­na uda­nym fina­łem). To nie z fabu­łą mam pro­blem, ale ze spo­so­bem jej poda­nia. W pierw­szych dwóch tek­stach język jest pro­sty, ale całość czy­ta­ło mi się napraw­dę przy­jem­nie. Tutaj mamy przej­ście do pierw­szo­oso­bo­wej nar­ra­cji, pro­wa­dzo­nej przez kobie­tę, redak­tor­kę w wydaw­nic­twie, a język jest kom­plet­nie nie­straw­ny. Pro­stac­ki, momen­ta­mi cham­ski, a przede wszyst­kim kom­plet­nie nie­pa­su­ją­cy do boha­ter­ki. Przez taką zmia­nę w języ­ku i nar­ra­cji cały czas towa­rzy­szył mi spo­ry dyso­nans. Dru­ga rzecz, któ­ra w moim odczu­ciu oka­za­ła się nie­co chy­bio­na to dywa­ga­cje na temat ryn­ku gro­zy w Pol­sce. Obaj auto­rzy są zawo­do­wo zwią­za­ni z wydaw­nic­twa­mi i jeże­li boha­ter­ka nowe­li wypo­wia­da się na temat tego, co i jak się u nas wyda­je, mam pra­wo podej­rze­wać, że jej poglą­dy są zbież­ne z poglą­da­mi samych pisa­rzy. A te nie­zbyt mi się podo­ba­ły. I na sam koniec Gra­biń­ski. Przez całą książ­kę zasta­na­wia­łem się, czy coś prze­ga­pi­łem, czy jed­nak żad­ne nawią­za­nia do nasze­go kla­sy­ka się nie poja­wia­ją. Chy­ba jed­nak nie prze­ga­pi­łem, bo nawią­za­nie poja­wia się wprost (pada tytuł kon­kret­ne­go opo­wia­da­nia) dopie­ro na ostat­nich stro­nach. I znów nie­po­trzeb­ny dyso­nans. Moim zda­niem to nawią­za­nie jest tu nie­po­trzeb­ne i co gor­sza tra­fia kulą w płot (a dla pew­no­ści prze­czy­ta­łem tekst Gra­biń­skie­go, więc nie jest to stwier­dze­nie z mojej stro­ny zupeł­nie bezpodstawne).

Muszę jed­nak skoń­czyć czym prę­dzej to narze­ka­nie, żeby­ście nie odnie­śli wra­że­nia, że „Pra­daw­ne zło” to książ­ka sła­ba. Wprost prze­ciw­nie. Moim zda­niem mimo paru potknięć to napraw­dę porząd­ny i spraw­ny kawa­łek hor­ro­ru. Nie jest to żad­na wybit­na lek­tu­ra, ale świa­do­ma, B‑klasowa, lite­ra­tu­ra roz­ryw­ko­wa w dobrym wyda­niu, sta­no­wią­ca ide­al­ne czy­ta­dło na let­ni wie­czór. Auto­rzy odwo­łu­ją się do kul­ty­wo­wa­ne­go przez wie­lu sen­ty­men­tu do „Zło­tej ery hor­ro­ru” lat 90-tych, ale robią to z wyczu­ciem i nie ukry­wam, że z przy­jem­no­ścią się­gnął­bym po kolej­ną odsło­nę tego duetu.

Michał Rakowicz

Redaktor Carpe Noctem i współtwórca Konglomeratu podcastowego. Miłośnik horroru, kryminału i fantastyki w niemal każdej postaci, nieustannie walczący z pokusą dokupienia kolejnej książki i komiksu do systematycznie puchnącej kolekcji.